|
|
Bordeaux, Pireneje, Muzeum Hymera (w Niemczech po drodze) |
Autor |
Wiadomość |
James
zaawansowany
Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy Dołączył: 06 Lut 2009 Piwa: 73/30 Skąd: Katowice
|
Wysłany: 2018-01-06, 14:22 Bordeaux, Pireneje, Muzeum Hymera (w Niemczech po drodze)
|
|
|
Witajcie !
Zainspirowani Waszymi wieloma wspaniałymi relacjami, czekając z utęsknieniem na „ sezon Jamesowy” ( jak go nazywamy) postanowiliśmy oderwać Was od smętnych widoków za oknem i porwać do Francji.
W sierpniu 2017 ( zahaczając o początek września) wybraliśmy się do Francji. Nasza miłość do tego kraju ma długą historię, która zaczyna się w 1996 roku, kiedy to naszym VW T2 ( ogórkiem), którego mieliśmy przez 20 lat i w końcu sprzedaliśmy ( ciężko było, ale ile można mieć starych samochodów) pojechaliśmy na 10 dni do tego kraju. I…koniec- zakochaliśmy się. A zakup naszego staruszka Jamesa tylko pogłębił uzależnienie. Od tej pory, jak tylko możemy to wpadamy do tego wspaniałego kraju.
Zacznę ( w imieniu swoim i męża – podróżujemy razem, a James to był jego pomysł ) pisać, a jak Wam się spodoba, to będę kontynuować.
A więc , do rzeczy.
Sierpień 2017
Dojechaliśmy bezpiecznie do naszej ukochanej Francji. I... poczuliśmy się jakbyśmy wrócili do domu- tak się tu dobrze czujemy.
Jesteśmy w Thann , gdzie spędziliśmy noc wśród kilkudziesięciu kamperków (sami Francuzi) na terenie wyznaczonym przez gminę dla 120 kamperów (to jest kraj!), które mogą tu stać gratis.
Pijemy w łóżeczku kawę i myślimy co dalej. Marzy nam się odpoczynek, a do celu (umownie jest nim park ornitologiczny Teich, ale oczywiście to tylko wyznaczony kierunek) mamy 850 kilometrów. Może Masyw Centralny będzie dobry na odpoczynek?
Wczoraj przeskoczyliśmy przez całe Niemcy (też ok. 800km) i oj.... poczuliśmy to.
Po minięciu Ulm zjechaliśmy z autostrady (Boże, jakie one są nudne) i podejrzewając, że wkoło nich są jacyś ludzie nie zawiedliśmy się.
Pojechaliśmy górami przez Schwarzwald, miejscami na wysokości ok. 1300m przez Tuttlingen, Todtnau, Müllheim do granicy francuskiej. Początkowo odnieśliśmy wrażenie, że wyjechaliśmy komuś do ogródka- takie to wszystko było wymuskane (aż do przesady). A później w wysokich górach nagle uderzyło nas to, że mimo bliskości Szwajcarii, wszystko było strasznie biedne (jak na Niemcy oczywiście), martwe i zaniedbane. Chcieliśmy tam nocować, ale zagryźliśmy zęby i przejechaliśmy jeszcze te ostatnie 100km do Francji.
Jest cudownie, mamy w Jamesie w tej chwili 18 stopni, przez okno leciutko zagląda nam słoneczko... miodzio.
Powolutku, drogami tak podrzędnymi, jak to tylko możliwe (które zresztą uwielbiamy) przemieszczaliśmy się przez Burgundię. To nie jest takie proste , ale Andrzej potrafi przekonać GPS, żeby prowadził nas tak jak on sobie życzy Atmosfera była niesamowita! Jest już po żniwach, na polach została tylko kukurydza, więc co chwilę spotykaliśmy orzące traktory, które wzbijały tumany pyłu na polach o olbrzymim areale. Pięknie - aż po horyzont zero domów, tylko pola poprzetykane lasem i upał... (wróciło 30 stopni).
Andrzej znalazł genialne miejsce noclegowe dla kilku kamperków (z zakazem dla reszty aut - a to wielka rzadkość i miód na nasze serca) w miejscowości Fontaine Française. Odbywał się tu właśnie nocny targ, więc zajrzeliśmy, ale z racji zawodu nie jest to coś co kochamy, ale rozumiemy zachwyt innych.
A późnym wieczorem koło Jamesa "zaparkował" na chwilę koń, który wrócił z pracy na tej nocnej imprezie wraz ze swoimi właścicielami (francuska rodzina z dwójką dzieci). Woził ludzi piękną, wymuskaną bryczką. Brakowało miejsca by zapakować bryczkę do przyczepy. Pan poprosił o przesunięcie Jamesa troszeczkę do przodu.
Wyobraźcie sobie tą atmosferę : środek nocy, oświetlony James i zmęczony koń marzący o stajni…
Andrzej pomógł załadować bryczkę( a było dramatycznie, bo zaczęła się zsuwać z wozu) i pojechali.
Jeszcze z ciekawostek w ciągu dnia - zajrzeliśmy do parku w stylu angielskim w Vesoul (mały, ale sympatyczny). A stojąc przed nim udało mi się sfotografować prześwietlika platanowego. Biorąc pod uwagę, że ten owad ma ok. 3 milimetrów to dobrze się z aparatem spisaliśmy:) A zaczęło się od tego, że mały paproszek wylądował w Jamesie i mówię Andrzejowi - popatrz on się rusza! Spojrzał sceptycznie, no to chwyciłam za aparat...
Nie możemy się oderwać od Burgundii. Ach! gdybyśmy tak wygrali w totka! Kupilibyśmy sobie mały zameczek ( a dojrzeliśmy kilka tabliczek "à vendre"- do sprzedania) i spędzalibyśmy życie goszcząc wszystkich i dogadzając im potrawami pełnymi przepysznej wołowiny, masła i tutejszego wina...
Póki co snujemy się przez winnice i zwiedzamy zamki.
Wczoraj zupełnie przypadkowo "wciągnęło" nas do Château du Clos de Vougeot. Warto było. Zobaczyliśmy m. in. bardzo ciekawą ogromną prasę, która już kilka wieków temu, podczas jednej nocy radziła sobie z czterema tonami winogron i olbrzymią salę skonstruowaną w 1170 roku, gdzie panuje rewelacyjna temperatura (dla nas i dla wina:).
Później zwiedziliśmy prywatny Le Château de Bazoches-du-Morvan, w części którego nadal mieszkają właściciele.
Zatrzymaliśmy się na nocleg w niesamowicie spokojnej miejscowości (Bessay-s. Alliers), która zaprasza kamperki, , jesteśmy zupełnie sami pod młodymi platanami , ale obeszliśmy już miejscowość i całość po prostu promieniuje spokojem, więc zostajemy.
Właśnie otworzyliśmy wino Cahors, które pijemy pierwszy raz w życiu i bierzemy się do przygotowywania wołowych steków z ziemniaczkami i bakłażanami...
Wiecie jak wygląda szczęśliwy człowiek? To Andrzej stojący w Lidlu z dwiema butelkami czerwonego ,wytrawnego wina w rękach, z maślanymi oczkami mówiący :Mój Boże! te wspaniałe wina w Polsce są po trzy dychy a tutaj za jedną trzecią tej ceny!
IMG_2776.JPG
|
|
Plik ściągnięto 29 raz(y) 606,09 KB |
IMG_2758.JPG
|
|
Plik ściągnięto 15 raz(y) 524,83 KB |
IMG_2760.JPG
|
|
Plik ściągnięto 19 raz(y) 547,85 KB |
IMG_2749.JPG
|
|
Plik ściągnięto 17 raz(y) 432,98 KB |
IMG_2746.JPG
|
|
Plik ściągnięto 15 raz(y) 460,47 KB |
IMG_2735.JPG
|
|
Plik ściągnięto 18 raz(y) 382,84 KB |
IMG_2740.JPG
|
|
Plik ściągnięto 26 raz(y) 790,88 KB |
IMG_2712.JPG
|
|
Plik ściągnięto 15 raz(y) 409,29 KB |
IMG_2710.JPG
|
|
Plik ściągnięto 22 raz(y) 489,12 KB |
|
_________________ J.C. |
|
|
|
|
Wyświetl szczegóły |
|
izola
Kombatant
Twój sprzęt: MB Marco Polo
Nazwa załogi: Izolownia
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 20 Sty 2015 Piwa: 229/153 Skąd: Westfalia
|
|
|
|
|
James
zaawansowany
Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy Dołączył: 06 Lut 2009 Piwa: 73/30 Skąd: Katowice
|
Wysłany: 2018-01-06, 16:30
|
|
|
Bardzo nam miło, dziękujemy. A burgundzkie może kiedyś wypijemy razem pod francuskim niebem Korzystamy z okazji i dziękujemy za link do Aires service de… REWELACJA! Pierwszy raz z tej strony korzystaliśmy właśnie podczas opisywanego przejazdu.
Już się biorę do pisania . |
_________________ J.C. |
|
|
|
|
Wyświetl szczegóły |
|
Spax
Kombatant
Twój sprzęt: Fiat Ducato i Hobby 495
Nazwa załogi: Spax
Pomógł: 10 razy Dołączył: 08 Mar 2016 Piwa: 193/346 Skąd: Kolumna
|
Wysłany: 2018-01-06, 16:56
|
|
|
Relacja z "życiem" - mało tu takich. Czekamy na ciąg dalszy. |
_________________ Moje miescówki w Grecji »»» https://bonvoyage-travel.eu/maps/
|
|
|
|
|
Pawko
doświadczony pisarz
Twój sprzęt: Citroen Jumper
Nazwa załogi: ElPako
Dołączył: 17 Wrz 2010 Piwa: 52/23 Skąd: Sosnowiec
|
Wysłany: 2018-01-06, 18:22 Re: Bordeaux, Pireneje, Muzeum Hymera (w Niemczech po drodze
|
|
|
James napisał/a: | Witajcie !
... postanowiliśmy oderwać Was od smętnych widoków za oknem i porwać do Francji.
|
Do Francji zawsze dajemy się chętnie porwać, na zachętę jako że porwanie zapowiada się ciekawie |
|
|
|
|
izola
Kombatant
Twój sprzęt: MB Marco Polo
Nazwa załogi: Izolownia
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 20 Sty 2015 Piwa: 229/153 Skąd: Westfalia
|
|
|
|
|
James
zaawansowany
Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy Dołączył: 06 Lut 2009 Piwa: 73/30 Skąd: Katowice
|
Wysłany: 2018-01-06, 19:51
|
|
|
Dzięki! Też szukam "żywych" relacji i zawsze się cieszę, gdy takie znajduję.
Już czekamy na relację z zachodniego wybrzeża.
Ach...ileż już miłych wieczorów spędziłam czytając Wasze wspomnienia |
_________________ J.C. |
|
|
|
|
izola
Kombatant
Twój sprzęt: MB Marco Polo
Nazwa załogi: Izolownia
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 20 Sty 2015 Piwa: 229/153 Skąd: Westfalia
|
|
|
|
|
James
zaawansowany
Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy Dołączył: 06 Lut 2009 Piwa: 73/30 Skąd: Katowice
|
Wysłany: 2018-01-06, 20:51
|
|
|
Kolejny dzień był poświęcony tematowi zupełnie nie wakacyjnemu.
Otóż zwiedziliśmy miejscowość położoną ok. 20 km od Limoges – Oradour sur Glane
To szczególne miejsce ,w którym 10 czerwca 1944 roku naziści wymordowali wszystkich - 632 mieszkańców (240 kobiet, 197 mężczyzn i 205 dzieci). Ocalało 6 osób. Miała to być zemsta za zamordowanie oficera SS, ale de facto był to element szerszego planu mającego sterroryzować mieszkańców i powstrzymać ruch oporu.
Ku pamięci pozostawiono całą spaloną miejscowość z ulicami, kikutami budynków, tabliczkami z profesjami i nazwiskami ludzi, którzy w kolejnych domach mieszkali.
Zrobiło to na nas duże wrażenie, a jeszcze większe to późniejsze wyroki tylko dla kilku osób, a potem amnestia.
Relację z tego miejsca umieścił rok temu Marius. Jest tam również obszerny reportaż fotograficzny, więc żeby się nie powtarzać my dodajemy tylko zdjęcie wypalonego wnętrza kościoła, dzwonu, który się stopił i trzecie, które można by zatytułować „ a życie toczy się dalej”.
Następnego dnia wracamy do tematów wakacyjnych i mamy w planie Limoges.
Snuliśmy się dzisiaj leniwie. Aż zaczęłam się zastanawiać co się stało z tym dniem.
Na parę godzin popsuła nam się pogoda, ale nie daliśmy się i w deszczu poszliśmy zwiedzać Limoges.
Szkoda tylko ogrodu botanicznego obok katedry, bo tu jednak przydałoby się słońce:) Nawet w deszczu wyglądał wspaniale.
Zobaczyliśmy też secesyjny dworzec i most z 14-go wieku.
Na dworcu strasznie nam się spodobało miejsce do ładowania komórek. Trzeba było podłączyć się, usiąść i pedałować (naprawdę!). Super!
Później wpadliśmy na chwilę do producenta porcelany" Porcelaines Jacques Pergay", gdzie na żywo można zobaczyć jak się tworzy porcelanowe talerzyki i inne cacka.Bardzo ciekawe - w niesamowitym upale pracowały tylko (lub "aż" biorąc pod uwagę koszty) 4 osoby, bo jak nam wyjaśniono jest sezon urlopowy. A swoją drogą, że z takiej produkcji można wyżyć!?
A teraz osiedliśmy już na noc, wyszło słońce i jest 20 stopni (ideał!).
Jutro mamy ambitne plany przemieścić się pod Bordeaux.
Dopijamy kawkę i bierzemy się za zwiedzanie.Na początek Andrzej przygotował niespodziankę 20 km stąd ( jesteśmy w tej chwili w Lanoualle ok.40 km na południe od Limoges).Byłam ciekawa co to będzie.
Obiecana niespodzianka to muzeum historii medycyny w Hautefort.
Widzieliśmy już kilka tego typu obiektów, bo obydwoje je lubimy (i nie ma to nic wspólnego z naszymi chorobami, bo zawsze tak było), ale to miejsce miało kilka szczególnych obiektów np. aparaty rentgenowskie, całe wyposażenie gabinetów dentystycznych, sprzęt sprzed wieków do trepanacji czaszki, narzędzia do wyciągania żywego lub martwego niemowlęcia z łona matki, ciekawe inkubatory i wiele innych. I refleksja jak daleko posunęła się medycyna przez ostatnie 100 lat. Ile to genialnych umysłów, pasjonatów pracowało na to z czego w tej chwili korzystamy. Przy okazji-sprzęt jest ważny, ale ciągle wszystko opiera się na tym jednym genialnym chirurgu (to już z autopsji).
Przemieszczamy się dalej....
I nagle niespodzianka - concurs de labour. Sprawdzamy w słowniku, bo tacy dobrzy nie jesteśmy (to konkurs orki) i zachęceni tym, że będą orały stare traktory, zjeżdżamy. Wiecie jak Francuzi potrafią się bawić! Na stołach kilka opróżnionych butelek po winie i ślady południowej uczty, a oni szykują się do konkursu, w którym nie chodzi o czas, ale o precyzję (po winie, w upale - wyobrażacie sobie ?). Co ciekawe- nikt nie był pijany. Oprócz staruszków traktorów były też konie - super!
Później jadąc dalej właściwie co chwilę widzieliśmy imprezy - a to dożynki, a to nocne targowisko, a to konkurs gry w bule... Cudowny kraj!
Zatrzymaliśmy się na nocleg ok. 40 km. na połud. wsch. od Bordeaux w miejscowości Cadillac wśród kilkunastu kamperków. Mieliśmy szczęście, następny biedak już się nie zmieścił.
Wreszcie Bordeaux!. Zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Jak przeczytaliśmy - swój obecny stan zawdzięcza Alainowi Juppé, który będąc burmistrzem tego miasta przekształcił je z brudnego i zaniedbanego w tętniące życiem miejsce. Nawet James z tego skorzystał - dla kamperków wyznaczono miejsce w centrum, ocienione platanami, wprawdzie dość słono płatne, ale przynajmniej wiemy za co.
Około 15-tej Andrzej dał hasło do odwrotu, bo do rezerwatu ornitologicznego Teich mieliśmy 50 km., a zobaczyliśmy, że miejsce dla kamperków wyznaczono dla ok. 10 szt.
I to była bardzo dobra decyzja, bo zdobyliśmy ostatnie miejsce (jeszcze do tego rarytas - w cieniu).
Jutro będziemy zwiedzać rezerwat, dzisiaj był tylko krótki kilkukilometrowy spacer.
A teraz w Jamesie walczymy o serki, bo każdy z nas ma ulubione i Andrzej słyszy - nie wyjadaj mi mojego Comte, a jak już to bez skórki (dbam o jego wątrobę). Natomiast kiedy on otwiera jeden ze swoich ulubionych Le Vieux Pané to aż chce się zawołać : c' est la France!
Następny dzień był poświęcony ptaszkom, ale ponieważ rezerwat otwiera się dopiero o 10 godzinie, to rano przed kawą wyruszyłam na samotny spacer do piekarni (1,5 km. w jedną stronę). Atmosfera była niesamowita - uśpiona miejscowość, wzdłuż wąziutkiego chodnika posadzone ozdobne wysokie trawy, zapach wilgotnej zieleni... Super!
Andrzej stwierdził, że jestem niespokojnym duchem:)
Po 10-tej wyruszyliśmy do parku ornitologicznego. Kilkukilometrowy spacer, 20 czatowni (specjalnie przygotowane drewniane szopy z ławeczkami w środku i otworami w ścianie na różnej wysokości, aby ułatwić obserwację) . Przez całą drogę mijaliśmy się co chwila z tymi samymi entuzjastami ornitologii i wymienialiśmy uwagami w stylu : a widzieliście Państwo tamtego ptaka? Bardzo się przydał elektroniczny tłumacz, która sobie świetnie radzi z nazwami ptaków.
Już prawie zaprzyjaźniliśmy się z parą młodych ludzi, którym na koniec opowiadaliśmy o ptakach w Rumunii zapominając, że od Delty Dunaju dzieli nas bagatelka 4 000 km.! Ale oni to podsumowali stwierdzeniem, że życie przed nimi.
Zobaczyliśmy wiele gatunków po raz pierwszy np. bardzo eleganckiego rycyka i równie ładną warzęchę. Przez cały czas "polowaliśmy" na zimorodka i cały czas prosiłam Andrzeja, żeby go dla mnie wypatrzył (można na niego liczyć- w poprzednim wcieleniu chyba był kotem Jeszcze nigdy go nie widzieliśmy na żywo, a to bardzo ciekawy ptak, malutki, kolorowy, polujący na rybki, które przed zjedzeniem ogłusza waląc nimi o patyk. I wyobraźcie sobie - jesteśmy w ostatniej czatowni, a tam kilka osób na coś czeka i nagle oczywiście Andrzej zauważył naszego zimorodka! I nie uwierzycie - w tym momencie aparat napisał mi: wymień baterię!!! Andrzejowi udało się parę sekund z naszym bohaterem nakręcić, a ja, cóż, wymieniłam baterię. Ale ptaszek był taki miły, że jeszcze na chwilę wrócił z rybką. Gdybyście widzieli tą atmosferę, to podekscytowanie, słyszeliśmy trzaskające migawki aparatów, a Francuz obok zaczął nam żywo opowiadać o zwyczajach zimorodka i pokazywać co mu się udało sfotografować. I powiem, że mimo, że dysponował aparatem z obiektywem długości ok. 40 cm., całość ważyła ładnych parę kilo, to mój malutki aparat nie ma się czego wstydzić, jest mały ale ho, ho
To ptasie spotkanie było ukoronowaniem wizyty w rezerwacie Teich.
Ruszyliśmy dalej w kierunku Atlantyku i dojechaliśmy do miejsca, którego nawet nie ma na mapie ( nad samym Atlantykiem 5 km. od Grayan-et-l'Hopital), a które Andrzej "wyniuchał" w internecie. Wyznaczone dla kamperków, w cieniu starego sosnowego lasu (ten zapach!), 500 metrów od oceanu i do tego gratis! Zostajemy. Idziemy w kierunku plaży, na szczęście na mój wniosek w kostiumach. Jesteśmy nieźle ugotowani, bo temperatura jest straszna- 34 stopnie. W oceanie szaleją surferzy, a woda jest super ok. 20 stopni i fale, które strasznie nami poniewierały, ale przyjemnie!!!!
Snujemy się leniwie wzdłuż wybrzeża. Objechaliśmy dziś cały cypel na północ od Bordeaux.
Jest bezpiecznie, widzimy sporo policji, Andrzej zauważył dzisiaj, że nawet mają kamizelki kuloodporne i krótką broń automatyczną.
Ocean niezmiennie robi na nas wielkie wrażenie. Po południu poprawiła się pogoda i tam, gdzie teraz jesteśmy ( w okolicy Cap-Ferret) poszliśmy się wykąpać.
Fale były niesamowite - miały ok. 2 metrów. Zawsze kąpiemy się na zmianę, bo jedno z nas pilnuje sprzętu, kasy, itd. Najpierw weszłam ja. Strasznie mnie sponiewierało, a Andrzej siedział na brzegu i myślał, że przesadzam, póki do oceanu nie weszło dwóch potężnych facetów i nie mogli ustać na nogach.
Po raz pierwszy w życiu ja (wodne stworzenie) poczułam strach, że się utopię i wyszłam na brzeg.
Potem sponiewierało Andrzeja. Jutro wokół basenu Arcachon i dalej…
Spędzamy kolejną noc w tym samym sympatycznym miejscu wdychając zapach sosen...
Jedziemy wzdłuż wybrzeża, żeby wyrobić sobie zdanie jak wygląda ta część Atlantyku.
Andrzej, jak to on podjechał pod sam brzeg oceanu. Oczywiście zaczęłam narzekać, czy on zawsze musi wjeżdżać na plażę wąską drogą i fundować mi dodatkowe stresy.
Zeszliśmy na plażę, było pięknie, za niecałą godzinę miał się zacząć przypływ. Kąpaliśmy się i obserwowaliśmy jak się zaczyna.
W pewnym momencie na plażę zjechała koparka i zaczęła usypywać górę z piasku. Myśleliśmy : dla surferów? Potem zobaczyliśmy policjanta na wydmie. Stwierdziliśmy :dziwne.
Ale zbliżał się czas karmienia więc schodzimy z plaży. A tam podjeżdżają saperzy.
Andrzej pyta Francuzów co się stało i słyszy: bomba! Bomba?! Ale z czasów II wojny światowej.
Za chwilę dojechało trzech saperów, idą niosąc szpule przewodów , Andrzej ich zaczepił pytaniem czy będą detonować na plaży ? Odpowiedź : oczywiście. (W Polsce wywożą, cudują, detonują na poligonie...)
Wszyscy drapiemy się na wydmy, żeby lepiej widzieć. Napięcie rośnie, część ludzi zaczyna zasłaniać uszy. Dowódca saperów pyta, czy ktoś tu mówi po francusku ( bo było mnóstwo obcokrajowców) i na zasadzie "konia kują, a żaba nogę podstawia" Andrzej mówi : ja, ale jestem obcokrajowcem. Więc żandarm zaczyna się rozglądać za Francuzem, znajduje takiego i zleca mu pilnowanie, żeby nikt nie wchodził na plażę. Później słyszeliśmy wymianę zdań matki z synem " a tata?, tata dba o bezpieczeństwo" Zabrzmiało to tak jak "tata poszedł na wojnę".
Kiedy już było blisko detonacji dowódca kazał nam wszystkim zejść z wydmy i tonem nie znoszącym sprzeciwu dodał" c'est ne pas un spectacle!" – to nie jest spektakl.
I chwilę potem było jedno, średniej mocy bum!!!
Musimy powiedzieć, że jesteśmy pod wrażeniem sprawności służb- w dwie godziny 5 osób, jeszcze zanim na dobre zaczął się przypływ, rozwiązało problem.
IMG_3054.JPG
|
|
Plik ściągnięto 19 raz(y) 515,7 KB |
IMG_3056.JPG
|
|
Plik ściągnięto 15 raz(y) 552,62 KB |
IMG_3026.JPG
|
|
Plik ściągnięto 13 raz(y) 297,91 KB |
IMG_3010.JPG
|
|
Plik ściągnięto 13 raz(y) 384,22 KB |
IMG_3007.JPG
|
|
Plik ściągnięto 16 raz(y) 625 KB |
IMG_3006.JPG
|
|
Plik ściągnięto 23 raz(y) 459,52 KB |
IMG_2983.JPG
|
|
Plik ściągnięto 17 raz(y) 358,21 KB |
IMG_2924.JPG
|
|
Plik ściągnięto 11 raz(y) 726,6 KB |
IMG_2892.JPG
|
|
Plik ściągnięto 21 raz(y) 473,2 KB |
IMG_2887.JPG
|
|
Plik ściągnięto 16 raz(y) 579,65 KB |
|
_________________ J.C. |
|
|
|
|
James
zaawansowany
Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy Dołączył: 06 Lut 2009 Piwa: 73/30 Skąd: Katowice
|
Wysłany: 2018-01-06, 21:03
|
|
|
Jeszcze kilka fotek. Przepraszam,że takie pomieszane, ale coś mi się skopało. Dopiero się uczę
IMG_2864.JPG
|
|
Plik ściągnięto 26 raz(y) 335,18 KB |
IMG_2856.JPG
|
|
Plik ściągnięto 24 raz(y) 704,4 KB |
IMG_2855.JPG
|
|
Plik ściągnięto 17 raz(y) 769,92 KB |
IMG_2850.JPG
|
|
Plik ściągnięto 17 raz(y) 734,97 KB |
IMG_2832.JPG
|
|
Plik ściągnięto 19 raz(y) 402,43 KB |
IMG_2836.JPG
|
|
Plik ściągnięto 16 raz(y) 326,34 KB |
IMG_2849.JPG
|
|
Plik ściągnięto 22 raz(y) 338,26 KB |
IMG_2808.JPG
|
|
Plik ściągnięto 9 raz(y) 558,4 KB |
IMG_2807.JPG
|
|
Plik ściągnięto 11 raz(y) 745,63 KB |
IMG_2799.JPG
|
|
Plik ściągnięto 20 raz(y) 579,28 KB |
|
_________________ J.C. |
|
|
|
|
izola
Kombatant
Twój sprzęt: MB Marco Polo
Nazwa załogi: Izolownia
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 20 Sty 2015 Piwa: 229/153 Skąd: Westfalia
|
|
|
|
|
izola
Kombatant
Twój sprzęt: MB Marco Polo
Nazwa załogi: Izolownia
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 20 Sty 2015 Piwa: 229/153 Skąd: Westfalia
|
|
|
|
|
James
zaawansowany
Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy Dołączył: 06 Lut 2009 Piwa: 73/30 Skąd: Katowice
|
Wysłany: 2018-01-06, 22:34
|
|
|
Uff... Kamień z serca.
Bo już chciałam sobie odpuścić
Serio! |
_________________ J.C. |
|
|
|
|
Mavv
weteran
Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy Dołączył: 23 Lut 2014 Piwa: 68/48 Skąd: Ballina, Irlandia
|
|
|
|
|
yahoda
weteran
Twój sprzęt: HYMERMOBIL 522 FORD
Nazwa załogi: brave sir Robin
Pomógł: 4 razy Dołączył: 13 Paź 2015 Piwa: 71/62 Skąd: Starogard Gd.
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do ulubionych Wersja do druku
|
|