Agostini - 2014-01-02, 15:43 Temat postu: SYCYLIJSKIE ŚCIEŻKI ...między morzami, mafią, w cieniu wulkanu i 30 wieków zawiłej historii.
Jesienno-zimowa aura, tradycyjnie ogranicza nasze możliwości, zakres działań i obowiązków oraz zmusza nas do dłuższego przebywania w domach. To wtedy też, przychodzą pierwsze chwile kiedy z tęsknotą wracamy do wspomnień z naszych podróży i zaczynamy marzyć o następnych. To także dobry moment, aby przeżywając foto-nostalgię, coś tu napisać i te wakacyjne chwile odrobinę przedłużyć.
Poza tym nie skrobnąć parę słów, to tak jakby nie dokończyć podróży.
OK, myślę, że możemy uznać, iż wstęp mamy za sobą, a teraz powinniśmy przejść do meritum.
W ubiegłym roku swoją grecką relację zaczynałem słowami : „miała być Apulia, piaszczyste plaże Kalabrii i wreszcie Sycylia”. Dziś mogę napisać tak: była Apulia, piaszczyste plaże Kalabrii i ekscytująca Sycylia.
Lecz nie od razu było to takie oczywiste.
Kierunek nieznany, odległy i w szczycie sezonu, budził pewne obawy, ale kiedy podczas majowego weekendu, nasi forumowi przyjaciele, Krysia i Marek Sowa, zadeklarowali chęć powłóczenia się z nami po Sycylii, decyzja stała się przesądzona. Wyjątkowo długi czas, który sobie wygospodarowaliśmy - końcówka czerwca i cały lipiec, też miał temu sprzyjać.
Plan podróży, na przedwyjazdowym spotkaniu, z grubsza zostaje nakreślony i przez uczestników zaakceptowany. Nie jedziemy sami, dlatego wszelkie korekty i szczegóły na miejscu będą uwzględniane, w zależności od tego, co życie przyniesie.
Pozostało czekać na dzień startu.
Ów dzień, dla Sówków, następuje nieco wcześniej. Mają więcej czasu, ważną winietkę na Austrię, więc są już w podróży i po kilku dniach spotkamy się we Włoszech.
Czas szybko płynie, ruszamy i my. Lecz nie podążamy tą samą drogą i nasza trasa nie wiedzie przez Austrię. Opuszczamy Słowację i kierujemy się ku węgierskiej granicy, by może nieco dłuższą i gorszą drogą, za to z nadzieją na nie niepokojenie przez kogokolwiek, będziemy chcieli dotrzeć na wspólne spotkanie. To kolejny raz, kiedy nie decyduję się na przejazd austriackimi, szybkimi i pięknymi ich autostradami. W planach mamy zamiar spędzić udane wakacje, więc chcę już na wstępie uniknąć potencjalnych kłopotów i ewentualnych oskarżeń, o to, że przyjechałem tu, robić im koleiny, w ich równym i gładkim asfalcie.
Pierwszym punktem na włoskiej ziemi i miejscem spotkania z naszymi towarzyszami dalszej podróży, będzie Loreto. To jeden z żelaznych punktów tej wyprawy. Wiedzieliśmy o tym, już dwa lata temu, kiedy to pilnie śledziliśmy relację z włoskich wakacji naszych kolejnych forumowych przyjaciół -Pawcia i AGI i PIOTRA.
Później, jadąc dalej wschodnim wybrzeżem włoskiego „buta”, wzdłuż Adriatyku, będziemy już razem zmierzać ku Cieśninie Mesyńskiej.
c.d.n.Tadeusz - 2014-01-02, 16:07 Andrzejku, doczekałem się Twej następnej opowieści z drogi. Nareszcie.
Stawiam piwo na zachętę i obiecuję zaglądać tu co chwilkę. To tak dla motywacji. Pawcio - 2014-01-02, 16:35 Włochy.. kierunek naszej pierwszej 'wielkiej' i niezapomnianej wyprawy kamperem.
Zazdraszczemy nie zazdroszcząc ciesząc się, że będziemy mieli odwiedzić tę piękną krainę dzięki Waszej relacji. Tym bardziej, że będzie Sycylia, która jest naszym kamperowym marzeniem. frape - 2014-01-02, 17:48 też czekam na Wasze spojrzenie na Sicilię janus - 2014-01-02, 18:03 Pisz, pisz
Ale z tym spokojnym przejazdem przez Słowację to już nieaktualne. Mnie o mało co nie zważyli na bocznej drodze przed samą Bratysławą. Na szczęście (na oko) uznali, że mieszczę się w normie, ale po drugiej stronie ulicy obsługa wagi szalała Agostini - 2014-01-03, 20:50 Tadeusz
Cytat:
...obiecuję zaglądać tu co chwilkę.
Trzymam Cię w takim razie Tadeuszu za słowo.
Cytat:
To tak dla motywacji.
No to teraz już jestem podwójnie zmotywowany. Dzięki.
Pawcio
Cytat:
Zazdraszczemy nie zazdroszcząc ciesząc się, że będziemy mieli odwiedzić tę piękną krainę dzięki Waszej relacji.
I ja się cieszyć będę, jeśli uda mi się czymś tu Was zaciekawić, tym bardziej, że inspiracją do powrotu do Włoch, w dużej mierze była Wasza relacja. Pozdrawiam.
frape
Cytat:
też czekam na Wasze spojrzenie na Sicilię
To będziesz miała Małgosiu nie raz okazję, bo w Twojej relacji odnajduję wiele miejsc, w których my także byliśmy.
janus
Cytat:
Na szczęście (na oko) uznali, że mieszczę się w normie...
A widzisz. Są jeszcze kraje, gdzie można liczyć na pomiar „na oko”.
Obawiam się, że u ich zachodnich sąsiadów posługują się wyłącznie precyzyjniejszymi przyrządami.
Ale masz rację, spokojnym nie można się czuć nigdzie i stresik, taki czy inny, przydarzyć się może wszędzie. Czego dam przykład opisując drogę powrotną.
Ale to dla cierpliwych, bo to trochę jeszcze potrwa. Agostini - 2014-01-03, 21:09 Jako, że udało nam się trochę wcześniej z domu wyjechać a droga przebiegała wyjątkowo pomyślnie, więc granatowego James Cook’a doganiam tuż za Rawenną i o całe pół dnia wcześniej niż to planowaliśmy. Gorącym powitaniom nie byłoby końca, gdyby nie to, że zauważamy, iż właśnie jest niedzielne przedpołudnie i mamy jedyną okazję, aby za dwie, trzy godziny, być na miejscu pierwszego naszego celu.
Niesamowicie zatłoczona droga wzdłuż morza i towarzyszący widok niekończących się rzędów leżaków i kolorowych parasolek na plażach, podpowiada o słusznym wyborze poszukiwań innych plenerów do odpoczynku. Nie zatrzymujemy się tu nawet. Jest jeszcze jeden ważny powód, aby jechać dalej. To chęć dotarcia na Sycylię jeszcze przed tłumami turystów, i zanim zamelduje się tam połowa Italii.
Loreto to małe miasteczko w prowincji Ankona, miejsce niezwykłe, i dla Polaków wyjątkowe. Loreto to sanktuarium loretańskie i cmentarz żołnierzy polskich.
Kampery zostawiamy na parkingu, z którego na plac pod bazyliką wygodnie wjeżdżamy windą [N 43*26’25.0” E 13*36’17.3”].
Okazała świątynia została wzniesiona w XV wieku by skryć w sobie rzecz niepowtarzalną - Święty Domek (Santa Casa di Loreto), autentyczny, potwierdzony przez historyczno – archeologiczne odkrycia, nazaretański dom Maryi i Jezusa.
Przed wiekami, dom św. Rodziny składał się z groty wykutej w skale i właśnie z przylegającego owego kamiennego pomieszczenia. Obecnie stoi w centralnym punkcie bazyliki, a jego zewnętrzne mury obłożone są marmurowymi płaskorzeźbami przedstawiającymi znaczące sceny z życia Maryi. Pełne prostoty wnętrze to zaledwie trzy surowe ściany, czwartą, która była częścią groty, dziś zastąpił ołtarz.
W środku doświadczamy atmosfery wyjątkowej, podniosłej, pełnej powagi i pokory. Sprzyja głębokiej zadumie i modlitwie.
Nie trzeba się spieszyć, można tu zostać tyle ile się chce.
W nawach bocznych bazyliki, znajduje się wiele kaplic, a jedną z nich jest Kaplica polska. W niej odnajdziemy ważne epizody religijno – patriotyczne z historii Polski. Freski na ścianach przedstawiają po jednej stronie Jana III Sobieskiego wracającego z wiedeńskiej odsieczy, a po drugiej sceny z bitwy wojsk polskich i Cudu nad Wisłą. Nad ołtarzem natomiast, zauważymy witraż przedstawiający żołnierzy generała Andersa, którzy w wyzwalanym przez siebie mieście, z pełnym poświęceniem uratowali od pożaru, zbombardowaną przez Niemców loretańską bazylikę.
Tym czynem zyskali szacunek i wdzięczność mieszkańców a także specjalne podziękowania od papieża.
Niemcy również mają tu swoją kaplicę, i to nawet po sąsiedzku.
Zafascynowani miejscem, milczący i zagłębieni we własnych myślach wychodzimy z bazyliki, a tam na dziedzińcu... niespodzianka.
Słyszymy i widzimy polskiego...zakonnika? ...może księdza? Pomięta sutanna, znoszone sandały, swobodne, wesołe maniery, a w koło wianuszek słuchaczy. Mocno gestykulując, głośno opowiada loretańskie historie grupce prawdopodobnie swoich znajomych. Grzecznie się witamy i nadstawiając uszu, do grupki przyłączamy.
Słyszymy o zamożnej rodzinie De Angelis, która w momencie, kiedy było już wiadomo, że krzyżowcom nie uda się utrzymać Ziemi Świętej, zorganizowała i sfinansowała przeniesienie domku, chroniąc go w ten sposób przed zniszczeniem przez pogan. O prawdziwości powiedzenia, że Domek przenieśli Aniołowie, i czy zbieżność nazwiska mogła być przypadkiem. O skarbach i drogocennych wotach wywiezionych stąd przez Napoleona. Później objaśnia nam sceny z marmurowej obudowy Domku jako również arcydziełach włoskiego Odrodzenia.
Na koniec po wszystkim tylko zgodnie spoglądamy na siebie i... I wracamy do bazyliki.
O godz. 16 odbywa się msza św. w języku polskim prowadzona przez... „naszego” księdza. Agostini - 2014-01-03, 21:19 W bazylice...Agostini - 2014-01-03, 21:27 Mamy tu jeszcze jedno niezwykle ważne miejsce do odwiedzenia. Choć odległe, to dla nas Polaków bardzo bliskie.
To cmentarz tych, którzy nieśli wolność, tym razem z ziemi polskiej do włoskiej.
Po zdobyciu Monte Cassino i krótkiej przerwie, 2 Korpus Polski otrzymał samodzielne i bardzo odpowiedzialne zadanie działań ofensywnych dla zdobycia Ankony, największego portu nad Adriatykiem. Po wielu walkach i szybkiej ofensywie, Loreto było ostatnim etapem do osiągnięcia tego celu. To przypadek, ale znaleźliśmy się tu w przeddzień (1 lipca 1944) rocznicy wyzwolenia miasta przez Polaków. Po ciężkiej bitwie, 18 dni później, Pułk Strzelców Karpackich entuzjastycznie witany przez mieszkańców, wkroczył do Ankony.
Za ten sukces trzeba było jednak zapłacić wysoką cenę. Dowodem tego ma być ten Cimitero Militare Polacco i 1080 mogił ustawionych niczym w żołnierskim szyku.
O drogę dopytujemy się przechodniów, w głębi duszy będąc radośni i dumni dokąd zmierzamy.
Cmentarz jest zadbany i przepiękny. Kaskadowo położony i w cudownym miejscu u stóp sanktuarium, z amfiteatralnym widokiem na Adriatyk. Tylko to, i pamięć o tych, których pot i krew ostatni raz skropiły tą ziemię, pozostaną tu ich jedyną nagrodą. Za bohaterstwo, za oddanie największej ofiary, za walkę z wrogiem na obcej ziemi - to nie jest za wiele.
Brama wejściowa z figurą Zbawiciela prowadzi przez tarasy z cyprysami i palmami do kamiennego ołtarza, gdzie spokoju dusz strzeże Matka Boska Ostrobramska.
Oprócz katolików swe kwatery mają tu liczni prawosławni.Agostini - 2014-01-03, 21:37 Zbliża się wieczór, wyjeżdżamy z Loreto. Chcemy pokonać trochę trasy i znaleźć jakieś miejsce na nocleg.
Jedziemy drogą wzdłuż Adriatyku mogąc w każdej chwili skręcić gdzieś w stronę morza. Im dalej oddalamy się od północnych części Włoch, tym na drogach i w miastach jest luźniej i z zatrzymaniem się gdzieś, nie ma raczej większych kłopotów.
Tak docieramy do miasteczka Gulianova.
Natychmiast kierujemy się do jego nadmorskiej części i już po chwili trafiamy na duży, pusty parking nad samym morzem [N 42*44’30.9” E 13*58’39.8”].
Ustawiamy kampery drzwi w drzwi, z krzesełkami między nimi, by w końcu spokojnie sobie usiąść i odpocząć.
Wreszcie mamy czas na swobodną rozmowę, podzielenie się wrażeniami...
...na lampkę wina.
Ałłaał! ...kto mnie uszczypnął? ...tak, tak, wiem... - d w i e lampki wina... i kieliszeczek czegoś mocniejszego.
Zostajemy tu na noc.
Kieliszeczek jeden... taki malutki, na przywitanie... żeby nie było.
c.d.n.Jacek999 - 2014-01-03, 21:52 tez się doczekałem koko - 2014-01-03, 22:05 Loguję się bo mi się podobaRODOS - 2014-01-04, 12:02 Temat postu: RelacjaCzytamy i cieszymy się z Waszej udanej kolejnej podróży. Bardzo jesteśmy ciekawi wrażeń i opisów miejsc, które odwiedziliście . Miło się czyta Waszą relację i mamy nadzieję na powrót wspomnień z naszej podróży na Sycylię w 2012 roku. Serdecznie pozdrawiamy i niecierpliwie czekamy na ciąg dalszy. Lila i Tadeusz Endi - 2014-01-04, 14:12 Oj Andrzejku...Andrzejku , masz talent bracie.
Miło się z Wami podróżyje, taka ...wesoła kompanija Santa - 2014-01-04, 17:18 Temat postu: Re: SYCYLIJSKIE ŚCIEŻKI
Agostini napisał/a:
... nie skrobnąć parę słów, to tak jakby nie dokończyć podróży...
Podoba mi się takie podejście do sprawy i cieszę się, że klasyk forumowych relacji znów chwycił za pióro Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-01-04, 18:20 Jaa tez znalazłam chwile czasu by poczytać w których miejsch będziecie,gdzie i my byliśmy.Barbara Muzyk Agostini - 2014-01-04, 19:31 Jacek999
Witaj Jacku, miło że wpadłeś tu.
koko
Twój wpis też mi się bardzo, Konradzie, podoba. Witaj.
RODOS
Cytat:
Bardzo jesteśmy ciekawi wrażeń i opisów miejsc, które odwiedziliście .
Podróż była długa i wrażeń bardzo wiele.
Chętnie korzystałem z Twoich, Tadeuszu, wskazówek i będę starał się to wszystko opisać. Pozdrawiamy Was serdecznie.
Endi
Cytat:
Miło się z Wami podróżyje, taka ...wesoła kompanija
I ja dzięki Wam mam już tu bardzo miłą kompaniję. Dziękuję.
Santa
Cytat:
Podoba mi się takie podejście do sprawy i cieszę się, że klasyk forumowych relacji znów chwycił za pióro
Chwycić miał chęć wcześniej, ale łatwo nie było, bo obowiązków i wyzwań zawodowych nie ubyło a przybyło. Ale lepiej późno niż później i teraz jest trochę czasu wolnego, więc trzeba spróbować jakąś relację sklecić.
Miło mi widzieć Cię tu Santo, dziękuję i liczę na dalszą obecność.
Zbigniew Muzyk
Basiu, rozpoznasz wiele miejsc, w których byliście. Także zaglądaj tu. Agostini - 2014-01-04, 19:44 Jest poniedziałek rano i mamy lekką przewagę czasową w naszej podróży. To nawet dobrze się składa, bo plan jest ambitny i droga jeszcze nie krótka. Główny cel to Sycylia i założenie, aby jak najszybciej się tam znaleźć.
Stan morza i plaży przy naszej pierwszej miejscówce jakoś na kolana nie powala, więc mobilizuję załogi do tego abyśmy ruszali. Na relaks i odpoczynek przyjdzie jeszcze czas.
Przemieszczamy się w dalszym ciągu wzdłuż Adriatyku krajową Via Adriatica, przechodzącą czasami w drogę szybkiego ruchu, a w pewnych momentach nawet w autostradę. To ponad 1000 kilometrowa, najdłuższa włoska droga sieciowa. Im dalej jesteśmy na południu, tym krajobraz zauważalnie się zmienia. To rejony wyraźnie biedniejsze, mniej zurbanizowane i zaniedbane. Wypalone słońcem i ogniem pobocza to również nierzadkie widoki na drodze oddalonej o kilkanaście kilometrów od morza.
Abruzja za nami, to był region Molise, a teraz zaczyna się Apulia. Po lewej stronie mijamy drogowskazy na od dawna intrygujący nas Półwysep Gargano… i San Giowanii Rotondo… Vieste i Manfredonia. Ciągle to wszystko do odkrycia i aż kusi żeby skręcić. Ale nie możemy tego zrobić. Oczami wyobraźni widzę jak Włosi już pakują walizki by udać się na swoje sycylijskie wakacje. Musimy koniecznie być przed nimi.
Teraz miejscowości na wybrzeżu nie mają już charakteru kurortów z północy, zachowują swój urok i mogą przyciągać rzesze turystów.
Kiedy tak sobie jedziemy i rozmawiamy o możliwości osobnej wyprawy w te rejony, nieoczekiwanie wyłaniają się przedmieścia Bari. To stolica Apulii, a na wjeździe lotnisko, które widać niemalże z drogi. Owe "aeroporto" nosi imię bardzo znanego i lubianego tu Polaka - Karola Wojtyły.
Wymiana po jednym zdaniu przez radio z Sówkami, i jest już pełna zgoda, że miło byłoby spojrzeć na wielki napis o takiej treści na lotniskowym gmachu. Jednak ciasne barierki, inne przeszkody na jezdni, a w końcu szlaban zmusza nas do zawrócenia. Trudno, i tak było to poza planem, a za kilkanaście minut mamy spotkać się z kolejnym polskim akcentem.
Miejsce jest łatwe do odnalezienia, w samym centrum, przy nadmorskiej promenadzie.
W romańskiej bazylice San Nicolo (św. Mikołaja)odnajdujemy grób Bony Sforzy, królowej Polski. To jej rodzinne miasto i po śmierci Zygmunta Starego powróciła tu, by zaledwie rok później, otruta, pożegnać się z tym światem. Ta włoska księżniczka odegrała wielką rolę nie tylko w historii Polski, ale też i Europy. W cechującej surowością katedrze spoczywa w centralnym miejscu, w mauzoleum ufundowanym przez córkę, Annę Jagielonkę. Dla ciekawych - późniejszą żonę Stefana Batorego.
I proszę, nie kojarzcie jej tylko z włoszczyzną.
Teraz schodzimy do podziemi bazyliki. Znajdziemy tu grób św. Mikołaja - tego prawdziwego. To biskup z Miry (dzisiejsza Turcja), który zasłyną wieloma dobrymi uczynkami i chętnym dzieleniem się majątkiem otrzymanym w spadku po rodzicach. To także dzięki niemu, dzisiaj cieszymy się z tradycji otrzymywania prezentów w formie niespodzianki.
Obecnie sprawna promocja i marketing sprawiły, że ten skądinąd miły zwyczaj większość ludzi prawie wyłącznie wiąże z Mikołajem, tym z Rovaniemi.
Dalszą część pobytu w mieście przeznaczamy na przyjemną wędrówkę między bazyliką, starymi rzymskimi fortyfikacjami, a zamkiem Castello Normanno Svevo, zbudowanym przez króla Rogera II z Sycylii. Z tym, co jeszcze dzięki wpływowemu królowi powstało, już wkrótce przyjdzie nam wiele razy się spotkać. Ba, oglądając to wszystko, będziemy przytrzymywać własne żuchwy opadające z zachwytu.
Jest tu całkiem ładnie, i Bari tak nam będzie się już kojarzyło. Wokół wiele pasaży handlowych, efektownych budynków, dziedzińców i zupełnie można zapomnieć, że podobno w tym mieście łatwo jest o zarobienie guza na głowie.Agostini - 2014-01-04, 19:51 W BariAgostini - 2014-01-04, 19:54 Na spacerze w BariiAgostini - 2014-01-04, 20:09 Zbliża się wieczór i dobrze byłoby, za dnia, znaleźć jakieś miejsce do spania. Wyjeżdżamy z Barii.
Jutro odwiedzimy Alberobello, więc powinniśmy skręcić w głąb lądu, lecz my w dalszym ciągu podróżujemy wzdłuż wybrzeża. Powód jest taki, że nocną miejscówkę wolimy mieć gdzieś w nadmorskiej miejscowości, a ta, oddalona niecałe 40 km, ma nawet -„morze” w swojej nazwie.
W momencie, kiedy punkt 20,00 przejeżdżamy przez mostek i zatrzymujemy się w samym centrum Polignano a Mare, ktoś za nami ustawia w poprzek drogi barierki z zakazem wjazdu do tej części miasta. Przeczucie podpowiada, że z drugiej strony zrobiono podobnie, ale ta, z początku zaskakująca sytuacja, jakoś bardzo nas nie martwi. I tak nie mamy zamiaru dalej jechać.
Przed nami cały wieczór, jesteśmy uwięzieni w Zona Traffico Limitato, więc opuszczamy kampery i idziemy na długi spacer po „centro storico”.
Miejscowość jest niewielka, bardzo malowniczo położona na półkach skalnych, zawieszonych tuż nad Morzem Adriatyckim. To o tej porze, zaczyna się życie takich miasteczek jak to. Na ulice wylegają ludzie, zapełniają się restauracje i ławeczki na skwerkach. Dzieci, małe i te trochę starsze, radośnie i hałaśliwie biegają po placach, grają w piłkę, a prawie każdy z nich w ręku trzyma telefon komórkowy.
Dziecięcych zachowań mamy tu więcej. Teraz Marek zmienia nasze wcześniejsze ustalenia i z uporem, znanym nam z zachowań naszych pociech, domaga się zaspokojenia swojego apetytu na dobrą pizzę. A która będzie dobra? Chodzimy za nim od restauracji do restauracji, błagalnie już oczekując pozytywnej oceny i ostatecznej akceptacji.
Nie wiem, jak mu się to udaje, ale jemy najlepszą pizzę podczas naszego całego wyjazdu. Przepyszna, pachnąca... oj, długo będziemy ją pamiętać.
Na dodatek obsługa, młodzi kelnerzy (może właściciele?), są niezwykle przyjaźni i uprzejmi, na koniec przynosząc nam po gratisowym od firmy drinku.
To jakaś limonka... bardzo słodka, ale smaczna.
Jest bardzo miło, humory dopisują, zostajemy tu do rana [N 40*59’24.7” E 17*13’46.1”].
Nie, nie... nie w restauracji.
Wśród palm, w kamperkach, po drugiej stronie ulicy.
c.d.n.Santa - 2014-01-04, 20:36
Agostini napisał/a:
... liczę na dalszą obecność.
Ależ to oczywiste W tym dziale - jestem zawsze. A tutaj szczególnie, bo wygląda na to, że tu się kształtuje moja podróżnicza przyszłość gryz3k - 2014-01-05, 02:09 Piękna relacja Giulianova to miasteczko bardzo dobrze mi znane. Niedaleko parkingu na którym się zatrzymaliście znajduje się dzielnica cygańska. Oni też mają kampery, którymi jeżdżą by poznawać wnętrza kamperów innych ludzi
Niech ktoś zaprzeczy jednak, że Włochy to najpiękniejszy kraj Europy. Czekam na dalszą relację, ciekaw czy Wasze wrażenia z Sycylii pokrywają się z naszymi. Na Sycylii byliśmy po rozstaniu z Pawciami oraz Agą i Piotrem /wspomniana przez Ciebie relacja/. Oni zostali w Kampanii a my pojechaliśmy dalej. Agostini - 2014-01-05, 15:49 No tak, powinienem pamiętać, że nie ma tu chyba osoby wierniejszej temu działowi niż Ty Lucynko.
Jeśli ta relacja, w jakimś stopniu, przyczyni się do Twojej przyszłości podróżniczej, to będę się tym przed innymi chwalił.
Ten parking wydawał się bezpieczny, a okolica spokojna.
Może i jeżdżą ci Cyganie, jak piszesz, poznawać wnętrza innych kamperów, ale jeśli tak, to prędzej na północ.
Coś mi się wydaje, że to południe jest dla nas bezpieczniejsze niż większość ludzi sądzi.
Cieszę się, że i Ty Piotrze masz zamiar tu zaglądać. frape - 2014-01-05, 15:53
Agostini napisał/a:
Coś mi się wydaje, że to południe jest dla nas bezpieczniejsze niż większość ludzi sądzi.
nam się też poza Neapolem i Palermo wydało znacznie bezpieczniejsze niż "tłumna" północ, gdzie łatwo być anonimowym. A o serdeczności ludzi południa nie wspomnę
czekam niecierpliwie na dalszych ciąg - bo wygląda na to, że nasze relacje niedługo się skrzyżują - wracaliśmy wschodnim nabrzeżem gryz3k - 2014-01-05, 17:10
Agostini napisał/a:
Może i jeżdżą ci Cyganie, jak piszesz, poznawać wnętrza innych kamperów, ale jeśli tak, to prędzej na północ.
Coś mi się wydaje, że to południe jest dla nas bezpieczniejsze niż większość ludzi sądzi.
Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Byłem w Giulianowie kilkanaście razy /ostatnio na przełomie września i października/ i zawsze czułem się bezpiecznie. Swoje doświadczenia z Abruzzo opisałem na forum. Szkoda, że nie zgadaliśmy się przed Waszym wyjazdem. Podpowiedziałbym gdzie w Giulianovie zjeść najpyszniejsze arrosticini lub ponoć najlepsze w Italii owoce morza w restauracji w pobliskim Roseto.
Dużo dobrego /jak dotąd/ doświadczyłem np. w Kalabrii czy na Sycylii. Mam znajomego w Pulii, w Taranto, który gościł mnie ponad dwa tygodnie i trudno było mi się od niego wyrwać bo chciał, żebyśmy zostali całe lato
Twoją relację czytam z dużą przyjemnością. Agostini - 2014-01-06, 00:32 frape
Cytat:
...- bo wygląda na to, że nasze relacje niedługo się skrzyżują -...
Też to zauważyłem.
Nawet trochę czekałem, aż wyjedziesz z Sycylii, żeby nie przeszkadzać, a Ty... a Ty pojechałaś do Pustkowa.
Pomachałbym i zamrugał światłami, ale będę podążał Twoim śladem i pewnie już Cię nie dogonię.
gry3ek
Cytat:
Podpowiedziałbym gdzie w Giulianovie zjeść najpyszniejsze arrosticini lub ponoć najlepsze w Italii owoce morza w restauracji w pobliskim Roseto.
A to jeszcze nic straconego, bo na pewno jeszcze kiedyś w tamtym kierunku pojedziemy. Będę pamiętał, dzieki. gryz3k - 2014-01-06, 00:46 Polecam się. Tam w okolicy jest jeszcze dużo innych fajnych miejsc. Pisałem o niektróych w wątku o Abruzzo. Agostini - 2014-01-06, 01:02 Jesteśmy już na obcasie włoskiego buta, lecz na sam dół nie pojedziemy.
Oddalamy się teraz od adriatyckiego wybrzeża i kierujemy w głąb Apulii, malowniczej krainy, pofałdowanej pagórkami porośniętymi łanami zbóż i sadów.
Nie tylko takie rolnicze, sielskie krajobrazy tu odnajdziemy, to także bogaty w historię region starożytnej Italii. W tym sercu Morza Śródziemnego ścierały się zamierzchłe cywilizacje, stąd wyruszały wyprawy krzyżowe, tu wreszcie odbyła się krwawa bitwa (pod Kannami), gdzie w 216 r. p.n.e. dwukrotnie słabsze wojska Hannibala zmiażdżyły armię rzymską. To była największa klęska militarna w całej historii Rzymu.
Zdradzę, że za jakiś tydzień będziemy w miejscu, tym razem zwycięstwa Rzymian nad tymi samymi Kartagińczykami - i to na morzu, u wybrzeży Wysp Egadzkich.
A tymczasem przed nami Alberobello, śliczna i niezwykła wioska, skansen, z białymi domkami ze stożkowatymi dachami. To znane na całe Włochy - „trulli”, dziwne i tajemnicze, zbudowane bez użycia zaprawy z wapiennego kamienia, wiejskie budowle. Dziś całkowicie podporządkowane turystom, zamienione na galeryjki, sklepy z pamiątkami i wyrobami regionalnymi.
Zatrzymujemy się przed jednym z nich, a sprzedawczyni tylko krótko pyta skąd jesteśmy i w sekundę ustawia przed nami wielką tablicę z informacją po polsku o możliwości degustacji różnych likierów bez konieczności ich zakupu. Trochę zdziwieni, zaskoczeni, ale mile... więc wchodzimy do środka.
Pani wlewa do małych plastikowych kubeczków i częstuje nas likierami: z kaktusa, z agawy, takim i owakim, trudno zapamiętać, wszystkie w ładnych, smukłych butelkach, zaopatrzonych w kolorowe etykiety. Nie jestem zwolennikiem takich słodkich trunków, ale postanawiamy, że coś, mimo wszystko kupimy. Jesteśmy na początku naszego zwiedzania, więc umawiamy się, że wracając tu zajrzymy.
Jak za chwilę okazuje się, to co drugi trullo ma w swojej ofercie podobne specjały i spacerując obok nich, trudno jest odmawiać usilnym zaproszeniom gospodarzy.
Odwiedzamy „Alerobello w miniaturze”, jesteśmy na tarasie widokowym,
w restauracji na pysznej kawie i w końcu wracamy do kamperów ustawionych na parkingu (6,-E) wśród oliwek [ N 40*46’57.1” E 17*14’03.1”].
Gdybyśmy wybrali normalną drogę, zamiast skrótu, to teraz nie musielibyśmy przeciskać się (dosłownie) przez okoliczne wsie. Na dodatek, wąskie, kręte dukty, są obudowane wysokimi murkami z kamienia, skutecznie ograniczając widoczność, przez co, o „bliskie spotkanie” z innym użytkownikiem nie trudno. Nas też tu raczej nikt się nie spodziewał, więc widok zaskoczonego i wystraszonego Włocha z naprzeciwka, jest pewnym unikatem i może odrobinę rekompensować własne skoki ciśnienia i gimnastykę włosów na głowie.
Gdyby nie pewna miejscowość, to nie mamy już znaczących punków na trasie prowadzącej do sycylijskiej przeprawy. A jest nią Massafra, miasto rozdzielone rozpadliną skalną na dwie części. Mamy je po drodze i zatrzymamy się tylko na chwilę.
Parkujemy przy ulicy, tuż przed jedynym mostem łączącym obie części miasta i idziemy z bliska przyjrzeć się temu geologicznemu zjawisku.
Na dnie głębokiej rozpadliny uformowały się jaskinie, a na skraju powstałego wąwozu widać fragmenty rozdzielonych budynków. Można jedynie próbować wyobrazić sobie, jak olbrzymia siła musiała rozerwać górę i odsunąć od siebie o kilkaset metrów te domy.
Wyjeżdżamy z tej Masakry... przepraszam -Massafry, i widok morza, znowu zaczyna towarzyszyć naszej podróży. Tym razem jest to już Morze Jońskie. Z jego uroków dziś nie skorzystamy. Jest popołudnie i chcemy pokonać trochę trasy. Tak docieramy do nadmorskiego miasteczka Ciro Marina.
Ładną ma tylko nazwę, bo widok jaki zastajemy, teraz wieczorem, budzi nasze skrajne emocje. Na szczęście po pewnym czasie odnajdujemy betonowy plac [N 39*22’01.2” E 17*08’00.9”] i pod okiem kamerki Guardi Costiery (Straży Przybrzeżnej) ustawiamy kampery na noc.
c.d.n.Agostini - 2014-01-06, 01:08 c.d.Marek Sowa - 2014-01-06, 15:18 Witam wszystkich podróżujących razem z nami. Andrzej opisuje tą wakacyjną przygodę z takim wyczuciem i dokładnością zdarzeń, że jestem pod olbrzymim wrażeniem. Dołączyłem do Was nieco późno, ponieważ nie jestem na forum zbyt często ale dotychczasowe posty przeczytałem jednym tchem i nic dodać nic ująć.
Muszę przyznać, że oprócz talentu Andrzeja jaki tu wszyscy mają okazję poznać ma on ich wiele więcej i tu Andrzejku wielki szacun - jestem z Wami do końca i jeszcze dłużej Tadeusz - 2014-01-06, 17:12 No cóż. Powiem prawdę.
Kocham Was Basiu i Andrzeju.
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-01-06, 20:53 My spaliśmy 29,pazdziernika 2012 roku w Massafrze,pobladzilismy wieczorem wśród uliczek.Nie pamiętam czemu nie mamy zdjęć/,pewnie wieczorne były niewyraźne/.Za to rano wjechalisny na targ.Ale co z MATREA,ktora jest pod Unesco?Nie gniewaj się wklejam 4 zdjeciaAgostini - 2014-01-06, 22:12 Marek Sowa
Mareczku, Ty to wiesz, ale chcę to powiedzieć głośno także tu, że ta wakacyjna przygoda mogła być taka,
również dzięki Wam i Waszemu wspaniałemu towarzystwu.
Wierzę, że to nie ostatnia nasza wspólna podróż.
Tadeusz
Cytat:
No cóż. Powiem prawdę.
Kocham Was Basiu i Andrzeju.
Tadziu my Ciebie też. Dzięki
Zbigniew Muzyk
Wszystkiego nie da się obejrzeć podczas jednego wyjazdu. Mam świadomość, że ominęliśmy wiele ciekawych miejsc, ale na coś trzeba było się zdecydować.
Tak też było i na Sycylii. Trudno, w razie czego jest po co wrócić.
Cytat:
100_1983.jpg
W tych rejonach dużo jest takich dachow
Są nawet całe osiedla wiejskie złożone z takich domków.Agostini - 2014-01-06, 22:17 Tempo dalszej relacji może być trochę wolniejsze, bo zasoby się pokończyły, a od jutra... wiadomo... żeby w przyszłości podróżować trzeba też pracować.
Nie mniej nadal będę robił co w mojej mocy, żeby czytelnicy mi się nie rozpierzchli.
Za chwilę ciąg dalszy...frape - 2014-01-06, 22:28 to i czekam Agostini - 2014-01-06, 22:41 Nie taki diabeł straszny, jak go wieczorem malowali.
Ranek ukazuje nam starszą część miasta w nieco przyjaźniejszych barwach, a tuż obok zaczyna się ciąg restauracji i barów usytuowanych przy piaszczystej, wydaje się, że niekończącej się plaży. Widok ten sprawia, iż uzmysławiamy sobie, że wakacje to przecież nie wyścig, jesteśmy już kilka dni w podróży i należy nam się mała przerwa. W takim razie idziemy sprawdzić co oznacza ten intensywnie niebieski kolor morza i trochę poplażować.
Błogiemu lenistwu bez końca, całkiem nie możemy się poddać i wczesnym popołudniem ruszamy dalej.
Kalabria to czubek „buta”, niemal dotykający Sycylii, obmywany wodami, z jednej strony morza tyrreńskiego, a z drugiej jońskiego. My do samego końca będziemy podróżować wzdłuż tego drugiego, choć na wysokości Catanzaro (stolicy prowincji) moglibyśmy przedostać się na zachodnią stronę półwyspu i wjeżdżając na autostradę, wyraźnie skrócić drogę. Tylko czy moglibyśmy wtedy być świadkami tej ciszy i spokoju jaki po tej stronie Kalabrii panuje? Gdzie kończy się już długie pasmo Apeninów, gdzie nie ma modnych i hałaśliwych kurortów, a szerokie i piaszczyste plaże stykają się z wyjątkowo krystalicznie czystą wodą. Region ten ciągle takim pozostaje, gdyż nie ma dobrej opinii nie tylko wśród samych Włochów. Uważają go za strefę biedy, nieurodzaju i opanowaną przez bandytów.
Choć na trasie nie widzimy innych kamperów a samochody mają wyłącznie włoskie rejestracje, to nie czujemy tu jakiegoś zagrożenia. Bo i niby od kogo, kiedy postanawiamy zatrzymać się przy pustej, złocistej plaży, by chwilę odpocząć... i znowu dać nura do błękitnej wody.
Kalabria to kontrasty i dla wielu wielbicieli Italii, kraina ciągle nie odkryta. My też jej nie odkryjemy, bo czas szybko mija, a kilometrów na liczniku nie przybywa. Musimy ruszać, bo przecież jeszcze dziś chcemy postawić nasze stopy na sycylijskiej ziemi.
W czasie drogi, zwracamy uwagę na wiele osiedli i opuszczonych domów, ziejących pustymi otworami okiennymi.
Do Villa San Giovanii, miejsca przeprawy, pozostało około 30 km a wraz z ubywającym dystansem, światła Sycylii towarzyszą nam coraz bardziej wyraźne. W końcu to tylko niecałe 4 km w najwęższym miejscu.
Bilety na prom kupujemy z marszu, zatrzymując się jedynie na chwile, przy „biglietterii” na samym nabrzeżu [ N 38*13’20.6” E 15*37’59.6”]. Po kwadransie szlaban się podnosi i przy huku, podskakujących pod kołami ciężkich blach, wjeżdżamy na prom. Wychodzę na zewnątrz, ale jest ciemno i na widoki raczej nie ma co liczyć. Ciemno jest nawet na pokładzie. Pokonanie cieśniny to okamgnienie i po 30-40 minutach wjeżdżamy na upragnioną wyspę.
Pierwsze próby znalezienia miejsca na nocleg w Mesynie kończą się niepowodzeniem, a na następne „zbiorowość” nie daje szans, przypominając mi, iż właśnie wjechaliśmy na Sycylię i nie wolno nam tu ryzykować. Zwołujemy naradę i po krótkiej, burzliwej dyskusji, kolegium decyduje (żeńskie głosy muszą liczyć się podwójnie), że dla bezpieczeństwa należy wjechać na autostradę i tam poszukać parkingu do przenocowania.
Dla mnie osobiście, to trochę przesada, ale cóż... szerszej dyskusji w tym temacie nie przewidziano i... jak postanowiono, tak zrobiono.
Kiedy wtulałem głowę w poduszkę, nadal jeszcze rozmyślałem i ciągle powątpiewałem... Czy to było konieczne?
A któż mógłby zrobić nam tu krzywdę?
- Cosa Nostra..? N’drangheta..? Sacra Corona Unita..? Camorra..? Stowarzyszenie Św. Trójcy z północy ?
c.d.n.Agostini - 2014-01-06, 22:46 c.d.Agostini - 2014-01-06, 22:49 c.d.gryz3k - 2014-01-06, 23:57 Nocowaliśmy na Sycylii na dziko, zarówno przy plaży jak i nieopodal portu w Palermo. Mój znajomy Sycylijczyk o wdzięcznym imieniu Alfio twierdzi, że mafia zapewnia turystom bezpieczeństwo. Jest ona bowiem największym beneficjentem przychodów z turystyki. Agostini - 2014-01-08, 16:51 Nocowania gdziekolwiek na dziko ja się mniej obawiam, bardziej pozostawiania na dłużej kampera bez opieki.
Ale robimy to, opuszczamy go, nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej.
Im dłużej przebywaliśmy na wyspie i poznawaliśmy ludzi, a mieliśmy do nich wiele szczęścia,
to z opinią Twojego kolegi coraz bardziej się zgadzaliśmy. Agostini - 2014-01-08, 20:54 Wczoraj był późny wieczór, było ciemno a my byliśmy zmęczeni. Dopiero dzisiaj możemy rozejrzeć się w około i zawołać - Ciao SICILIO!!! - trójnożna Trinakrio!!!
Wprawdzie Endi już użył tego utworu, ale ja zrobię to jeszcze raz, by uzupełniając o słowa przybliżyć Wam trochę samych Sycylijczyków.
Nie ma nawet jednego miejsca na tej ziemi, Gdzie nie napotkasz Sycylijczyka, Stany Zjednoczone, Francja czy Anglia, robisz dwa kroki i spotykasz ziomala, Noś w sercu nadzieję, Że pewnego dnia powrócisz do domu, Mercedesem obok mamy.
Cześć, cześć, cześć Sycylijczyku! Cześć, cześć, cześć! Jeździsz po świecie i szukasz szczęścia Cześć, Gdziekolwiek pojedziesz cześć, cześć Sycylijczyku! Wiem, że je znajdziesz.
Tylko patrząc na mapę, Widzisz, że włoski but wygania Cię, Sinatra, Martin i towarzystwo, Są tam, żeby pokazać Ci drogę, Noś w sercu nadzieję, Że pewnego dnia powrócisz do domu, Mercedesem obok mamy.
Cześć, cześć, cześć Sycylijczyku! Cześć, cześć, cześć! Jeździsz po świecie i szukasz szczęścia Cześć, cześć, cześć Sycylijczyku! Gdziekolwiek pojedziesz Wiem, że je znajdziesz.
Pewna skaza, która nazywa się Mafia, Czarny cień, który podąża za Tobą, I jeśli ludzie robią Ci fochy, Ta piosenka je usunie.
Cześć, cześć, cześć Sycylijczyku! Cześć, cześć, cześć ! Cześć, cześć, cześć Sycylijczyku! Gdziekolwiek pojedziesz Wiem, że je znajdziesz
Cześć, cześć, cześć Sycylijczyku! Cześć, cześć, cześć! Jeździsz po świecie i szukasz szczęścia Cześć, cześć, cześć Sycylijczyku! Gdziekolwiek pojedziesz Wiem, że je znajdzieszAgostini - 2014-01-08, 21:57 Przywitanie z wyspą mamy za sobą a teraz nieoczekiwanie, witani jesteśmy przez młodego polskiego kierowcę ciężarówki, który także zatrzymał się tu na noc. Opowiada o swojej żonie i dziecku mieszkających w Polsce, o ciężkiej pracy u szwedzkiego pracodawcy, o tym jak nam zazdrości możliwości wypoczynku i sposobu podróżowania.
Już gdzieś o podobnej historii czytałem... prawda Santo? A może to ten sam kierowca?
Niemniej, spotkanie to, uświadamia nam, że nie inaczej... -naprawdę mamy dobrze, choć często o tym zapominamy.
Nasze „giro Sicilia” zaczynamy od północnego wybrzeża. Wyjeżdżamy z autostrady, i nie tylko dlatego, że jest płatna, ale głównie dlatego, że liczymy na możliwość podpatrywania tej prawdziwej i autentycznej Sycylii.
Zamierzenie było uzasadnione, ale koszt tej decyzji okazał się trochę uciążliwy. Jedziemy teraz bardzo, ale to bardzo wolno (więc pisał, też, będę p o w o l i ) , drogą, a to przybliżającą się, a to oddalającą od wybrzeża, pod górkę i w dół, z niezliczonymi zakrętami, raz w prawo, raz w lewo, zaliczając po kolei małe osady, i takie większe, prawie zawsze zatłoczone miejscowości. Uff... a nie mówiłem?
Aż tacy mało bystrzy to my nie jesteśmy i wystarczyłaby godzina tego podpatrywania, ale cóż... jak powiedziało się „a”, to trzeba powiedzieć też „b”. Nagrodą za tą cierpliwość, są ukazujące się od czasu do czasu piękne widoki Morza Tyrreńskiego. I Wysp Liparyjskich, którym jeszcze w domu długo przyglądałem się szukając możliwości samodzielnego popłynięcia do nich. Widokom tym trudno się oprzeć i gdy tylko nadarza się okazja to korzystamy z niej zatrzymując się w przydrożnych punktach widokowych.
A tak w ogóle, to zapomniałem powiedzieć, że jedziemy do Cefalu. A to już stało się, bo właśnie miasteczko wyłania się przed nami.
Jadę pierwszy a towarzyszy temu, prawie zawsze, mały stresik. Niby z google’owskim ludzikiem, miesiąc temu już tu byłem, coś tam widziałem, coś tam sobie zaznaczyłem, ale rzeczywistość często wygląda zupełnie inaczej. Poza tym trzeba uważać na znaki, na to żeby nie wjechać w jakiś stragan, albo ciasną, nieprzejezdną uliczkę. Na szczęście, zawsze dzielnie pomaga mi wtedy Basia, a i od Marka nierzadko otrzymuję skuteczne wsparcie.
Cefalu to miasteczko o niezwykłym położeniu, dawny port rybacki wciśnięty między ogromną skałę a morze. Znane jest także z pięknych plaż z drobnym piaskiem i wspaniałej katedry górującej nad miastem. W czasie naszej wędrówki nie mogło ono zostać przez nas niezauważone. Niestety okazuje się, że podobnego zdania są liczni turyści, którzy przybyli już tu przed nami w nadziei, by miło spędzać swój czas.
Zaraz po zaparkowaniu przy ulicy wzdłuż sierpowatej zatoki pierwsze kroki kierujemy na Piazza Duomo. Otoczona palmami wspaniała katedra, została zbudowana z woli normańskiego króla Rogera II. Wnętrze to najstarsze na Sycylii mozaiki kościelne z dominującym wizerunkiem Chrystusa Pantokratora (błogosławiącego cały świat), który stał się pierwowzorem dla jego wizerunków w katedrze w Monreale i Cappella Palatina w Palermo. Już wkrótce będziemy mieli szczęście być także w tych obu niezwykłych miejscach.
Troszkę kręcimy się po okolicy pełnej turystów, sklepów i kawiarni, przysiadamy gdzieś na kawkę, a później przyglądamy się orszakowi ślubnemu na schodach katedry. Jako, że jesteśmy fanami nie tylko pięknych budowli, ale także aktywnego wypoczynku, to teraz mamy zamiar wspiąć się... ałał! ...a teraz to za co!? ...acha, nie wszędzie używać liczby mnogiej? ...na La Rocca, górę, pierwotne miejsce założenia miasta.
Gdyby nie najgorętsza pora dnia, to podejście nawet nie byłoby takie uciążliwe. Zaczyna się szeroką ścieżką i zygzakowatymi schodkami prowadzi aż do przedhellenistycznej budowli, świątyni Diany. Lecz to nie jest najwyższy punkt. Teraz, wzdłuż resztek obronnych murów i fortyfikacji, przedzieramy się z Markiem przez sosnowy las, aby przejść przez grań i znaleźć się w punkcie, z którego rozpościera się widok na Cefalu, zatokę i całą okolicę. Panorama jest zachwycająca i pomimo dość forsownej wyprawy, zachęcam do jej odbycia.
Trud i wysiłek czas nagrodzić, udajemy się więc na obiad.
Do obiadu piwo, obowiązkowo „grande” , a później... a później siuup do wody.
To odpowiedni czas i miejsce, by zrelaksować się, odpocząć i nabrać sił.
Może okazać się to konieczne przed nową fazą naszej podróży -pełną wrażeń i emocji.
Na dwa dni udajemy się... gdzie? Do PALERMO!
c.d.n.Agostini - 2014-01-08, 22:04 CefaluAgostini - 2014-01-08, 22:08 W drodze na La RoccaFux - 2014-01-08, 22:09 frape - 2014-01-08, 22:19
Agostini napisał/a:
DSC02900.JPG
Zbliżenie
dokładnie w tym samym miejscu dziabnęła nas żandarmieria
http://www.camperteam.pl/...p=391404#391404Elwood - 2014-01-10, 04:35 Andrzeju - dzięki relacjom takim jak Twoja bezsenne noce mają swoje zalety. Pozdrawiam i cierpliwie czekam na ciąg dalszy. Qcyk - 2014-01-10, 12:17 Andrzeju stawiam piwko , wspaniała fotorelacja , poprosimy o jeszcze Santa - 2014-01-10, 21:40
Agostini napisał/a:
...Już gdzieś o podobnej historii czytałem... prawda Santo?
Świetna pamięć
Zapytaj Basię, czy deklarował się do pomocy przy myciu pleców - jeśli potwierdzi, to ten sam
za przywołanie miłych wspomnień i czekam na to co ma nastąpić ... Elwood - 2014-01-11, 11:35
Santa napisał/a:
za przywołanie miłych wspomnień i czekam na to co ma nastąpić ...
Sorki, że się wcinam, ale moja ciekawość każe zapytać czy w tym czekaniu to chodzi o dalszą relację, czy obietnicę umycia pleców . . . . .
Lucynko z góry przepraszam Santa - 2014-01-11, 12:19
Elwood napisał/a:
Santa napisał/a:
za przywołanie miłych wspomnień i czekam na to co ma nastąpić ...
Sorki, że się wcinam, ale moja ciekawość każe zapytać czy w tym czekaniu to chodzi o dalszą relację, czy obietnicę umycia pleców . . . . .
Lucynko z góry przepraszam
Elwood - nie ma za co Najważniesze, że wyobraźnia i poczucie humoru wracają na CT
I jeszcze to, że Elwood znów się uaktywnia..., może to zapowiedź kolejnej, oczekiwanej relacji... Agostini - 2014-01-11, 21:12 Fux
Witaj Fuks i dzięki za tą oszczędną w słowa aprobatę.
frape
Spostrzegawcza jesteś frape, brawo.
Widzę, że trochę różni się lipcowa sceneria tego miejsca od tej wrześniowej. I nareszcie mogę być gdzieś pierwszy.
Świat jest mały, coraz mniejszy.
A że taki jest, to jeszcze tu będę miał okazję pokazać.
Elwood
Towarzysząc nam dalej w tej podróży, rozpoznasz wiele miejsc, w których dwa lata temu byliście. Mimo to zachęcam Cię do dalszego zaglądania tu.
Tylko Elwood’ku... może wieczorami, bo dobrze byłoby żebyś się jednak wysypiał.
Cytat:
...czy w tym czekaniu to chodzi o dalszą relację, czy obietnicę umycia pleców . . . . .
Wolałbym żeby chodziło o plecy ...Elku, Ty zgrywusie.
Qcyk
O jak miło widzieć i sympatycznych Qcyków... bo mam nadzieję, że Agatka też Ci tu czasami przez ramię zerknie.
Dzięki i pozdrawiam
Santa
Cytat:
Zapytaj Basię, czy deklarował się do pomocy przy myciu pleców...
Zaniepokoiłaś mnie. Pytałem. Zarzeka się, że takich ani innych deklaracji nie było. W takim razie to nie ten.
Cytat:
...czekam na to co ma nastąpić ...
- a więc prego... za chwilęFux - 2014-01-11, 21:22 Agostini, potencjalny kierunek na dłuższe wakacje. Jeszcze pozostaje jedna kwestia: nie wiemy, kiedy... Agostini - 2014-01-11, 21:34 Dlaczego Palermo?
Jakież miasto może być bardziej sycylijskie od Palermo. Poza tym pięknie położone nad szeroką zatoką, otoczone górami w żyznej dolinie zwanej Conca d’Oro (Złota Muszla), słynącej z bogactwa palm, oliwek i pomarańczy.
Od lat w mojej wyobraźni przewijały się obrazy egzotycznego i barwnego miasta. Miasta hałaśliwego i wielokulturowego, na którego specyficzny klimat miały się składać muzułmańskie dzielnice zamieszkiwane przez Arabów i Afrykanów. W końcu miasta o złodziejskim micie, wstrząsanego krwawymi wydarzeniami i zdemoralizowanego przez mafię.
Może nie jest to najbardziej wymarzone miejsce na spędzenie urlopu, ale nie spróbować, być może raz w życiu, znaleźć się w tym orientalnym tyglu widoków, zapachów i dźwięków, może okazać się stratą nie do odrobienia.
W przekonaniu, że podróżujemy w dwie, wspierające się załogi i nic nie może nam zagrozić, wyruszamy w chłodny poranek w kierunku sycylijskiej stolicy. Noc spędziliśmy na autostradowej obwodnicy, na stacji benzynowej oddalonej ok. 15 kilometrów od miasta. Pogodę mamy cały czas umiarkowaną, temperatury nawet w najgorętszej porze dnia oscylują w granicach zaledwie 30˚C, co jak na warunki sycylijskie jest rzadkością. Nie martwi nas to bardzo, bo ciągle jesteśmy w podróży, a przypominając sobie ubiegłoroczną Grecję, wiem jak takie upały mogą być uciążliwe.
Mając trzy możliwości zakwaterowania się, wybieramy opcję najbliższego centrum stellplatzu. Namiary, które posiadam, okazują się obarczone pewnym błędem, ale dysponuję też pełnym adresem, więc po wykonaniu rundy po okolicy, uspokojeni przekraczamy bramę ogrodzonego murem placu wśród mieszkalnych bloków. Na pierwszy rzut oka wygląda to na zwykły parking strzeżony, ale jest tu stanowisko do obsługi kampera, urządzona zmywalnia i prysznic, choć pod chmurką to z ciepłą wodą. Stellptlatz można polecić, także ze względu na jego świetne położenie niemalże w samym centrum miasta [N 38*06’36.6” E 13*20’33.0” - Via Cappucini 96]. Jest to powodem, że rezygnujemy z wypożyczenia drugiego skutera i już po kilkudziesięciu minutach nieskrepowanie i z mapą w ręku ruszamy w miasto.
Na pierwszy ogień idzie Palazzo Normanni (Pałac Normanów), nieco oddalony, musimy się cofnąć, ale dający szansę na rozpoczęcie zwiedzania w jako tako uporządkowany sposób. Nie trudno jest go wypatrzyć, to monumentalna budowla, goszcząca niegdyś najwyśmienitsze dwory średniowiecznej Europy. Dziś też odgrywa duże znaczenie, gdyż mieści się tu obecnie także siedziba sycylijskiego Parlamentu.
Najcenniejszą częścią apartamentów królewskich jest Cappella Palatina (Kaplica Pałacowa), prywatna kaplica wpływowego (poznanego już nam wcześniej) Rogera II. Jej kameralne wnętrze z niezwykle barwnymi, bizantyjskimi mozaikami prawdziwie wprawia w osłupienie.
Z naszego uporządkowanego zwiedzania niewiele wychodzi. Próbując odnaleźć katedrę, w gąszczu ulic i zaułków gubimy się. I tak niestety już pozostanie. Dzielnie jednak stawiamy czoło tłumom i choć trochę chaotycznie, to w większości trafiamy w miejsca, które zaplanowaliśmy.
W kaskach na głowach, krętymi, wąskimi schodkami, wdrapujemy sie na wierzę, dzwonnicę, jednego z najsłynniejszych kościołów Palermo. To z czerwonymi kopułami San Giovanni degli Eremiti już na pierwszy rzut oka zdradzający swoje arabskie pochodzenie. Chwilę później jesteśmy w potężnej Cattedrale. Odnajdujemy tu m.in. kaplicę z grobowcami najsłynniejszych władców Sycylii, Rogera II i Fryderyka II Szwabskiego, niemieckiego władcy, który tak pokochał swoją nową ojczyznę, że zwykł mawiać, że: „Gdyby Bóg zobaczył moje królestwo Sycylii, nie wybrałby Palestyny”. W innej, srebrnej urnie spoczywają szczątki św. Rozalii, patronki miasta. Dzięki rosyjskiej przewodniczce dowiadujemy się o niewielkim otworze w kopule katedry i strumieniu światła, który wskazuje zmieniające się znaki zodiaku, umieszczone w posadzce.
W samym sercu starego miasta, na skrzyżowaniu dwóch najważniejszych ulic, znajduje się plac Quattro Canti (Cztery Rogi). Wklęsłe fasady budynków ozdobione są fontannami, herbami i pomnikami najważniejszych postaci w dziejach miasta. Po sąsiedzku, na Piazza Pretoria obejrzymy wspaniałą fontannę z nagimi posągami, nazwaną przez miejscowe zakonnice fontanną „Wstydu”.Agostini - 2014-01-11, 21:38 c.d.Agostini - 2014-01-11, 21:56 Obowiązkowy na dziś zestaw zwiedzający mamy zaliczony, teraz możemy gdzieś przysiąść, napić się kawy, chwilę odpocząć.
Palermo to przedziwne miasto, gdzie wszystko jest przemieszane. Obok wspaniałych budowli i placów spotykamy na wpół zburzone budynki, widzimy potwornie niszczejące fasady kościołów, czy np. od dawna nieposprzątane pogorzelisko.
Miasto cechuje wyraźna odrębność, dla jednych straszne, dla innych piękne, ale z całą pewnością na tyle interesujące, że warto je odwiedzić.
Fenomenem jest to, jak na każdym kroku czuje się tu ducha i spuściznę lat świetności.
Palermo to także słynne targi, m.in. najstarszy Vuciria, gdzie codziennie już od XI wieku handlarze rozkładają swoje towary wzdłuż ulicy. Nas też nie może tu zabraknąć, zaplanowaliśmy wtopienie się w ów tłum, by przez chwilę poczuć atmosferę takiego miejsca.
W dużych, turystycznych miastach, szczególnie tu na południu, działają gangi scippatori – wyrywaczy. Wiemy, że trzeba będzie zachować tu dużą ostrożność i trzymać torby i plecaki blisko siebie. Przed wejściem upominamy i przestrzegamy się o tym wzajemnie.
Ach, no i jeszcze najważniejsze... żeby tylko jakiemuś Capo di tuti capi na odcisk nie nadepnąć.
Hałaśliwa Vuciria to był przede wszystkim targ mięsny, ale obecnie to także miejsce sprzedaży, poukładanych w wielkie piramidy warzyw i owoców, niezliczonej ilości ryb oraz wszelkiego rodzaju artykułów niespożywczych, czyli takich made in... wiadomo co.
Już przy wejściu, czujemy się tu trochę obco i niemile. Trzeba się oswoić z zapachem i widokiem krwi poćwiartowanych wielkich mieczników, tuńczyków, czy obdartych ze skóry na pół poprzecinanych innych zwierząt.
Z naszymi plecakami i aparatami fotograficznymi jesteśmy łatwo rozpoznawalni. Już na kilometr widać kim jesteśmy, więc całego targu ciągnącego się aż do portu nie mamy zamiaru przemierzyć.
Nie trzeba było długo czekać kiedy zauważamy, że podejrzanie blisko nas trzyma się jakiś młody człowiek. A to dzieży przed sobą a to buja na pasku, mały aparat kompaktowy i dziwnym trafem chodzi za nami i przystaje w tych samych miejscach co my. Mając podejrzenie, że ten aparat to kamuflaż, instynktownie coraz częściej odwracamy się i obserwujemy go.
Na takie czy podobne okoliczności, to my nawet jesteśmy przygotowani. Spodziewamy się, że wcześniej czy później, ktoś może chcieć nas tu okraść. Ba, przed wejściem, umówiliśmy się nawet miedzy sobą , jak wtedy mamy postępować.
Także strach nas nie paraliżuje... jesteśmy tu we czworo i nic nie pozwolimy sobie odebrać, a dla niego i jego ewentualnych wspólników, może się to skończyć ciężkim pobytem w szpitalu. Aaa mooże i gorzej! Tak mu mówię!
Noo...w myślach tak mu mówię.
A że myśli odczytywać, to on chyba musiał umieć... bo po chwili gdzieś zniknął.
Pod wieczór Sówki uruchamiają rowery, ja skuterka, i bez określonego celu jedziemy z Basią powłóczyć się po mieście.
c.d.n.Agostini - 2014-01-11, 22:00 Na targu VucciriaSanta - 2014-01-11, 22:26
Agostini napisał/a:
...
Santa
Cytat:
Zapytaj Basię, czy deklarował się do pomocy przy myciu pleców...
Zaniepokoiłaś mnie. Pytałem. Zarzeka się, że takich ani innych deklaracji nie było. W takim razie to nie ten.
Cytat:
...czekam na to co ma nastąpić ...
- a więc prego... za chwilę
Najważniejsze, że to był niepokój twórczy
Palermo - w Twoim obiektywie i opisie - wspaniałe Neapol mi przypomina.
Grazie
Pozdrowienia dla Basi Elwood - 2014-01-11, 22:35
Cytat:
. . . .Tylko Elwood’ku... może wieczorami, bo dobrze byłoby żebyś się jednak wysypiał.
Andrzejku jak kazałeś tak zrobiłem. Dobrej nocy życzę.
A swoją drogą coś bardzo Lucynkę te plecy kręcą. Ten kierowca musiał mieć coś w sobie frape - 2014-01-11, 22:39
Agostini napisał/a:
Spostrzegawcza jesteś frape, brawo.
Widzę, że trochę różni się lipcowa sceneria tego miejsca od tej wrześniowej. I nareszcie mogę być gdzieś pierwszy.
Świat jest mały, coraz mniejszy.
A że taki jest, to jeszcze tu będę miał okazję pokazać.
no we Włoszech trzeba mieć oczy dookoła głowy i szybko się orientować co i jak
wrześniowa - chyba ciut spokojniejsza jest. Fajnie, że przetarłeś szlaki choć.... gdybyś był skorszy do pisania to zdążylibyśmy z Twojej relacji skorzystać - a tak musieliśmy szlaki przecierać sami piotr1 - 2014-01-11, 23:19 Suppper relacja . Wracają wspomnienia z wyjazdów do Włoch . To ulubiony kierunek wyjazdów mojej żony koko - 2014-01-12, 20:16 Dzięki Qcyk - 2014-01-13, 10:59 Piwko które poprzednio Andzejku Tobie postawiłem przechyliło się i
przez przypadek a może i nie postawiłem Tadeuszowi. Stawiam jeszce raz .Teraz z pianą na dwa palce brams - 2014-01-13, 11:42
Agostini napisał/a:
Wszystkiego nie da się obejrzeć podczas jednego wyjazdu. Mam świadomość, że ominęliśmy wiele ciekawych miejsc, ale na coś trzeba było się zdecydować.
O tak. W 2012 wydawało misie, że za jednym wyjazdem "zaliczymy" całą Chorwację. Na szczęście - nie.
Pifko - za relację - jasne, z pianką na 3 palce Agostini - 2014-01-14, 21:59 Dobrze... kwestia pleców powinna zostać rozstrzygnięta ostatecznie.
Każdy myje sobie sam.
Jak nie dosięga... to czas zacząć ćwiczyć.
Cytat:
... gdybyś był skorszy do pisania
Już miałem napisać –„i kto to mówi!” , ale OK... ruszyłaś z tą Sycylią... to nie będę Ci dokuczał.
Qcyku, Marcinie... jesteś niemożliwy. Spokojnie, liczą się intencje. Za to masz u mnie piwko, a Tadziowi ja też chętnie postawię.
Cytat:
W 2012 wydawało misie, że za jednym wyjazdem "zaliczymy" całą Chorwację. Na szczęście - nie.
I słusznie. Choć nadal, zwłaszcza w czasie długiej podróży zdarza się, że coś tylko „zaliczamy”, bo lepiej zaliczyć niż nie być może nigdy, to w miejscach, które nas bardziej interesują staramy się nie spieszyć.
„Zaliczając” nie poznamy tych miejsc, jedynie je zobaczymy. I ludzie. To jest to co czasami pamięta się jaszcze dłużej niż zabytki.
Dzięki za jasne z pianką (trzy palce... to dlatego nosa ubrudziłem) i cieszę się, że jedziesz z nami.
Dzięki za dzięki, dzięki za pozdrowienia, witam piotra1... i czas w drogę.
Dziś na jeszcze jeden dzień zabieram Was do Palermo. Agostini - 2014-01-14, 22:17 Na naszym stellplatzu stoi kilka włoskich kamperów, innych, tu, i po drodze nie spotykaliśmy. Jest czysto, cicho i przestronnie. Po dniu pełnym wrażeń, noc minęła spokojnie, a ja spałem nawet jak zabity. Na co Basia, słysząc to, mówi mi, że w takim razie już powinienem znać to uczucie i zrezygnować z zamiaru dalszej jazdy do podejrzanych dzielnic.
Tak... tylko, że właśnie to one są najciekawsze. I pewnie mniej niebezpieczne niż nam się to wszystkim wydaje.
Drugi dzień w Palermo ma nie być już tak intensywny. Nie oznacza to, że nie będzie dla nas ciekawy.
Od rana przygotowujemy się do wyjścia. Wybieramy się do muzeum śmierci. Tak potocznie nazywa się katakumby przylegające do klasztoru Kapucynów. To jest bardzo blisko naszego miejsca stacjonowania, więc idziemy na piechotę.
W tym raczej makabrycznym miejscu wystawione zostały na widok publiczny setki zabalsamowanych ludzkich mumii. Nieboszczycy, ubrani niekiedy w stroje z epoki, stoją teraz poustawiani według hierarchii społecznej lub wykonywanych zawodów, w wymurowanych niszach, albo leżą jeden nad drugim na ściennych półkach. Przytwierdzone do wnęk, z powykrzywianymi twarzami, całkowicie lub częściowo rozłożone, ze skórą, z włosami, nie robią przyjemnego wrażenia i każą zastanowić się nad sensem takiego pochówku.
Za to w klasztorze Kapucynów spotyka nas miła sytuacja. Kiedy na dłużej zatrzymujemy się przed bocznym ołtarzem, zastanawiając się, kim był zakonnik pod którym widnieje podpis „św. Bernard z Corleone”, podchodzi do nas mężczyzna i zaciekawiony przygląda się nam. Po nieudanej próbie wyjaśnienia pochodzenia świętego, na jego skinienie ręki, teraz my zaciekawieni podążamy za nim. Wprowadza nas najpierw do zakrystii, pokazuje na rzeźby, ołtarze, później otwiera i oprowadza po dalszych pomieszczeniach. Na koniec wskazuje na ilustrowaną historię życia świętego Bernarda, która decyzją Jana Pawła II z 2001 roku zakończyła się jego kanonizacją. Za każdym razem bacznie nas obserwuje, a na nasze zachwyty z satysfakcją i z przyjacielskim uśmiechem potakuje głową.
Zaglądamy na sąsiadujący cmentarz z bardzo ciekawymi nagrobkami i sarkofagami. Duże wrażenie robi grobowiec dziewczynki wypełniony jej zabawkami i zdjęciami.Agostini - 2014-01-14, 22:20 Przyległy do kościoła cmentarzfrape - 2014-01-14, 22:35
Agostini napisał/a:
Cytat:
... gdybyś był skorszy do pisania
Już miałem napisać –„i kto to mówi!” , ale OK... ruszyłaś z tą Sycylią... to nie będę Ci dokuczał.
yyy no co pisałam przecież, ino może nie o Włoszech, ale jednak dobra wracamy do Twojej/Waszej Sycylii Agostini - 2014-01-14, 22:36 Czeka nas teraz przejażdżka za miasto - odwiedzimy sanktuarium św. Rozalii na Monte Pellegrino (Górze Pielgrzyma).
Zanim tam dotrzemy, pokręcimy się jeszcze trochę po centrum, obejrzymy kilka interesujących obiektów i wjedziemy w labirynt niezbadanych uliczek najstarszej dzielnicy Capo. To w niej handlarze wzdłuż długiej ulicy tworzą kolejny znany targ. To także strefa miasta charakteryzująca się bardzo zaniedbanymi budynkami i zamkniętymi, popadającymi w ruinę kościołami. Dokładnie takim odnajdujemy XIII-towieczny Sant’Agostino.
Pozostawiam przed nim skuter i ostrożnie zaglądamy w okoliczne zakamarki. Lecz nie zapuszczamy się za głęboko. Z oddali widzę jak jakiś jegomość w ubraniu roboczym i wydaje się fachu -„przynieś, wynieś, pozamiataj, zabierz komuś skuter, zabij”, bez powodu przechadza się w okolicy mojego ulubionego środka transportu. Dla mnie to sygnał, że trzeba się stąd zbierać.
Następny etap to Piazza Verdi i Teatro Massimmo, trzecia co wielkości scena w Europie. Kilka przecznic dalej za starymi, burbońskimi murami, kryje się mroczne z pilnie strzeżonym bunkrem, więzienie Ucciardone. Tu odbywały się największe w historii Włoch procesy mafii i dopiero po zamordowaniu w 1992 r. sędziów śledczych, Falcone i Borsellino, wielu pensjonariuszy musiało zmienić swoje zameldowanie.
Od zgiełku miasta, uciekamy w końcu na Monte Pellegrino, górę na północ od Palermo, gdzie w grocie według legendy żyła Santa Rosalia.
Święta podbiła serca nie tylko mieszkańców Palermo, ale całej wyspy. Ta góra to sycylijska Częstochowa. Do 15 lipca trwają w mieście trzydniowe wielkie uroczystości ku czci uwielbianej patronki, z procesjami, defiladami, zakończone pokazami sztucznych ogni. Szkoda, bo to już za tydzień, a my nie możemy tak długo tu pozostać.
Dobudowany do skały kościół i klasztor tworzą znane sanktuarium. We wnętrzu groty sączy się delikatnie jakby z oddali sakralna muzyka, a na suficie i ścianach po cynkowych blachach, rynnach, słychać jak kapie woda do kamiennego, dużego naczynia.
Zakończeniem dnia będzie przystanek i miły odpoczynek w Ogrodach Garibaldiego, z jego pałacami, fontanną (nieczynną niestety) i ogromnymi fikusami. W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przy Ponte dell’Ammiraglio, moście, przez który Giuseppe Garibaldi wkroczył do Palermo ze swoimi „tysiąc” w czerwonych koszulach.
Z tym Garibaldim... tak na marginesie... to w ogóle jest jakaś dziwna i bardzo tajemnicza sprawa.
Istniało tu kiedyś Królestwo Obojga Sycylii, ale kiedy on się tu pojawił i wszczął swoją rewoltę, to gdzieś ta druga, bliźniacza Sycylia zniknęła.
Chętnie też byśmy ją przy okazji zwiedzili, ale za nic nie mogłem znaleźć jej na mapach.
c.d.n.Agostini - 2014-01-14, 22:42 c.d.Agostini - 2014-01-17, 22:08 Czas opuścić osobliwą stolicę Sycylii. Obsługujemy kamperki, płacimy rachunki i wyjeżdżamy.
Dla wielu, najważniejszym turystycznym celem poza granicami Palermo jest nieodległe, górskie miasteczko Monreale. Leży ono na trasie naszej dzisiejszej podróży, ale ten zaledwie ośmiokilometrowy odcinek pokonujemy wyjątkowo długo. Powód to częste przystanki na krętej i pod górę drodze, niezwykle widokowej, pozwalającej spojrzeć z wysoka na całą Conca d’Oro niegdyś zieloną, dziś po brzegi wypełnioną dachami miasta, w którym przez dwa dni mieszkaliśmy.
Lecz nie tylko dla tych widoków warto wybrać się w tamtym kierunku. Monreale to przede wszystkim bajkowa, normandzka katedra. „Duomo” sąsiaduje z pałacem królewskim i przylegającym klasztorem Benedyktynów. I to do niego najpierw trafiamy. Są tu do obejrzenia słynne krużganki w wirydarzu -kwadratowym ogrodzie wewnątrz zabudowań. Dużo tu arkadek i kolumienek ozdobionych płaskorzeźbami i mozaikami w złote wzorki. Za tą przyjemność trzeba zapłacić i jest raczej dla koneserów. Wychodząc zgodnie jednym głosem mówimy tylko: - „ładne, nawet bardzo ładne... -ale 6 euro? ... -eeee”.
Najważniejszym punktem zwiedzania, na dodatek zachowując stan posiadania euro są mozaiki katedry. Zajmują olbrzymią powierzchnię, niezwykle wyraziste trudno od nich wzrok oderwać, a przedstawiają sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Historie zawarte w obrazach można czytać jak z książki. To bezsprzecznie jedne z najwspanialszych i największych na świecie mozaik średniowiecznego chrześcijaństwa. Ta perła sycylijskiej sztuki i miasteczko wokół niej powstałe, zawdzięcza swoje istnienie Wilhelmowi II, wnukowi (dobrze już nam znanego) Rogera II. I tylko szkoda, że młody król umiera w wieku 36 lat nie pozostawiając po sobie równie godnego potomka.
Dużo w tej relacji szwendania się po miastach, zwiedzania okazałych pałaców, lub mocno nadgryzionych zębem czasu budowli. Ale cierpliwości, od kilku dni czujemy wyraźny zew morza, więc wkrótce na fotkach powinno pojawić się też trochę błękitów. Zwiedzanie zwiedzaniem, ale kontaktu z przyrodą podczas naszych wakacji przecież zabraknąć nie może.
Ale póki co nadal jeszcze jesteśmy w Monreale. Teraz, na ładnym ryneczku na szybkiej kawie i lodach przed odjazdem. Lecz za sprawą niejakiej Moniki, przesympatycznej Polki, która nas obsługuje ta chwila wyraźnie się przeciąga. Monika mieszka i pracuje tu od lat, może przysiąść się do naszego stolika i z nami porozmawiać. Za jej radą jem po raz pierwszy brioszkę, słodką bułkę z lodami w środku. Tutejsze lodziarnie to chluba miasta, a ten lokalny przysmak zastępuje często śniadanie.Agostini - 2014-01-17, 22:13 KatedraAgostini - 2014-01-17, 22:18 W sąsiedztwie.Agostini - 2014-01-17, 22:32 "W miejscowości Corleone
Można dostać cios w przeponę
Skłonność do tych czynów dziatki
Wysysają z mlekiem matki..."
- żartobliwie pisała Wisława Szymborska w wierszu pt. „Corleone”.
Można by się zastanawiać po co tam jedziemy. Ale przecież Donów wyłapano, to tylko 60 km od Palermo, a mroczne dzieje miasteczka i bohaterowie powieści Mario Puzo osadzeni w fabule trylogii „Ojca chrzestnego” nie mogą nas odwieść od zamiaru odwiedzenia tego miejsca. Poza tym w planach podróży była to moja „propozycja nie do odrzucenia”.
Droga jest malownicza i wije się wśród wzniesień, sennych wiosek i jakby na zboczu, na różnych poziomach jezior w oddali. W drodze powrotnej planuję zrobić kilka zdjęć, bo krajobraz jest wyjątkowo urokliwy, ale w tej chwili nie chcę kolejnym, podobnym postojem, wystawiać na próbę cierpliwość naszych przyjaciół. Niestety niewykorzystywane sytuacje często nie dają szans na ich powtórzenie. Dalej pojechaliśmy inną drogą.
Z pozoru spokojne miasteczko odegrało znaczącą rolę w historii zorganizowanej przestępczości. Nie była to tylko fikcja literacka bo w latach powojennych w Corleone trup kładł się gęsto. To małe, nawiedzone nędzą miasteczko miało największy odsetek morderstw ze wszystkich miast na świecie. Obecnie znane jest głównie z miejsca narodzin wielu przywódców mafii i krwawych porachunków miedzy jej mieszkańcami a palermiańskimi gangami. To rodzinne miasto dziadka Ala Pacino, odtwórcy roli Michaela Corleone, który wyemigrował stąd w tym samym czasie co filmowy Don Vito Corleone.
Prawdziwego Dona pewnie nie spotkamy, wszyscy za kratkami z wyrokami wielokrotnego dożywocia, więc bez obawy mamy zamiar pospacerować po miejscach tak kojarzonych z gangsterskimi opowieściami.
Miasteczko jest podobne do wielu innych z ciasnymi, stromymi uliczkami, zniszczonymi kamienicami i pozamykanymi kościołami. Trzeba pamiętać, że nadal mieszkają tu rodziny osławionych mafiozów, w tym Toto Riiny, odpowiedzialnego za zabójstwa sędziów Falcone i Borsellino, a także Bernardo Provenzano, ostatniego wielkiego Capo di tutti capi. Żona tego drugiego podobno nadal prowadzi tu gdzieś w pobliżu magiel. Ale nie natrafiliśmy na niego.
Trafiliśmy za to na pocztę. I nie całkiem przez przypadek. Mam dwóch chrześniaków i postanawiam wysłać im stąd pocztówki z pozdrowieniami. Wypisuję więc dwie kartki, podpisując każdą słowami -„Twój Ojciec Chrzestny”. A co? Może chłopakom, ktoś ,kiedyś będzie w życiu dokuczał, wtedy zawsze będą mogli okazać się taką pocztówką i zagrozić zwróceniem się o pomoc do ojca chrzestnego. I to prawdziwego!
A tak troszkę poważniej... to trzeba zaznaczyć, że ta prawdziwa sycylijska mafia to nie grupka kilku chuliganów, tylko zakorzeniony w tradycji ruch oporu przeciwko niesprawiedliwemu prawu i wykorzystywaniu tutejszej ludności przez hiszpańskich najeźdźców z XVI w. Tworzono wtedy grupy zbrojne z własnym kodeksem prawnym w celu obrony ludności (głównie wiejskiej) przed nadużyciami obcych. Dopiero w XX wieku zaczęły przekształcać się w organizacje przestępcze o dużych wpływach i powiązaniach z polityką, policją i biznesem. Dziś mafia także oplata swoją pajęczą siecią tą ziemię sprawując kontrolę nad legalnymi firmami i interesami, piorąc w ten sposób brudne pieniądze z hazardu, prostytucji i narkotyków. Dla nas turystów jest zupełnie niewidoczna i paradoksalnie, prawdopodobnie dzięki jej istnieniu możemy się czuć tu bezpieczniej, gdyż poprzez przemysł turystyczny, także jesteśmy źródłem jej dochodów. Agostini - 2014-01-17, 22:37 W parku i w mieścieAgostini - 2014-01-17, 22:40 c.d.Agostini - 2014-01-17, 22:45 Teraz to już naprawdę przyszedł czas na przerwę w tym błąkaniu się po Sycylii. Jedziemy na kilka dni gdzieś nad morze. Może nie do końca -„gdzieś”, bo preferowany rejon to jej północno-zachodnie wybrzeże. Tam w szerokiej Golfo di Castellammare znajdują się jedne z piękniejszych plaż i najbardziej urzekający na Sycylii, rezerwat przyrody Zingaro.
Poszukiwania kempingu, który by nam odpowiadał, zaczynamy od miejscowości Castellammare. Do rezerwatu, głównej atrakcji jest stąd dość daleko, ale nie wiem jaka będzie dalej sytuacja z miejscówką, więc postanawiamy sprawdzić najpierw tu. W razie czego będzie gdzie wrócić.
Kemping odnaleziony, ale okazuje się, że ciasny, nie tani i przede wszystkim -po schodkach do morza. W takim razie pojedziemy dalej, ale teraz zaczyna już zmierzchać, więc to czas by pomyśleć o miejscu na nocleg.
Po kilkunastu minutach kręcenia się po okolicy odnajdujemy jakąś bez wylotu, nieużytkowaną uliczkę...
i z wieczornym widokiem na miasto i marinę -zostajemy do rana.
c.d.n.Agostini - 2014-01-20, 21:27
frape napisał/a:
Agostini napisał/a:
Cytat:
... gdybyś był skorszy do pisania
Już miałem napisać –„i kto to mówi!” , ale OK... ruszyłaś z tą Sycylią... to nie będę Ci dokuczał.
yyy no co pisałam przecież, ino może nie o Włoszech, ale jednak dobra wracamy do Twojej/Waszej Sycylii
Tak, wiem... tylko pomyślałem sobie, że czasami dobrze jest wyjść z "zimnej wody" i ogrzać się we wrześniowym, sycylijskim słonku.
Nasze najbliższe dni to miejsca dobrze Wam też znane. Agostini - 2014-01-20, 22:01 Następna z rozpatrywanych miejscówek znajduje się w okolicy Scopello. To tylko ok. 10 km od Castellammare, w którym nocowaliśmy, więc droga raczej nas nie zmęczy.
Byłaby to najkorzystniejsza lokalizacja ze względu na niewyczerpujący zasięg dla załogi i mojej jednostki pływającej. Ale jeśli i tam z jakiegoś powodu nie będzie nam się podobało, to pojedziemy dalej, na przylądek San Vito gdzie też mam pewną, wydaje się ciekawą lokalizację na kilka dni odpoczynku.
Uff... Nigdzie dalej nie pojedziemy. Stoimy przed bramą ładnego, zacienionego, z dużą ilością wolnego miejsca i akceptowalną lokalizacją względem morza kempingu [N 38*03’22.5” E 12*50’17.5”]. Na pytanie uprzejmego pana zawiadującego recepcją, ile dni chcemy zostać, mówimy, że jeśli nam się tu spodoba (już wiemy, że nam się tu podoba) to może zostaniemy nawet kilka dni. Teraz my pytamy - jaką cenę może nam zaproponować. Odpowiedź brzmi:
- 20 euro i all inclusive.
- Grazie... bierzemy.
Zaraz po ustawieniu kamperów, rozkładamy markizy, krzesełka i wszystko co tam jeszcze mamy i... I od tej chwili zaczynamy oddawać się temu, co lubimy najbardziej, czyli błogiemu lenistwu.
Nasze „dolce vita in Italien” podzielimy na dwa etapy. Po kilku dniach w rejonie Scopello przeniesiemy się nieopodal na zachodnie wybrzeże poniżej Trapani, by w zasięgu wzroku mieć Wyspy Egadzkie.
Przez najbliższe dni mają nas nie interesować żadne zamki, katedry, mury obronne czy inne wieże strzelnicze. Ma być beztrosko i wesoło, bez pobudek i pośpiechu, bez zakrętów, hamowania i biegów redukowania.
Miejsce, w którym się znaleźliśmy wydaje się do tego idealne. Dwa kilometry do Scopello, przy małej zatoczce Baia di Guidaloca, gdzie kończy się droga a zaczyna Riserva Naturale dello Zingaro. Do samego rezerwatu nie można wjechać samochodem, to też nawet nie będziemy próbować. My tam popłyniemy. I to z zatoki, z której wielu wierzy, że Odyseusz wyruszył w ostatnią podróż do Itaki.
Po południu odpalam skuterka i jedziemy z Basią na przejażdżkę do Castellammare. Wczoraj nie było okazji aby przyjrzeć się z bliska temu dawnemu portowi handlowemu Segesty. Obecnie jest to urocze miasteczko położone w rozległej zatoce, ze stromymi uliczkami i średniowiecznym zamkiem na skalistym cyplu, od którego z resztą wzięło swoją nazwę.
To miasto portowe, więc nie mogło nas zabraknąć na nabrzeżu. Tam niespodziewanie poznajemy Anię z Polski i Sergia, którzy widząc naszą rejestrację, zatrzymują się przy nas swoim skuterem. Oboje bardzo sympatyczni, namawiają do odwiedzenia wieczorem ich lokalu znajdującego się kilka przecznic dalej. Ania mieszka tu od 9 lat i pracuje w restauracji Sergia, który podobno serwuje rewelacyjne potrawy z ryb. Wprawdzie Castellammare już opuściliśmy, ale nie wykluczamy takiej możliwości, więc dajemy się namówić i jedziemy za nimi (ulicą pod prąd, a jakże) w celu poznania miejsca gdzie znajduje się owa restauracja. Tam poznajemy jeszcze Ewę, siostrę Ani, która także mieszka nad lokalem. Rozmawiamy trochę o tym i o tamtym, o pogodzie i o tym, że jak mieszkają tu 9 lat, to tak chłodnego lata nie pamiętają. Temperatury w połowie lipca w granicach 30˚C, to tutaj spora rzadkość.
Wracamy na kemping i pozostałą część dnia poświęcamy już tylko na relaks i wypoczynek.
Na jutro zaplanowaliśmy pierwsze, morskie przygody.
c.d.n.frape - 2014-01-20, 23:56
Agostini napisał/a:
że jak mieszkają tu 9 lat, to tak chłodnego lata nie pamiętają. Temperatury w połowie lipca w granicach 30˚C, to tutaj spora rzadkość.
jakie chłodne lato we wrześniu to całkiem cieplutko było
co do anomalii to kilka lat temu byłam w lipcu w Dublinie. Wiadomo chłodna, deszczowa Irlandia. Po przylocie, mocno się cieszyłam, że w ostatniej chwili coś na upały spakowałam Przez tydzień widziałam raz zza szyby autobusu przez 5 minut kilka kropli deszczu. Zielona Irlandia była brązowa od wyschniętych traw, a temperatura o 9-10 rano w centrum miasta dochodziła do 30-35 stopni - ot takie nietypowe lato od wielu lat Wojciechu - 2014-01-21, 00:25 Ta Wasza podróż jak w bajce - super. Mam nadzieje na coś podobnego.Agostini - 2014-01-21, 22:55
Cytat:
jakie chłodne lato we wrześniu to całkiem cieplutko było
Domyślam się...
bo im bliżej było do wyjazdu z Sycylii, to z każdym dniem robiło się coraz bardziej gorąco.
A podróżując przez Kalabrię i Kampanię to już zmagaliśmy się z upałami.
Między nami mówiąc, to wcale nie narzekaliśmy z tego powodu, że lato przyszło później. Wręcz przeciwnie.
30*C to jest w sam raz, to tyle, że każdy może się czuć dobrze, ten lubiący ciepełko i ten mniej.
Tak czy inaczej, Sycylia nie będzie się nam kojarzyła z afrykańskim temperaturami. Z drugiej strony trochę szkoda, bo przecież taka ona właśnie jest.
Cytat:
Ta Wasza podróż jak w bajce - super. Mam nadzieje na coś podobnego.
Witam Kolegę z za miedzy.
Z tego co wiem to przygoda z kamperkiem dopiero się u Ciebie zaczyna. Jestem przekonany, że przed Tobą wiele ciekawych podróży. I wcale nie muszą być dalekie.
Następny dzień nie będzie dla nas niestety jak z bajki. Ale dający nowe doświadczenia, więc z perspektywy czasu, cenny i wart przeżycia.
Właśnie nad nim pracuję... może coś więcej jutro.brams - 2014-01-21, 23:22 Andrzeju - fajnie piszesz, bardzo dobrze zaciekawiasz zdjęciami Agostini - 2014-01-22, 20:31
brams napisał/a:
Andrzeju - fajnie piszesz, bardzo dobrze zaciekawiasz zdjęciami
Aa dzięki, dzięki,
a więc dalszy ciąg opowieści... dzisiaj może trochę dziwnych treści. Agostini - 2014-01-22, 21:16 Perspektywa na dzień dzisiejszy rysuje się znakomicie, dlatego zaraz po śniadaniu biorę się za składanie mojego nadmuchiwanego okrętu. Ochoczo pomaga mi w tym Marek... i tylko Krysia obserwując nasze działania trochę się denerwuje i z niepokojem w głosie kolejny raz pyta, czy aby dla wszystkich są kamizelki ratunkowe.
Mój boat doposażony został w tym roku w daszek przeciwsłoneczny. Sportowego wyglądu to mu nie przysporzyło, ale trudno... trzeba było jakoś zaradzić, gdyż zacząłem obserwować, że to południowe słońce, coraz bardziej wysusza, nie tylko ciało, ale i duszę mojej ślubnej, cieniolubnej załodze.
Jeszcze na dobre od brzegu nie odbiliśmy, a coś niewłaściwego zaczyna dziać się z silnikiem. Po przepłynięciu kilkudziesięciu metrów, jego praca staje się nierówna i po chwili gaśnie. I tak kilka razy. Niepokoi mnie to bardzo, nie mówiąc już o żeńskiej części naszej ekipy. Próbujemy z Markiem znaleźć przyczynę sprawdzając świece, elektryczne złącza i bezpieczniki. Bez rezultatu. Dziewczyny zaczynają mieć coraz większe obawy i chcą powrotu. Wysadzamy je na brzeg a sami próbujemy jeszcze z oporną materią powalczyć. Zaraz po tym zauważam, że z otworu kontrolnego nie wypływa woda. Zdarzało się to czasami, ale tylko wtedy, kiedy pływałem w jakichś kanałach, po bardzo zabrudzonej wodzie. Tu nie mogło to być przyczyną. I to jest właśnie ten moment, kiedy uzmysławiam sobie, że zanim wystartowaliśmy, większa falka tak zabujała pontonem, że na chwilę spód uruchomionego silnika zarył w ostrym plażowym piasku. To wszystko wskazywało na uszkodzenie pompki wody odpowiedzialnej za chłodzenie silnika.
Mój zawód jest nieporównanie większy niż staram się to okazać. Wyciągamy ponton na brzeg i wracamy na kemping. Jestem zdruzgotany.
Tak jestem zły i zawiedziony, że przez następną godzinę nie mogę na ten ponton nawet patrzeć. Ale usiedzieć spokojnie dłużej też nie mogę, więc powoli zabieram się za rozkręcanie silnika.
Po kilkunastu minutach widać przyczynę awarii. Tak jak myślałem, piasek dostał się do wnętrza pompki i zniszczył jej gumowy wirnik.
Marek podsuwa myśl, że w Castellammare mijaliśmy dużą marinę, więc może by tam spróbować zdobyć uszkodzoną część. Zastanawiać się nie było nad czym, wskakujemy na skuter i po trzydziestu minutach wjeżdżamy do miasteczka.
Szczęście nam sprzyja, nie musimy nawet zasięgać języka, bo już na wjeździe odnajdujemy duży sklep i serwis motorowodny. Widzę jachty, duże pontony i silniki ustawione równo pod ścianą... widzę też światełko w moim długim, czarnym tunelu.
Słusznej postury pan w podkoszulku długo wertuje katalog, klika coś w komputerze i przewraca kartki w wysłużonym kajecie. Wreszcie podnosi głowę i oznajmia: -że może gdybyśmy mieli większy silnik? Albo inny?
Jak to? Czy to możliwe? Prosimy by sprawdził jeszcze raz... może zadzwonił do kolegi... do kogoś? Kręci tylko przecząco głową i mówi: „tylko Palermo”.
Pytamy o inny serwis w okolicy... a ten swoje -„only Palermo”.
My po włosku nie za dużo „capisco”, on w innym języku wydaje się, że tylko „only Palermo”, więc proszę o możliwość skorzystania z jego komputera i przy pomocy translatora piszę, aby sprowadził na jutro tą część, a ja za wszystko, jak chce, już dziś mu zapłacę. Nadal kręci w tą samą stronę głową i odpisuje -„on nie da rady, on nie może, on nie coś tam”.
„Witamy na Sycylii”, mówi do mnie Marek i patrzy jak ze mnie powietrze schodzi.
Wczoraj w porcie widziałem kilku organizatorów morskich wycieczek i wypożyczalni motorówek, więc jedziemy, może tam coś wskóramy. Niestety... w większości kierują nas do znanego nam pana i pomimo wyraźnych chęci nie są w stanie nam pomóc.
Dzień zmierza ku końcowi, małym skuterem do Palermo nie dojadę... a kamperem? Wracać i poświęcić cały następny dzień?
Zaczynam powoli godzić się z rzeczywistością, lecz ciągle nie mogę pojąć dlaczego nie był zainteresowany sprowadzeniem małej, w końcu popularnej części. Przecież na tym polega jego biznes. Żeby może to zrozumieć i jako ostatnia deska ratunku namawiam Marka do odwiedzenia wczoraj poznanych Polek.
Opowiadamy dziewczynom o panu z serwisu i naszym kłopocie. Uśmiechają się tylko i mówią, że nie my pierwsi, że właściciel znany jest z osobliwego podejścia do klienta.
Ania zwraca się o pomoc do przechodzącego Sergia. Ten zapoznawszy się z problemem, teraz prowadza nas za sobą od domu do domu, aż w końcu zatrzymuje się i za pośrednictwem Ani informuje, że z poszukiwaną przez nas częścią, będą czekać na nas w Alcamo do godz. 20,00. To około 18 kilometrów, lecz Sergio zwraca uwagę, że skuterem nie możemy jechać autostradą. Na szczęście mam ze sobą nawigację, przeglądam mapę... powinno się udać, ale żeby było szybciej decydujemy, że pojadę sam. Słysząc to, Ania mówi, żebyśmy wzięli jej samochód i sprawę załatwili razem. Odmawiam... nie, nie mogę nadużywać jej uprzejmości, gdyż uważam, że i tak bardzo nam pomogła. Ale ona nalega... że nie ma problemu, że tylko paliwa w zbiorniku jest mało, że dokumenty znajdziemy za przeciwsłoneczną zasłoną i żeby nic nie gadać, tylko wsiadać i jechać.
I pojechaliśmy.
To niewiarygodne. Do tej pory trudno mi uwierzyć w to co się stało. Z jednej strony niby tak niewiele a z drugiej... ten gest, bezinteresowna pomoc i zaufanie okazane, przecież obcym ludziom. A może wystarczy dziewięć lat życia na Sycylii, żeby nabrać swoistego luzu, otwartości na ludzi, wyzbyć się materializmu i nie przejmować się drobiazgami?
Nie będę już opowiadał jak dojechaliśmy na miejsce, że tata z synem, właściciele sklepu czekali na nas, i o tym, że owa pilnie poszukiwana część leżała już nawet na ladzie. Lecz co z tego, jeżeli na jej widok, moje kąciki ust musiały gwałtownie poddać się grawitacji, bo już na pierwszy rzut oka było widać, że wirniczek jest w innym rozmiarze od potrzebnego.
Ta czy owak skończyło się dobrze, gdyż w następstwie buszowania po regałach, jakimś cudem udało się odnaleźć to, czego potrzebowaliśmy.
Radość była wielka, podziękowań dla wszystkich jeszcze więcej.
Dużo było „grazie” i jeszcze więcej (raczej nie bardzo poprawnie) „ grande grazie”.
Szczęśliwi i z uczuciem niezwykłego fartu, późnym wieczorem wracamy do siebie, na kemping.
c.d.n.Tadeusz - 2014-01-22, 21:26 Oj Andrzejku, Andrzejku...Ty to umiesz ująć mnie za serce...
Uprzejmie proszę łyczek frape - 2014-01-22, 22:48
Agostini napisał/a:
To niewiarygodne. Do tej pory trudno mi uwierzyć w to co się stało. Z jednej strony niby tak niewiele a z drugiej... ten gest, bezinteresowna pomoc i zaufanie okazane, przecież obcym ludziom. A może wystarczy dziewięć lat życia na Sycylii, żeby nabrać swoistego luzu, otwartości na ludzi, wyzbyć się materializmu i nie przejmować się drobiazgami?
Nie będę już opowiadał jak dojechaliśmy na miejsce, że tata z synem, właściciele sklepu czekali na nas, i o tym, że owa pilnie poszukiwana część leżała już nawet na ladzie......
....Radość była wielka, podziękowań dla wszystkich jeszcze więcej.
Dużo było „grazie” i jeszcze więcej (raczej nie bardzo poprawnie) „ grande grazie”.
i my w podobny sposób wspominamy tę wyspę, spotkaliśmy się tu z dużą przychylnością mieszkańców - a to pozostaje w pamięci na długo koko - 2014-01-23, 09:47 Bardzo fajna relacjabogdan - 2014-01-23, 14:36 Bardzo miło było wrócić wspomnieniami do bardzo ładnych miejsc, dzięki Waszej relacji, dziękujemy bardzo za zdjęcia i wspaniały opis.
Pozdrawiamy Marysia i Bogdan sonador - 2014-01-24, 02:09
Agostini napisał/a:
Abruzja za nami, to był region Molise, a teraz zaczyna się Apulia. Po lewej stronie mijamy drogowskazy na od dawna intrygujący nas Półwysep Gargano… i San Giowanii Rotondo… Vieste i Manfredonia. Ciągle to wszystko do odkrycia i aż kusi żeby skręcić. Ale nie możemy tego zrobić. Oczami wyobraźni widzę jak Włosi już pakują walizki by udać się na swoje sycylijskie wakacje. .
Bardzo fajne te sycylijskie ścieżki. Ze swojej strony moge z calego serca polecić w przyszłości skręcić na Gargano. W 2011r Spedziłem ok tygodnia na półwyspie z bazą wypadową w vieste. samo vieste i okolice godne polecenia, wspaniałe plaże i formacje skalne,czerwiec tanie kampingi i ogolnie w tej części włoch ceny na polską kieszeń . Pozdrawiam Agostini - 2014-01-25, 12:29 Tadeusz, koko
Dzięki Koledzy za te łyczki, intencje , za to, że Wasze awatarki mogę tu w dalszym ciągu oglądać.
frape
Pamiętasz frape, jak zamieściłaś fotkę pokazując dokładnie to samo miejsce w Cefalu, w którym się zatrzymaliśmy?
Pisałem wtedy, że świat jest jednak mały. Dziś dam jeszcze jeden przykład na to, że tak jest.
bogdan
Cytat:
Bardzo miło było wrócić wspomnieniami do bardzo ładnych miejsc...
Przed nami jeszcze wiele dni, więc może uda mi się jeszcze więcej przywołać wspomnień.
Pozdrawiamy Was
sonador
Cytat:
Ze swojej strony moge z calego serca polecić w przyszłości skręcić na Gargano. W 2011r Spedziłem ok tygodnia na półwyspie z bazą wypadową w vieste. samo vieste i okolice godne polecenia, wspaniałe plaże i formacje skalne...
Też o tym słyszałem, a Twój wpis to następny głos, który to potwierdza.
Tyle jest jeszcze do zobaczenia... na pewno spróbujemy kiedyś i tam pojechać. Ale kiedy..? trudno powiedzieć, bo obiecałem sobie, że w niektóre miejsca muszę koniecznie wrócić.
A ta lista systematycznie się powiększa.Agostini - 2014-01-25, 13:27 Rano nie oglądam się za nikim, tylko od razu zabieram się za wymianę uszkodzonego elementu i składam silnik w jeden kawałek. Dziś zrobimy drugie podejście do wypłynięcia.
Na szczęście, tym razem udane.
Tylko załoga niestety pomniejsza się nam o jednego członka w osobie Krysi. Nie dość, że już wcześniej mocno się stresowała powątpiewając, czy czymś takim w ogóle można bezpiecznie pływać, to niespodziewana awaria silnika wystrasza nam już Krysieńkę na dobre. Na nic zdały się nasze namowy - fobia przed otwartym morzem i o obawy o bezpieczny powrót były zbyt wielkie.
Wczoraj kiedy przeciskaliśmy się z naszą łódką pomiędzy plażowiczami widzieliśmy z daleka ratowniczkę, która wymachiwała rękoma i coś tam, niezadowolona krzyczała w naszą stronę. Trudno powiedzieć o co jej chodziło, ale na wszelki wypadek omijamy tą część plaży i nieco dalej, drogą przez parking, docieramy do morza.
Czyżby to koniec z brodzeniem po kolana w wodzie i pluskaniem się kilkanaście metrów od brzegu? Tak!... na to właśnie liczymy. Czas w końcu stawić czoła większym falom i rzucić wyzwanie dzikiej przyrodzie rezerwatu Zingaro (Cygana).
Silnik znowu odpala za dotknięciem, pracuje nienagannie, załoga zdyscyplinowana (szczególnie ta świeża), więc robimy dwa kółka dla rozgrzewki i całą naprzód ruszamy w kierunku podobno najpiękniejszych miejsc na Sycylii.
Dla mnie już jest pięknie, bo wystarczy, że możemy sunąć po wodzie wśród fal, w nieznane, blisko trzy tysiące kilometrów od domu. O rany, jak ja to uwielbiam... zbliżać się i oglądać wielkie postrzępione klify, zaglądać do bezimiennych zatoczek, spotykać łódki i wielkie jachty, pozdrawiać się wzajemnie, a w końcu zakotwiczyć gdzieś na osobności i wskoczyć do błękitnej wody.
Zostawiamy za sobą Scopello, małą osadę, niegdyś zamieszkiwaną wyłącznie przez rybaków poławiających tuńczyka na pobliskim łowisku. Trzy kilometry dalej jest wejście do rezerwatu z widocznym wydrążonym w skale tunelem drogowym. To na skutek protestów ludności przerwano budowę drogi do San Vito, chcąc uchronić nienaruszoną przyrodę.
Turystów pieszych poprowadzi główna ścieżka zawieszona nad taflą wody co rusz odsłaniając urokliwe zatoczki z kameralnymi plażami. Jednak nie są tu one całkiem anonimowe. Zapełnione są ludźmi przybywającymi nawet z daleka, by zażyć kąpieli i poplażować w tej scenerii. Wiemy, że tak też robi Monika, nasza znajoma z Monreale, przyjeżdżając tu w weekendy autobusem z Palermo.
Minęliśmy już kilka takich miejsc, a teraz przed nami Tonnara di Scopello, zatoczka z kamienną plażą, kilkoma budynkami i strzegącymi je dwiema wieżami obserwacyjnymi. To z pocztówkowymi widokami, wspaniałe i bajeczne miejsce. Wystające z wody porośnięte kaktusami skały „faraglioni” do złudzenia przypominają te słynniejsze siostry z Caprii. Jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku istniała tu „tonnara”, rodzaj łowiska ze specjalnie ustawianymi sieciami. Kiedy pułapka zapełniała się wielkimi tuńczykami urządzano „mattanzę”, krwawe i okrutne uśmiercanie ryb. Na brzegu widzimy rzędy zardzewiałych kotwic służących niegdyś do przytrzymywania owych sieci. Około 7 km stąd, na drugim końcu rezerwatu można to wszystko obejrzeć w istniejącym tam urządzonym muzeum. Popłyniemy tam jutro, bo dzisiaj jakoś nie mamy ochoty opuszczać tego miejsca i zostaniemy w tej okolicy aż do popołudnia. Jest tu tak malowniczo i uroczo, że czasami trudno uwierzyć aby było to prawdziwe.
Trudno uwierzyć również w to z czym za chwilę się tu spotkamy.
Ale to jeszcze za jakiś czas, bo teraz do upadłego snurkujemy, nurkujemy i uganiamy się za kolorowymi rybkami. W między czasie, dopływam z do schodków zbudowanych na skale, po to, by wspiąć się na nie, spojrzeć z góry i zrobić może jakąś fotkę. Widok jaki zastaję jest urzekający a chwila robi się przecudna, szczególnie kiedy pomyślę, że była zależna od małego, gumowego, za kilkanaście euro elementu.
Przypływają tu także większe jednostki, lecz muszą trzymać się nieco dalej od brzegu. Na jednym z takich jachtów zauważam obok włoskiej bandery mały biało-czerwony proporczyk. Taki szczegół nie może ujść mojej uwadze. Podpływamy bliżej a do przebywających na pokładzie dwóch kobiet, jeszcze z daleka i trochę niepewnym głosem wołamy -„DZIEŃ DOBRY!?”. Ku radości obu stron, odpowiedź pada taka sama i w tym samym języku. Teraz zaciekawiony odgłosami, pojawia się na pokładzie właściciel i kapitan tej łajby.
I co...?
Trochę będzie Wam trudno w to uwierzyć.
To wieloletnie małżeństwo, on jest Sycylijczykiem, ona Polką, są tu na wakacjach z córką, która mieszka obecnie w Kalifornii, a oni na stałe mieszkają... Gdzie?
W maleńkiej miejscowości (nie podaję nazwy, bo może mogliby tego sobie nie życzyć) oddalonej kilkanaście kilometrów od Łodzi.
I niech ktoś powie, że to nie jest prawda... Góra z górą się nie zejdzie... a Łodzianie z Sycylijczykiem spod Łodzi, i owszem.
Mówią, że gdybyśmy chcieli odnaleźć ich w Polsce, to nie będziemy mieli z tym żadnego problemu, bo we wsi wystarczy zapytać o Sycylijczyka.
To niezwykłe spotkanie. Agostini - 2014-01-25, 13:34 c.d.Agostini - 2014-01-25, 13:37 Dzień dopełnia wieczorna przejażdżka do Scopello,
małej, letniskowej osady oddalonej nieco od morza a zamieszkiwanej kiedyś wyłącznie przez rybaków.
Na głównym rynku, dziedzińcu otoczonym budynkami, jesteśmy świadkami m.in. ceremonii ślubnej.
c.d.n.brams - 2014-01-25, 13:41 Zdjęcia kapitalne, a to mi już szczególnie przysmaczyło: P1080754.JPG Endi - 2014-01-25, 16:26 Oj Andrusku kochany ...ta łódeczka ta zatoczka - lejesz miód na serduszko moje.
Toż i Ty masz to cuś z sycylijczyka
Dziękuję gryz3k - 2014-01-25, 21:00 Rozmawiałem właśnie z żonką, że fajnie byłoby zabrać łódkę do Włoch i pohasać ciut w pięknym słoneczku. Nie wiem tylko jakie opłaty za autostradę trzeba by ponieść. Kamper plus przyczepa do 750 kg???Fux - 2014-01-25, 21:16 http://www.dkv-euroservic...KV_ANONYMOUS_PL
http://www.autostrade.it/it/homeWojciechu - 2014-01-25, 21:29 AGOSTINI -Mając przed oczami tekst i zdjęcia ma się wrażenie, że wkrótce chyba dołaczysz do panteonu Fidler, Halik, Arctowski i inni. Jak mawia "młodzieżówka" - duży szacun.WHITEandRED - 2014-01-26, 13:08 Agostini - 2014-01-28, 09:57
brams napisał/a:
Zdjęcia kapitalne, a to mi już szczególnie przysmaczyło: P1080754.JPG
W takim razie trud się opłacił, bo żeby zrobić taką czy podobną fotkę, to trzeba znaleźć się z aparatem na brzegu, a później z nim wrócić.
U mnie wygląda to tak; Agostini - 2014-01-28, 10:05
Endi napisał/a:
... ...ta łódeczka ta zatoczka...
Toż i Ty masz to cuś z sycylijczyka
Oj Endi, Endi... No sam Andrzejku oceń. Jaki ze mnie Sycylijczyk!?
Kiedy ja na tej łódce już całkowicie wyczerpałem limit ostrzeżeń... i niewiele mam do powiedzenia. ...
Qcyk - 2014-01-28, 10:07 Andrzej, twój aparat wyglada jak woreczek lodu na głowie .
Czekam na dalszą transmisję z Sycylii. Agostini - 2014-01-28, 10:15
Qcyk napisał/a:
Andrzej, twój aparat wyglada jak woreczek lodu na głowie
Myślisz Marcin że to guz, że;
- Ko-biee-taa mnie bii-jee (cyt.) Endi - 2014-01-28, 10:16
Agostini napisał/a:
i niewiele mam do powiedzenia
Trochę szkoda mi Ciebie nawet silnik zagłusza...
...ale rumpel i tak w Twoim ręku Agostini - 2014-01-28, 10:28
Endi napisał/a:
...ale rumpel i tak w Twoim ręku
Endi, Endi... Coś mi przyszło na myśl, ale nie odpowiem Ci.
Oj bo mi nie dajecie napisać odpowiedzi Kolegom.
Do wieczora... bo w pracy muszę pracą się zajmować. Agostini - 2014-01-28, 10:40
Cytat:
...fajnie byłoby zabrać łódkę do Włoch i pohasać ciut w pięknym słoneczku. Nie wiem tylko jakie opłaty za autostradę trzeba by ponieść.
Koszty za autostrady to chyba nie problem, pewnie większy to opłaty za slipowanie i cumowanie.
Motorówka to nie ponton, który można gdziekolwiek wyciągnąć na brzeg, spakować i pojechać dalej.
Ale wyjazd bardziej stacjonarny, wybierając dwa, trzy miejsca, jak najbardziej tak.
Cytat:
...wkrótce chyba dołaczysz do panteonu Fidler, Halik, Arctowski i inni.
To mówisz prof-os? ...że Fiedler, Halik, Arctowski i inni?
Znam Sycylijczyka spod Łodzi a dlaczego nie znam Kolegi ze Zgierza?
Wkrótce na pewno się to zmieni.
Cytat:
Nie będę Cię znowu chwalił, po prostu stawiam i cały czas śledzę Twoją relację, omijając czasem dyskusje "italianistów".
To co dotyczy relacji z podróży staram się rozpoczynać nowym postem, aby wyraźnie oddzielić i odróżnić od wpisów i komentarzy, więc jeśli ktoś chce, łatwo może je ominąć.
Mnie te wszystkie odzewy bardzo cieszą i nie przeszkadzają mi, raczej odwrotnie, to właśnie dzięki nim (i nie bez własnej przyjemności) angażuję swój czas.
Dlatego dziękuję Stasiu również i za Twój wpis, na dodatek okraszony piwkiem.jedrek49 - 2014-01-28, 11:14 witam
Czytam te piekne opisy i super zdjecia .moze w tym roku pojedziemy na miesiac na Sycylie
Mam pytanie
Z stalego ladu sa 2 firmy promowe ,jedna z San Giovani a druga z z regio Calabraia,
z ktorej miejscowosci plyneliscie na Sycylie i jaka cena za camper dl 6m
Pozdrawiam
jedrek49Agostini - 2014-01-29, 17:54
Cytat:
Mam pytanie
Z stalego ladu sa 2 firmy promowe ,jedna z San Giovani a druga z z regio Calabraia,
z ktorej miejscowosci plyneliscie na Sycylie i jaka cena za camper dl 6m
Z tego co się orientuję to z Reggio di Calabria pływają promy towarowe.
Przeprawa osobowa, samochodów osobowych a więc i kamperów odbywa się z Villa San Giovanni.
Cofnij się do 3 strony a znajdziesz tam namiary i krótki opis jak to odbyło się u nas.
Bilet dla dwóch osób i kampera w obie strony kosztuje 95 euro. Małgosia - frape pisała, że ważny jest 3 miesiące.
O długość kampera chyba nikt nawet nie pytał.Agostini - 2014-01-29, 18:23 Kolejny dzień ma nie różnić się zbytnio od poprzedniego, czyli -„harce na barce” ciąg dalszy.
Niesieni instynktem odkrywców, mamy zamiar dopłynąć do przylądka północnego i miasteczka San Vito lo Capo, po drodze wsadzając ciekawskie nosy, gdzie się tylko da. To plan na dzisiaj.
Z niemałym wysiłkiem, kolejny raz przeciągamy ponton przez naszą plażę z drobnymi kamykami, wodujemy, pakujemy się do środka i wyruszamy w drogę. Zestaw pewnie byłby lżejszy, gdyby nie worek pełen akcesoriów i sprzętów, które jak zawsze mogą się przydać a które najczęściej okazują się niepotrzebne. Wyjątkiem jest turystyczna lodówka, wypełniona różnego rodzaju płynami, niezbędnymi do neutralizacji soli, wprowadzonej do organizmów podczas nurkowych kąpieli.
Trud przeprawy przez plażę zostaje od razu nagrodzony panoramą szybko oddalającego się brzegu, przyjemną bryzą i widokiem rozbijającej się o burty wody. Do tego piękna sceneria i dopisujące humory dopełniają reszty.
Szybko mijamy tonnarę, naszą wczorajszą miejscówkę, a po jakimś czasie także drugie, to od północnej strony wejście do Zingaro. Na razie nie zatrzymujemy się tu, płyniemy dalej. Lecz płyniemy i płyniemy, aż w końcu zniecierpliwieni monotonnością, zaczynamy poddawać w wątpliwość sens dalszego zmagania się z tym bezkresnym błękitem. Koniec końcem, rezygnujemy z ambitnego planu zobaczenia od strony morza okolic San Vito lo Capo. Jest fala, przez co droga w czasie się wydłuża, do celu ciągle daleko, a zapasu paliwa też jakoś nie zabrałem. To mogła być słuszna decyzja, bo jakby co, to z kanisterkiem raczej nie byłoby gdzie pójść.
W większości zatoczek, tych znanych, ze swoją nazwą, nie można dobić do ich brzegu. Trzeba zatrzymać się przy linii bojek i ewentualnie dopłynąć wpław. Tak jest i tu, w Cala Tonnarella dell’Uzzo, gdzie na wysokim brzegu, znajduje się niewielkie muzeum morskie.
Stajemy na kotwicy, i najpierw ja, a za chwilę za mną Marek, płyniemy do brzegu. Przez szybkę maski, widzę, że... oj będzie nam się też podobało i pewnie zostaniemy tu dłużej. Dno jest urozmaicone, wokół śmigają kolorowe rybki, a od czasu do czasu na płaskim kamieniu siedzi sobie mały krab.
Wychodzimy na brzeg z małymi, białymi otaczakami i po schodkach wspinamy się na górę.
Muzeum nie jest wielkie, prezentuje tradycyjne metody połowu tuńczyka, stosowane jeszcze przez Arabów już od 1000-nego roku. Dopiero tu na makiecie mogę zobaczyć, w jaki sposób ustawiano sieci, budując te specyficzne pułapki. O obfite łupy nie było trudno, gdyż m.in. w tych rejonach przebiegały trasy migracyjne wielkich ławic tuńczyków.
Góry, otaczająca nas roślinność, morze i kameralna plaża, zachęcają do postania sobie i z góry, pocieszenia oczu tymi widokami. Lecz trochę zniecierpliwiona Basia, która ciągle pozostaje w pontonie za linią bojek, daje mi znaki, że też chciałaby się tu znaleźć i te widoki także popodziwiać.
Aha..! pewnie myśli: „dobra panowie..! może wystarczy już tej lustracji plażowiczek”.
Pomagam Basi dopłynąć do brzegu, a później już razem, we troje, korzystamy z uroków miejsca, w którym się znaleźliśmy. Trochę na brzegu, trochę na wodzie, przy zmniejszających się zapasach w lodówce, zajmuje nam to kilka godzin.
Wieczór już tylko w obozie, czyli na kempingu. Trzeba odpocząć i spakować się, bo jutro wyjeżdżamy.
Mam pytanie
Z stalego ladu sa 2 firmy promowe ,jedna z San Giovani a druga z z regio Calabraia,
z ktorej miejscowosci plyneliscie na Sycylie i jaka cena za camper dl 6m
Z tego co się orientuję to z Reggio di Calabria pływają promy towarowe.
Przeprawa osobowa, samochodów osobowych a więc i kamperów odbywa się z Villa San Giovanni.
Cofnij się do 3 strony a znajdziesz tam namiary i krótki opis jak to odbyło się u nas.
Bilet dla dwóch osób i kampera w obie strony kosztuje 95 euro. Małgosia - frape pisała, że ważny jest 3 miesiące.
O długość kampera chyba nikt nawet nie pytał.
link co cennika - cena zależy od długości pobytu na wyspie, plus jakieś drobne za osobę
o długość nie pytali
http://www.gotaormina.com..._to_sicily.htmlElwood - 2014-01-30, 05:34 Uroczo jest w środku zimy móc uczestniczyć wraz z Wami w tej "cieplutkiej" wyprawie. Andrzeju abyś się nie przeziębił i pisał dalej stawiam grzane piwko. jedrek49 - 2014-01-30, 08:00 witam
Slicznie dziekuje za odpowiedz w sprawie promu
Mysle ,ze w tym roku odwiedzimy Sycylie i Wasze miejsca oraz nowe w ktore trafimy
pozdrawiam
jedrek49HarryLey4x4 - 2014-01-30, 09:09 Dołączam do grona czytających i obserwujących wątek. Opowieść rewelacyjna, fantastycznie okraszona humorem.
Czekam na więcej i już stawiam piwko gryz3k - 2014-01-31, 14:45
jedrek49 napisał/a:
witam
Slicznie dziekuje za odpowiedz w sprawie promu
Mysle ,ze w tym roku odwiedzimy Sycylie i Wasze miejsca oraz nowe w ktore trafimy
pozdrawiam
jedrek49
Jeżeli zależy Ci na Sycylii a nie koniecznie chcesz zwiedzać po drodze proponuję prom Genua Palermo. Kupiliśmy bilet bez wcześniejszej rezerwacji /było taniej/. Camping on board czyli śpisz w kamperze. Wyszło nam taniej niż przejazd na kołach przez całe Włochy. Można w jedną stronę na kołach a z powrotem promem. krzysieks - 2014-01-31, 16:51 Piękna relacja. Czytam z zapartym tchem. Włochy to mój ulubiony kraj , a na Sycylii niestety jeszcze nie byłem. : . Pozdrawiam Krzysiek piotr.sto - 2014-01-31, 20:19
gryz3k napisał/a:
Camping on board czyli śpisz w kamperze
A jak uzyskać taką opcję? Na stronach rezerwacyjnych jest obowiązkowa kabina albo fotele...gryz3k - 2014-01-31, 21:29
piotr.sto napisał/a:
gryz3k napisał/a:
Camping on board czyli śpisz w kamperze
A jak uzyskać taką opcję? Na stronach rezerwacyjnych jest obowiązkowa kabina albo fotele...
Zależy pewnie od linii. My płynęliśmy Grandi Navi Veloci. Bilety kupowaliśmy w porcie na dwa dni przed rejsem. Zapytaliśmy o camping on board w ciągu kilku najbliższych dni. Wybraliśmy najniższą cenę. Było to za 2 dorosłych i dziecko 3 latka ok 320 euro w jedną stronę.piotr.sto - 2014-01-31, 22:44 Na stronie gnv.it niestety nie ma takiej opcji Widocznie trzeba się dogadywać bezpośrednio w kasie... Ciekawe, czy przy wyborze foteli pozwalają siedzieć w kamperze, czy wyganiają z pokładu samochodowego?jedrek49 - 2014-02-01, 10:56 witam
Slicznie dziekuje za podpowiedz plynieciam promem z Genui do Palermo ,to jest wspaniala mysl
a ile placiles Gryz3k za te trase
Ja za prom z Patras do Wenecji palacilem w 2012 r 420euro
Planujemy wyjazd na Sycylie z dojazdem na okolo 5 tygodni lub wiecej
pozdrawiamygryz3k - 2014-02-01, 10:59 Pisałem 2 posty wyżej. Chyba 320 lub 360 euro za 2+1 i kamper do 7 m.Agostini - 2014-02-01, 12:43 Elwood
Cytat:
Uroczo jest w środku zimy móc uczestniczyć wraz z Wami w tej "cieplutkiej" wyprawie. Andrzeju abyś się nie przeziębił i pisał dalej stawiam grzane piwko.
Uroczo jest też mieć tu tak przyjazną i sympatyczną widownię.
Dzięki Elku za grzańca, od razu zrobiło się cieplej.
HarryLey4x4
Cytat:
Dołączam do grona czytających i obserwujących wątek. Opowieść rewelacyjna, fantastycznie okraszona humorem.
Czekam na więcej i już stawiam piwko
Wspaniale jest widzieć, że grono czytelników się powiększa.
Pewnie o tym nie wiesz, ale łączy nas też frajda jeżdżenia także poza drogą. Tylko ja to nie z tych co 4x4 a na dwóch kółkach, motocyklem.
Witam Cię HarryLey...
Aaa... i jasne, że dzięki za jasne.
krzysieks
Cytat:
Piękna relacja. Czytam z zapartym tchem. Włochy to mój ulubiony kraj , a na Sycylii niestety jeszcze nie byłem. : . Pozdrawiam Krzysiek
Włochy powoli sie stają i moim ulubionym krajem. Namawiam Cię do odwiedzenia tej krainy,
a na razie zapraszam do poznawania Sycylii jedynie naszymi oczami.
Pozdrawiam.
piotr.sto
Zauważam duże zainteresowanie moją relacją. piotr.sto - 2014-02-01, 13:18
Agostini napisał/a:
piotr.sto
Zauważam duże zainteresowanie moją relacją.
Twoją relację śledzę z wielką uwagą od samego początku Przepraszam za te wtrącenia, ale skoro pojawił się wątek promu, pomyślałem, że zamiast zakładać odrębny temat, tutaj rozwieję swoje wątpliwości - zresztą chyba również z korzyścią dla innych, którzy będą szukali odpowiedzi na praktyczne pytania związane z podróżą do Włoch właśnie w wątkach relacjonujących takie podróże.
Fux - 2014-02-01, 13:20 Nie każdy co Twój post robi wpis..
Dawaj dalej.Agostini - 2014-02-01, 14:15
piotr.sto napisał/a:
Twoją relację śledzę z wielką uwagą od samego początku ...
Bardzo mnie to cieszy, dzięki za piwo... i w takim razie jedziemy dalej. Agostini - 2014-02-01, 14:32 Po czterech dniach zwijamy manele i opuszczamy przyjazny kemping Baia di Guidaloca.
Ale to jeszcze nie koniec naszego rajskiego życia podczas tych wakacji. W kolejce czekają Wyspy Egadzkie, w szczególności ta jedna -Favignana.
Dystans do przebycia jest niewielki, 60-70 kilometrów, więc to nie problem. Problemem może stać się miejscówka, gdyż i tu nie mamy pewnych namiarów. Ale zanim znajdziemy się poniżej Trapani odwiedzamy jeden z piękniejszych zakątków Sycylii. To łącząca mity i historię, Erice, średniowieczna osada zawieszona w chmurach, niemal w całości zachowana do współczesnych czasów. Aby się tam dostać trzeba pokonać serpentyny i agrafki na 750-ciu metrowym wzgórzu na przedmieściach Trapani.
Kampery pozostawiamy na parkingu przy głównym wejściu [N 38*02’11.1” E 12*34’58.6”] i idziemy na długi spacer wzdłuż murów obronnych. Pierwsze kroki kierujemy do Castello di Venere (Zamku Wenus), który przez wieki służył m.in. żeglarzom za punkt orientacyjny. Widok jaki stąd się rozpościera prawdziwie zapiera dech w piersiach. Ukazuje panoramę Trapani, świecące się w słońcu saliny i górę Cofano, do której w śmiałym zamyśle mieliśmy zamiar wczoraj dopłynąć... I przede wszystkim Wyspy Egadzkie, główny punkt naszych zainteresowań. Im szczególnie długo się przyglądam, bo jedna z nich stanie się wkrótce naszym następnym morskim celem.
Z tego miejsca, przy odpowiedniej pogodzie można podobno dojrzeć Tunezję, oddaloną zaledwie o 170 km. Lecz nie dzisiaj, dzisiaj horyzont a nawet nieodległy archipelag, szczelnie przykrywa letnia mgiełka.
Labiryntem wąskich uliczek, po bruku polerowanym od stuleci podeszwami butów, dochodzimy do głównego placu na piazza Umberto I. To klimatyczne miejsce z ratuszem miejskim i niezliczoną ilością kolorowych kramików, kafejek i różnych pracowni rękodzieła. Po chwili wytchnienia przy kawie i lodach, powoli kierujemy się w stronę kamperów. W dalszym ciągu pokonując plątaninę uliczek dochodzimy do wielkiego kamiennego Ciesa Matrice. To największy kościół w tej osadzie a tych mniejszych, choć w większości zamkniętych, jest tu ok. 60. Stąd mamy już kilka kroków do naszego parkingu. A gdyby komuś nie chciało się przebierać nogami a chciałby dostać się do Trapani, to może stąd zjechać kolejką linową.
A przecież obiecywałem, że będzie bez wałęsania się, zwiedzania, bez staroci. No tak... ale nasze „giro Sicilia” cofek nie zakłada, a opuścić, i to po drodze takie miejsce jak Erice, byłoby niewybaczalne. Ale już teraz szybko pakujemy się do samochodów i jedziemy nad morze w poszukiwaniu naszego utraconego raju.
W zapiskach mam trzy miejsca postojowe do sprawdzenia. Sprawa będzie prosta, bo wyciągam moją tajną broń (rok temu już się nią chwaliłem ) w postaci cieniutkiego, z górnej półki Garmina. Wpisuję wszystkie trzy, faworyta zostawiając na końcu. Już na kilometr przed pierwszym celem, wiemy, że trzeba kierować się do drugiego. Tu, zamiast w lewo skręcam w prawo w zatłoczoną w 200% drogę przy podobnie zatłoczonej plaży. Dopiero zasięgnięcie języka pozwala nam odnaleźć rzeczonego faworyta. To kemping, który okazuje się dużym trawiastym placem, oddzielonym wysoką siatką od zaludnionej, gwarnej plaży i dziurawym żywopłotem od drogi [N 37*54’39.0” E 12*27’43.2”]. Nie ma na nim nawet jednego drzewa, ale za to jest jeden francuski kamper. Pewnie teren nie trafiłby na podium w rankingu najpiękniejszych miejsc na Sycylii, lecz nie on jest naszym celem tylko Isole Egadi, które mamy stąd na wyciągnięcie ręki. Kilkunastokilometrowej ręki.
Pieczołowicie wypoziomowane i ustawione na kilkudniowy pobyt kampery, po kwadransie musimy pośpiesznie ewakuować z powodu zajętego już wcześniej miejsca przez dwukierunkową autostradę mrówkową. Nas jest czworo, ich miliony, konfrontacja na czyją korzyść by wypadła - wiadomo.
To jedyny powód jakiegokolwiek pośpiechu podczas reszty tego dnia.
Później czekał nas już tylko relaks i aklimatyzacja wspomagana od czasu do czasu testowaniem nowego gatunku sycylijskiego winka.
c.d.n.Agostini - 2014-02-01, 14:37 To miasto założyli przybysze uważający się za potomków Trojan. Agostini - 2014-02-01, 14:39 San Teodoro... i nasz kampedżdżio. Wojciechu - 2014-02-02, 01:41 Jest środek nocy i kolejny odcinek pisanej gawędy - rzaem z moją Marianną przeglądamy Twoją opowieść podróżniczą - zdjęcia Trapani zapierają dech w piersiach - super klimaty. jedrek49 - 2014-02-02, 08:51 witam
Czytamy z zona wasza opowiesc ,przygode z Sycylia i mysle ,ze w tym roku pojedziemy waszym szlakiem ,i moze odkryjemy nowe miejsca ,ciekawe dla campera ,Chcemy wyjechac poczatkiem lipca na jakies 5-6 tygodni ,preferujemy stanie na dziko,bo jedziemy z psami.Bardzo skrzetnie zapisujemy Wasze miejsca postojowe
cala wasza relacje przeczytalismy juz kilka razy ,Marzy mi sie kupno pomaranczy prosto z drzewa ,takich slodkich i czy takie plantacje spotkaliscie po drodze
Pozdrawiamy i czekamy na dalsze relacje
jedrek49Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-02, 09:31 Skonczylam swoje pisanie i na razie przelatuje Wasza relacje.Nie mam na tym forum cytowania selektywnego.dlatego mam kilka pytan.1.Odsylasz do strony 3 a nic nie ma odnośnie cen promu.Dawniej było jedna strona drożej w 2 strony taniej o 10euro.Bez podawania wymiarow pisalo camper 29euro.To jednak podrozalo dwukrotnie za 3 lata.2.Napewno skorzystam z namiarow na Stilplatz w Palermo,tez nie podales kwoty,dla niektórych sa to ważne podpowiedzi.W 2010 tak nam brakowało takich namiarow,udalo nam się wyjechać z tłumu aut o 15 godz i uciec,az autostrada do Monreale/dla mnie najpieknieszy kosciol/.3.Jeszcze raz będę sobie podczytywać dokładnie,z zaznaczeniem na mapie.Dzieki,BarbaraBarbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-02, 09:32 Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-02, 09:35
Cytat:
Erice o to jeszcze daleko do objazdu całej SycyliiAgostini - 2014-02-02, 21:03 prof-os
Cytat:
...- rzaem z moją Marianną przeglądamy Twoją opowieść podróżniczą -...
W takim razie pozdrawiamy też i Mariannę
jedrek49
Cytat:
...cala wasza relacje przeczytalismy juz kilka razy...
...
Cytat:
Marzy mi sie kupno pomaranczy prosto z drzewa ,takich slodkich i czy takie plantacje spotkaliscie po drodze
Wielkie plantacje, i nie tylko pomarańczy, mijaliśmy podróżując południową częścią wyspy.
Nie zatrzymywaliśmy się, za to dwa dni staliśmy nad morzem w okolicy Syrakuz, na terenie, który w części był sadem cytrynowym.
Owoce spadały z drzew, leżały na ziemi i psuły się, nikt ich nie zbierał.
W miastach z kupnem nie będzie problemu.
Zbigniew Muzyk
Cytat:
Nie mam na tym forum cytowania selektywnego.
Myślę Basiu, że na forum masz takie same możliwości jak my wszyscy.
Jeśli chcesz użyć funkcji cytowanie selektywne, musisz najpierw zaznaczyć tekst, który chcesz zacytować, a później kliknąć przycisk „cytowanie selektywne”.
Jeśli interesujący Cię fragment czyjejś wypowiedzi jest na wcześniejszej stronie, także zaznacz go, zrób kopiuj, wklej w miejsce gdzie będziesz pisała, później jeszcze raz zaznacz go i kliknij przycisk „Quote”. W Twojej odpowiedzi wyświetli się jako cytat.
Cytat:
Odsylasz do strony 3 a nic nie ma odnośnie cen promu.
W tej samej odpowiedzi pisałem, że cena promu w obie strony wynosi 95 euro.
Bilet warto kupić podwójny, bo promy pływają tak często, że można „wpaść” prosto na niego, bez wysiadania z samochodu.
Cytat:
Napewno skorzystam z namiarow na Stilplatz w Palermo,tez nie podales kwoty,dla niektórych sa to ważne podpowiedzi.
Cen nie podaję jeżeli nie obiegają od normy, od tego czego możemy się spodziewać. Za ten stellplatz płaciliśmy 20 e/dzień. Prąd, prysznic, obsługa kampera - w cenie. Po południu Włosi rozstawili swoje stoliki i krzesełka i zaczęli biesiadować, więc i tego typu ograniczeń nie ma. To dobre miejsce, jeszcze raz mogę je polecić. Gdyby trzeba było zapłacić za niego 30-40 euro to na pewno taka informacja przydałaby się innym. Znane są mi jeszcze (lecz nie sprawdzone) dwa podobne miejsca, za 15 i 18 euro, ale nie mają tak dobrej lokalizacji względem centrum miasta.
Cytat:
...Monreale/dla mnie najpieknieszy kosciol/.
Wnętrze katedry jest piękne, to prawda, ale jak obejrzysz Kappella Palatina w Palermo też się nie zawiedziesz, a może nawet zmienisz zdanie. Santa - 2014-02-02, 21:21 Korzystając z okazji, że jestem zalogowana - stawiam piwko za gest skierowany do chrześniaków z Corleone - uroczy
I oczywiście za całokształt
Pozdrowienia dla całej Waszej ekipy sycylijskich podróżników. Będąc w tym czasie w Italii, kilka razy mieliśmy ochotę wybrać Wasz numer ale intuicja słusznie mi podpowiadała, że nie należy Was rozpraszać Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-03, 16:58
Agostini napisał/a:
Jeśli chcesz użyć funkcji cytowanie selektywne, musisz najpierw zaznaczyć tekst, który chcesz zacytować, a później kliknąć przycisk „cytowanie selektywne
zgadza się teraz go mam w piewszych stronach waszej relacji nie mam napisu malego prostokacika cytowanie selektywne.Jeszcze Cefalu,mysle ze dalej zostawia się kampery w porcie,zakaz wjazdu w wąskie uliczki.Dzis bylam na 1szej lecji wloskiego z lektorem który mowi po wlosku i angielsku.Mam ochote Na Sycylie z Tunezja.Moze macie jakies rady Agostini - 2014-02-03, 21:00 Santa
Cytat:
Korzystając z okazji, że jestem zalogowana - stawiam piwko za...
Lucynko, Ty......... hmm......... stanowczo za rzadko się logujesz. ... Grazie.
Cytat:
Będąc w tym czasie w Italii, kilka razy mieliśmy ochotę wybrać Wasz numer ale...
To teraz jeszcze bardziej żałuję, że trochę mało konkretnie skomunikowaliśmy się.
Wracając zostawiliśmy sobie 2-3 dni takie bez planu, do zagospodarowania. To by było dopiero spotkanie.
Zbigniew Muzyk
Cytat:
Mam ochote Na Sycylie z Tunezja.Moze macie jakies rady
Z tego co widzę to do Tunisu wypływają promy z Palermo i Trapani.
O Tunezję trzeba by pytać naszych forumowych Marokańczyków. Oni na pewno coś więcej wiedzą.Agostini - 2014-02-03, 21:39 Nasza obecna miejscówka to bardzo prosty kemping na przylądku San Teodoro, 20 kilometrów poniżej Trapani przy Via del Sale (Drodze Solnej) prowadzącej do Marsali.
Rozciąga się tu największa na Sycylii laguna, a na jej charakteryzujących się silnym zasoleniem wodach powstało wiele salin, służących jeszcze Fenicjanom do pozyskiwania soli. Pomimo, że nadal produkuje się tu sól, to miejsce straciło dawne znaczenie na rzecz turystyki i rezerwatu naturalnego.
Laguna obejmuje cztery wyspy, z największą, Isola Grande, oddzielającą ją od otwartego morza.
Teorię mamy opanowaną, czas na praktykę, trzeba teraz zobaczyć to wszystko z bliska.
Pontonem pełnym powietrza, przeciskać się na plaży między ludźmi nie musimy, bo Marek odnajduje z boku dogodną zatoczkę do zwodowania, więc już po chwili możemy postawić nasze stopy na pokładzie. Sześć stóp. Krysia w dalszym ciągu nie daje się namówić, życzy nam przyjemnych wrażeń i pozostaje w obozie.
W towarzystwie całkiem sporego wiaterku, skoro świt, czyli coś około 11, wyruszamy aby zaznajomić się z akwenem i zwyczajnie po okolicy trochę sobie popływać. Operację pod kryptonimem -„FAVIGNANA” zostawiamy na jutro.
Lagunę, do której chcielibyśmy się dostać, oddziela od morza długa w kształcie litery „L” Isola Grande. Przemieszczamy się teraz wzdłuż niej, bo pierwsze z dwóch wejść ominęliśmy... bo zbyt blisko, jakieś tyczki z wody wystają i chyba nie wolno. Mijamy opuszczone budynki przemysłowe, niektóre bez dachów, z dziurami w ścianach sprawiające nieco przygnębiające wrażenie.
To piaszczyste dno powoduje ten specyficzny, jasnoniebieski kolor wody, po którym teraz pomykamy. Pomimo, że wydawałoby się, iż trzymam się dość daleko od brzegu, to w pewnym momencie zauważam jak obracające się łopaty śruby napędowej zaczynają uderzać o podłoże. Chcąc uniknąć uszkodzenia śruby lub silnika należy natychmiast podnieść go do góry i wyłączyć, albo nie zmniejszając prędkości, pozostawiając za sobą unoszący się piasek odpłynąć na głębszą wodę. Na nieznanym akwenie jest to trochę ryzykowne, bo zamiast głębszej może trafić się jeszcze płytsza. Z duszą na ramieniu dodaję gazu by rufa pontonu bardziej wyszła na powierzchnię i szczęśliwie udaje się odbić na bezpieczniejszą wodę.
Tak, tak, pamiętam doskonale - jakby co, to „only Palermo”.
Trochę wystraszony tym wpadnięciem na płyciznę, staram się teraz płynąć jeszcze dalej od brzegu. Całkiem daleko od brzegu, z naprzeciwka pędzi szybki RIB a na mim jacyś bardzo mili ludzie, oburącz machają do nas. W odpowiedzi, my również w podobny sposób serdecznie ich pozdrawiamy i dalej lecimy w swoją stronę. Tak, lecimy... to mogłoby być dobre określenie. Oni chyba też nas tak już widzieli, bo jak można nazwać dalszą żeglugę bez środka transportu, który gwałtownie zatrzymał się na podwodnych skałach. Należało domyślić się, że tego typu pozdrowienia, przekazuje się z reguły jedną ręką, a nie energicznie obiema.
Na szczęście woda jest przejrzysta, w porę dostrzegam zagrożenie i w ostatniej chwili udaje mi się wyhamować naszego ślizgacza. Teraz powolutku musimy lawirować między całą masą płaskich, ledwo przykrytych wodą skał. Trwa to zbyt długo a w konsekwencji płyniemy nie tam gdzie chcemy, więc żeby wydostać się z opresji pewne odcinki pokonujemy z podniesionym silnikiem i przy pomocy wioseł. Zniecierpliwieni obrotem spraw rezygnujemy z zobaczenia od tej strony lagunki, poza tym nie ma pewności, że w ogóle byłoby to możliwe.
Wybaczcie mi tę lekcję manewrówki, bo ataku rekinów nie było, a o reszcie nie będę pisał bo nic innego nadzwyczajnego się nie wydarzyło.
Wczoraj po południu ustawił się obok nas kamper z sympatyczną, dwupokoleniową rodziną z Palermo. Na przywitanie przynieśli nam rybę z grilla, którego od razu sobie urządzili, a dzisiaj, pełen, kopiasty talerz spaghetti. Ryba też była świetna, ale spaghetti... przepraszam, to tylko ślina... muszę przełknąć... to już czysta poezja. Mieli oni chyba też tego świadomość, bo później, z lekkim uśmiechem i uważnie przyglądając się nam, zapytali czy smakowało. Nasza odpowiedź to z zachwytu oczy zwrócone do nieba i długie, perfekcyjnie po włosku: „mmmmmm”. Krysia w rewanżu wręcza im polskie kiełbaski, które jakoś się uchowały a my z Markiem mamy zamiar podzielić się z nimi olbrzymim tuńczykiem, na którego jutro zapolujemy. Widziałem na zdjęciach i na bazarach jakich może być rozmiarów, więc i tak, nawet poćwiartowany nie zmieści się do naszych lodówek.
Zanim nastanie wieczór, tradycyjnie jedziemy z Basią na przejażdżkę. Tym razem po drugiej stronie, drogą wzdłuż laguny. Roztacza się stąd widok na wiatraki i szachownicę niezliczonych poletek wodnych, poprzedzielanych jedynie wąskimi paskami ziemi.
Te słone bagna, jak i cała laguna z wysepką Mozia w środku, odegrały ważną rolę w przeszłości jako fenicka kolonia.
Później były wielkim obiektem pożądania przez Kartagińczyków i Syrakuzan.
c.d.n.Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-03, 21:40
Cytat:
O Tunezję trzeba by pytać naszych forumowych Marokańczyków. Oni na pewno coś więcej wiedzą.
To nie to samo,byl Landek pisałam do niego na PW ale nie odpisal.Zreszta ja tez bylam,ale nie promem.Z Trapani bliżej pytałam w 2010 było two line 200euro,a teraz?ja nie umie szukac promow,nie bardzo mi się to udaje,ale to jeszcze dużo czasu,to tylko moje przemyślenia.Na Dzerbie byłoby cieplej.Barbara,ps zrobiliśmy wtedy 6500km,w Wy Agostini - 2014-02-03, 21:45 c.d.Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-03, 22:12 Byliśmy na salinach,ale takich pięknych miejsc jak Wasze nie znalezlismyWojciechu - 2014-02-03, 23:21 Tak patrzę na zdjęcie DSC04132.JPG - turyści łodzią motorową, a "galernicy" do wioseł. Mimo wszystko zazdroszczę "galernikom". Podróż nadal super - może dla rónowagi pogodowej trochę deszczu ?zbyszekwoj - 2014-02-07, 12:19 No codziennie tu zaglądam i nic się nie dzieje.AGOSTINI do roboty!!! Agostini - 2014-02-07, 23:45 Zbigniew Muzyk
Cytat:
Byliśmy na salinach,ale takich pięknych miejsc jak Wasze nie znalezlismy
Wasze saliny Basiu to chyba tak jakoś bliżej Trapani, a moje - to już do Marsali parę kilometrów.
Ale teraz zauważam skąd jest Twoje zdjęcie w avatarku. Przed fontanną w Monreale... koszula, Zbyszka zdradziła.
prof-os
Cytat:
...Podróż nadal super - może dla rónowagi pogodowej trochę deszczu ?
Deszczu nie ma i nie będzie. Od dwóch lat w nasze wakacje nie widzieliśmy kropli deszczu.
zbyszekwoj
Cytat:
No codziennie tu zaglądam i nic się nie dzieje.AGOSTINI do roboty!!!
No bo to jest ta część „leżakowa” wyjazdu... a więc nudy panie, nudy.
Ktoś tu gdzieś niedawno chwalił się, że ma dużo wolnego czasu.
Nie każdy ma tak dobrze. A tu jeszcze Soczi się zaczęło.
Jutro mam w planie coś skleić w jeden kawałek i się odezwać. koko - 2014-02-08, 07:19 Wiem że Chorwacki związek campingu carawaningu w marcu organizuje wyjazd camperami do Tunezji promem z pod RzymuBarbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-08, 15:19
Agostini napisał/a:
Ale teraz zauważam skąd jest Twoje zdjęcie w avatarku. Przed fontanną w Monreale... koszula, Zbyszka zdradziła.
brawo tak zrobil ziecAgostini - 2014-02-08, 17:39 Jeszcze przed tegorocznym wyjazdem wiedziałem, że jest to wietrzny rejon, a te dwa dni, które już tu jesteśmy tę wiedzę tylko potwierdzają.
Ta płytka rozległa laguna to raj dla windsurfingu i jak widzę, bardziej tu popularnego kitesurfingu. Szczególnie po południu wiatr się wzmaga, co skrzętnie wykorzystują surferzy zasłaniając pół nieba swoimi latawcami.
Nie mam pewności czy to sirocco, gregale, wiatry termalne, czy inne bryzy morskie lub lądowe, w każdy razie po południu morze po horyzont usłane jest białymi grzywami fal.
Nie na darmo nieodległe Wyspy Liparyjskie zwane Eolskimi wzięły swą nazwę od Eola, greckiego boga wiatrów.
Ta sytuacja nie ułatwi nam zadania, bo dzisiaj przecież chcemy opłynąć Favignanę, największą, jedną z trzech wysp w archipelagu Wysp Egadzkich.
Tym razem niepotrzebnie nie zwlekamy i już od rana szykujemy się do drogi po to, by zapewnić sobie w nieco łagodniejszych warunkach powrót. Obserwowana sytuacja wystrasza mi kolejnego członka załogi. Tym razem jest to Basia. Dziewczyny namawiają się, chcą wykorzystać wolny czas, mają coś ważnego do zrobienia. Marka oczywiście namawiać nie trzeba.
Pakujemy tym razem tylko to co niezbędne, zabezpieczamy przed zamoczeniem i wiążemy ze sobą rzeczy, których nie chcielibyśmy na pewno utracić.
Morze z samego rana nie jest jeszcze tak rozhuśtane, odległość do najbliższego brzegu to ok. 11 km, więc pokonanie jej, dla naszej zgranej załogi to przysłowiowa bułka z masłem.
Tak więc... Koleżanki i Koledzy... wyobraźcie sobie, że właśnie dopływamy do wysp gdzie w tutejszych grotach odnaleziono rysunki naskalne z przed 12 000 lat co świadczy, że były zamieszkiwane przez ludzi już w czasach prehistorycznych.
To Wyspy Kozie, o których mówi Odyseja, zamieszkiwane także przez Cyklopy, olbrzymy o jednym oku. To tu w drodze do domu dopłynął Odyseusz wraz ze swoimi towarzyszami, i tu zaczęły się jego późniejsze kłopoty, kiedy to uwięziony przez jednego z nich, ludożercę o imieniu Polifem, musiał oślepił go, żeby ratować siebie i swoich towarzyszy.
W konsekwencji olbrzym poskarżył się swojemu brodatemu ojcu, Posejdonowi, no i cóż... naszemu bohaterowi droga do domu trochę się wydłużyła.
O jakieś 10 lat.
Dziś Cyklopów już tu nie ma... chociaż..? a któż to wie..? bo jaskiń to my będziemy widzieli wiele, ale do żadnej nie wchodziliśmy i nie sprawdzaliśmy, więc czy na pewno ich nie ma, tego na 100% nie mogę tego stwierdzić.
A tak korzystając z okazji... To czy ten ostatni przykład nie nadaje się, by choć trochę uświadomić naszym Paniom, że są sytuacje, kiedy ich mężczyźnie też może przydarzyć się, że straci trochę więcej czasu żeby dotrzeć do domu?
Szczególnie wtedy, kiedy był w towarzystwie kolegów.
Pierwsze spotkanie z wyspą ukazuje, że obszar ten już dawno został pokonany przez cywilizację.
Tyle łodzi, pontonów i wszelkiej maści sprzętu pływającego dawno w jednym miejscu nie widziałem. Jednak nie należy się temu za bardzo dziwić - to rozległa zatoka z turkusową wodą i łatwo dostępnymi miejscami do kąpieli. Przypływa tu wiele łodzi, a po wyglądzie i ilości pasażerów na nich można podejrzewać, że są w większości własnością wypożyczalni.
Wyspa jest dość płaska, z jedyną kilkusetmetrową górą w poprzek i opuszczonym normańskim zamkiem na jej szczycie. Osiedla o architekturze bliższej północno-afrykańskiej niż europejskiej, poszarpane cyple i niewielkie, piaszczyste zatoczki to widok towarzyszący nam podczas rejsu wzdłuż południowych brzegów. Wielokrotnie się zatrzymujemy, podpływamy do większych grup jachtów, przyglądamy się im i ludziom na nich przebywającym.
Niekiedy opuszczamy nasz pokład, by sprawdzić co ciekawego kryje się pod powierzchnią wody.
Zakotwiczeni w jednej z zatoczek, jeszcze po południowej stronie wyspy, z ciekawością przyglądamy się maluchom, samodzielnie pływającym w niewielkim pontonie. To załoganci sąsiadującego z nami okazałego jachtu motorowego. Zaciekawieni pytamy właściciela, co oznacza proporzec poniżej jego bandery. Odpowiada, że to jest flaga Marsali, w której mieszkają. Po chwili pokazuje, żeby podpłynąć jeszcze bliżej jego łodzi i podaje nam po kubeczku wina i sporym kawałku sera.
Korzystam z okazji by upewnić się, jak daleko jeszcze jest do Cala Rossa (Zatoka Czerwona). On wskazuje ręką na drugą stronę wyspy, spogląda na nasz j a c h t i z ciepłym uśmiechem dodaje: „fale!”.
Piękne widoki, ale jeszcze bardziej miłe chwile i spotkania z życzliwymi ludźmi, pozostają najdłużej w pamięci.Agostini - 2014-02-08, 17:44 c.d.Agostini - 2014-02-08, 18:04 Okrążamy zachodni przylądek z latarnią morską, z wieloma widocznymi grotami w tej prawie nie zamieszkałej części wyspy.
Za moment znajdziemy się w przesmyku między Favignaną a sąsiednią Levanzo, gdzie jeszcze obecnie dokonuję się tradycyjnymi metodami połowów tuńczyka. Wiosną na Favignanie w dalszym ciągu odbywa się ten krwawy spektakl uboju ryb (mattanza), polegający na przebijaniu ręcznymi harpunami zagonionych do pułapek ryb, później wciąganiu ich na pokład łodzi i okładaniu na śmierć. W ostatnich latach stało się to nawet pewną atrakcją turystyczną.
Choć echosonda nie wypatruje tu Moby Dick’a ani nawet mniejszych ryb, to i tak dla potrenowania szybkiego trollingu wypuszczamy za burtę nasze przynęty. Już jak je kupowaliśmy na bazarze w Palermo sprzedawca z powątpiewaniem kręcił głową słysząc gdzie chcemy łowić. Natomiast na pytanie: „ a gdzie”? ...wskazując na wielkość ryb, rozłożył szeroko ręce i oznajmił: „Katania!”.
Dobrze było o tym wiedzieć, bo w Katanii też byliśmy... i były ryby... dużo ryb... lecz wszystkie kupione na targu.
Favignana, to port i jedyne miasto archipelagu a zarazem centrum ruchu turystycznego i przetwórstwa rybnego. Nie schodzimy na brzeg, jedynie podpływamy do nabrzeży, żeby z bliska przyjrzeć się starym zniszczonym kutrom, jakimś hangarom zapewne służącym rybakom i budynkom na nabrzeżu.
Płynąc dalej widzimy pozostałości po kamieniołomach, dawnym bogactwie i drugim źródle dochodów mieszkańców wyspy. Z wycinanych w miękkiej skale tufowej bloków, budowano nie tylko tu domy, cenny budulec wysyłano także do odległych miast Sycylii a nawet Afryki. Niekiedy napotkane wystające z wody skały a w nich geometryczne otwory pozostawiają wrażenie dziwnych zatopionych budowli.
I tak dopływamy do Cala Rossa (Zatoki Czerwonej). Szerokiej, niezwykłej zatoki u podnóża pociętych piłami skał tufowych.
Nazwę swą wzięła od krwi, która przypłynęła tu wraz z falami po zażartej bitwie morskiej między Kartagińczykami i Rzymianami w 241 r. p.n.e.
Kartagina poniosła wtedy klęskę i utraciła Sycylię.
Wiele malowniczych zatok widziałem, ale za sprawą koloru wody ta jest jeszcze inna. Na ten kolor ma zawsze wpływ zasolenie, kąt padania promieni słonecznych i rodzaj dna. Tu jeszcze niesamowity efekt robi widziana, wyraźna granica oddzielająca wody zatoki od otwartego morza. Tam ciemny, groźny granat z grzywami fal jakby burza się toczyła, tu niezwykła jasność, butelkowa zieleń zmieszana z turkusem.
Jestem w siódmym, jak nie w ósmym niebie. Wielokrotnie to, co może ludzkie oko zobaczyć i zapamiętać, żaden opis czy zdjęcia tego nie oddadzą.
Na dnie, bielusieńki piasek jest tak miękki, że kotwica w ogóle nie trzyma. Kilka razy muszę wdrapywać się na ponton, żeby oddalić go od brzegu.
Jest pięknie i zostajemy tu dość długo, wiedząc również, że to ostatni przystanek przed trudną powrotną przeprawą.
Wyjście z samej zatoki i spotkanie z pierwszą, wypiętrzającą się na płytkiej wodzie falą, stawia nas nieco do pionu. Ale dziób mamy dociążony niezużytym jeszcze zapasem paliwa, jakimś bagażem, poza tym Marek skutecznie balastuje, także szybko odzyskujemy stabilność, nabieramy umiarkowanej ślizgowej prędkości i obieramy kurs na Sycylię.
Tak jak przed wiekami tak i dziś góra Erice wyraźnie wyznacza kierunek na odległym brzegu.
Nie jest źle, przygotowani jesteśmy na dużo gorsze warunki i tylko od czasu do czasu większa fala uderzając pod skosem w burtę urządza nam obu kilkusekundowy prysznic. Mamy ze sobą pianki neoprenowe, ale nie zakładamy ich, woda nie jest zimna i po kilku szprycach można się przyzwyczaić, ba, zaczyna nawet nam to sprawiać przyjemność i frajdę. Dopiero gdzieś w połowie drogi, widząc co wiatr wyczynia z moim daszkiem przeciwsłonecznym, postanawiamy zatrzymać się i starannie go zwinąć.
Widać już wyraźnie brzeg, widać już niebo pełne latawców kiteserferów.
Niezwykle uradowani, również z ekscytującej powrotnej drogi, bezpiecznie docieramy do naszej przydomowej zatoczki.
Wieczór jak zwykle przy piwku i winku, jak kto lubi, i z widokiem tonącego w morzu słońca pomiędzy Favignaną a Levanzo.
Mamy do omówienia jeszcze plan na dzień jutrzejszy, gdyż zrodziły się wątpliwości co do dalszego tu postoju. Wprawdzie jest dopiero połowa miesiąca, ale jesteśmy od domu daleko i dni powoli trzeba zacząć liczyć, a jeszcze chcielibyśmy po drodze wiele zobaczyć.
Jest trochę rozmowy na ten temat, jest też i decyzja.
JUTRO RUSZAMY.
c.d.n.Agostini - 2014-02-08, 18:07 Miasto i port Favignana.Agostini - 2014-02-08, 18:10 CALA ROSSA (Zatoka Czerwona). Fux - 2014-02-08, 18:18 Nice!
Płyńcie na Capri.
Qcyk - 2014-02-10, 20:42 Cała naprzód i do Gdańska Agostini - 2014-02-10, 22:15
Qcyk napisał/a:
Cała naprzód i do Gdańska
Wiedziałem, że w końcu musi coś ruszyć któregoś z Kolegów wodniaków. Agostini - 2014-02-10, 22:41 Moglibyśmy zostać jeszcze jeden dzień dłużej w okolicy Trapani po to, by „zdobyć” planowane jeszcze Levanzo, z Grotą Genovese, w której odkryto wspominane już przeze mnie, malarstwo jaskiniowe z najstarszego okresu w rozwoju społeczności ludzkiej.
Ale demokracja to też podobno zdobycz ludzkości - więc dzisiaj jesteśmy w drodze.
Tylko co to za demokracja, kiedy troje głosuje przeciw? ...
Droga do Marsali to zaledwie kilkanaście kilometrów wzdłuż salin, wiatraków i skrzących się w słońcu bagnistych poletek.
Miasto obecnie znane jest przede wszystkim z produkcji wina i z tego, że to tu wylądował Garibaldi z tysiącem swoich żołnierzy w czerwonych koszulach w czasie wojny o zjednoczenie Włoch w XIX w. Oglądamy je tylko przez szyby samochodów a w pamięci pozostanie jedynie duży port jachtowy.
Przemieszczamy się już teraz wzdłuż trzeciego, południowego brzegu trójrożnej Trinakrii, wyspy niezwykłej, wyspy o trzech krańcach i trzech morzach ją opływających.
Krajobraz wyraźnie się zmienia, dużo rzadziej widać szare, ponure budownictwo czy szpecące konstrukcje przemysłowe. W to miejsce pojawiają się pagórkowate jak okiem sięgnąć, zielone pola uprawne z gajami cytrusowymi i oliwnymi. Szybka droga, wielokrotnie wsparta na smukłych filarach, wije się nad tymi dolinami niezwykle urozmaicając krajobraz.
Choć dzisiaj nie mamy w planie wiele kilometrów do przebycia, to i tak omijamy kilka miejsc z pewnością wartych zobaczenia. Mamy świadomość, że nie da się zobaczyć wszystkiego podczas jednej wycieczki. Skupimy się na tym, na czym nam najbardziej zależy, i w końcu to czas wypoczynku, więc spróbujemy zatrzymać się jeszcze gdzieś nad morzem.
A dziś zależy nam na starożytnym greckim Akragas, przemianowanym po latach przez Rzymian na Agrigentum. Wiemy, a drogowskazy przy drodze nam to potwierdzają, że na kilkanaście kilometrów przed celem można natknąć na pewne niezwykłe urwisko. Tak więc podążamy teraz za drogowskazami z napisem „Scala dei Turchi”. Tuż przed zejściem na plażę znajdujemy miejsce dla naszych kamperów i już po kilkunastu minutach stoimy na spektakularnych „Schodach Turków”.
To ściana z białego marglu, w której wiatr i woda utworzyły kaskadowe formy. Wędrówka po nagrzanych słońcem gliniano-wapiennych skałach, widok intensywnie błękitnego morza, a później spacer po delikatnym piasku plaży są bardzo przyjemnym przeżyciem.
W Agrygencie znaleźliśmy się z powodu Valle dei Templi (Doliny Świątyń), gdzie w ciągu stu lat wzniesiono dziesięć imponujących świątyń świadczących o dobrobycie i świetności sycylijskich Greków z tamtego okresu.
Nazwa może być trochę myląca, gdyż doliną nazwałbym parking [ N 37*17’15.8” E 13*34’57.1”] do którego doprowadziła nas droga, bo same świątynie widoczne są raczej na grzbiecie podwyższenia.
Uiszczamy należność za parkowanie, przy okazji uzyskujemy zgodę na pozostanie do rana i wyruszamy na przenosząca nas o 25 wieków w czasie przechadzkę.
Przejściem pod jezdnią, później pnąc się w górę stromą ścieżką wśród oliwek wchodzimy na wzniesienie, by naszym oczom mogły się ukazać te starożytne pomniki.
Pierwsza wśród stert kamieni i poprzewracanych fragmentów kolumn świątynia Dioskurów, następnie osiem kolumn najstarszej świątyni Heraklesa, aż w końcu dochodzimy do najbardziej okazałej, niemal nienaruszonej Tempio della Concordia (Świątyni Zgody). Ooo, to już nie jest tylko kupa kamieni zmuszająca do wysilania wyobraźni. To wspaniała hellenistyczna budowla jedna z trzech tego typu na świecie. Przetrwała trzęsienia ziemi i wszystkie zawieruchy wojenne m.in. dlatego, że w VI w. przekształcona została w kościół chrześcijański.
Ścieżka po tym świątynnym wzgórzu prowadzi wzdłuż starożytnych murów do ostatniej, na pół zrujnowanej świątyni Hery skąd rozpościera się widok na nasze parcheggio, kręte drogi w dolinie i widoczne w oddali błękitne morze.
Do tej pory nie doświadczaliśmy afrykańskich temperatur, lecz teraz z każdym dniem upał się potęguje. Pomimo popołudniowej pory, spiekota na tyle daje się we znaki, że nogi odmawiają posłuszeństwa i trzeba robić odpoczynki. W drodze powrotnej zatrzymujemy się częściej, już nie musimy się tak spieszyć. Spokojnie możemy przyglądać się tym płowym, wygrzanym słońcem budowlom, obchodzić je wkoło i niemal na wyciągnięcie ręki doświadczać niezwykłej, burzliwej historii Sycylii.
Słowo, termin - „hekatomba”, kojarzy nam się z czymś okrutnym, masakrą i zagładą wielkiej ilości ludzi, a po grecku oznacza -uśmiercanie stu (hekaton), a „tomba” z włoskiego to także –„grób”.
Długo szukamy bo nie wszyscy o tym wiedzą, dopytujemy się ludzi, a w końcu odnajdujemy pozostałości ołtarza ofiarnego, gdzie składano takie ogromne ofiary liczące po sto wołów.
Dziś nie ma tu śladów tego co się tu działo i tylko wyobraźnia może podpowiadać jak bardzo było to kiedyś makabryczne miejsce.
W drodze powrotnej podziwiamy wielkiego „telemona”, agrygenckiego kolosa, który dziś leży na ziemi a kiedyś, jako jeden z trzydziestu ośmiu „podtrzymywał” na swoich barkach ogromny ciężar w świątyni Zeusa.
Wieczór to już u nas standard, czyli... jak by to powiedzieć? - leżing na trawingu?
Nie nie, to raczej... - siedzing na krzesingu.
I z wdzięcznym widokiem oświetlonej Concordii, długie wieczorne przyjaciół rozmowy.
c.d.n.Agostini - 2014-02-10, 22:49 SCHODY TURKÓW Agostini - 2014-02-10, 22:53 W DOLINIE ŚWIĄTYŃ Agostini - 2014-02-10, 22:56 Nasze parcheggio.koko - 2014-02-12, 18:42 Gośka - 2014-02-13, 11:46 Witam kolegę AGOSTINI wraz z małżonką
No nareszcie się doczekałam, cały czas się zastanawiałam dlaczego nie ma żadnej Twojej relacji, a tu patrzę i oczom nie wierzę SYCYLIA.
Jeszcze dokładnie wszystkiego nie przeczytałam, ale trafiłeś w mój ulubiony temat. Mam z Sycylii piękne wspomnienia. Sycylię zjechaliśmy 7 lat temu (3 tygodnie), ale podróżując jeszcze z namiotem. Bardzo mi się podobało i mam nadzieję, że uda mi się tam jeszcze kiedyś wrócić. Pisz, pisz, bo robisz to rewelacyjnie i wklejaj dużo zdjęć.
Pozdrawiam
Gośka Qcyk - 2014-02-13, 16:28 Andrzej wiem ile musisz włożyc pracy w każdy z odcinek sycylijski , ale czekamy już na nastepne - niecierpliwie . frape - 2014-02-13, 16:54 też czekam - z Sycylii już wyjechałam, więc możesz śmiało i do przodu bogdan - 2014-02-13, 19:05 Bardzo nam się podobało, dziękujemy za piękną relację. Agostini - 2014-02-13, 21:11 koko Qcyk frape bogdan
Przyjemnie widzieć, że w dalszym ciągu mam tu wiernych czytelników.
I cierpliwych... w tej nieco już przydługiej relacji. Gośka
Mam nawet nowych.
Witam Cię Gośka... miło że trafiam w Twój ulubiony temat, mam nadzieję, że zaglądając tu nie zawiedziesz się.
I dziękuję za miłe słowa.
Z wolnym czasem niestety u mnie jest coraz gorzej a wkrótce zostaną wolne chyba tylko weekendy.
Na dziś udało się przygotować kolejny jeden dzień z naszej podróży.
Pozdrawiam Wszystkich. Fux - 2014-02-13, 21:25 Są tacy, co czekają, lecz nie robią pełni wpisów... Agostini - 2014-02-13, 21:45 Współczesnego Agrygentu nie oglądamy, tylko południowo-wschodnimi rubieżami wyspy przemieszczamy się teraz w kierunku Ragusy. Lecz nie wybieramy najkrótszej drogi. W Geli odbijamy na północ by po około 40 kilometrach znaleźć się w Caltagirone, stolicy sycylijskiej ceramiki.
Geli też należy się jedno zdanie, bo to niegdyś licząca się starożytna osada a obecnie znana jest również z tego, że jej szerokie plaże posłużyły wojskom alianckim do inwazji na Sycylię w lipcu 1943 roku.
Tym samym wojskom, a ściślej mówiąc tej samej kampanii, która później na kilka miesięcy utknęła pod Monte Cassino.
Za kilka dni ten temat odświeżę, kiedy to odwiedzimy bardzo ciekawe muzeum w Katanii.
Wjeżdżając do miasta i nie chcąc kluczyć dużymi samochodami po centrum, pozostawiamy je na jakimś spotkanym przypadkowym parkingu, by później po schodkach, między budynkami, wejść do centralnej części miasta.
To, że Caltagirone zyskało sławę dzięki przemysłowi ceramicznemu widać na każdym kroku. Spotkać ją można wszędzie: na murach, mostach, kościołach i fasadach budynków publicznych. W miasteczku działa 80 zakładów ceramicznych i wiele sklepów z wyrobami. Ceramiczne dekoracje spodziewamy się też spotkać na dumie i głównej atrakcji Caltagirone, na 142 stopniach słynnych schodów łączących dolne miasto z górnym.
W wysokiej zabudowie miasta, kluczymy zaglądając w kolejne przecznice, ale na wypatrywane schody jakoś nie możemy natrafić. W końcu zagadujemy z Markiem i prosimy o pomoc przechodzącą czarnooką Włoszkę, lecz ona tylko się uśmiecha i każe iść za sobą. Towarzyszy jej Marek, ja zostaję kilka kroków z tyłu, próbując coś tam focić, ale widzę jak po kilkudziesięciu metrach zatrzymują się a ona oburącz chwyta Marka za ramiona, po czym głośno do niego mówi: „uno, due, tre”... i odwraca go twarzą prosto na pnące się do górnego miasta niebosiężne „La Scala Santa Maria dell Monte” (Schody Świętej Maryi Górskiej).
Tak prawdę mówiąc, to sprowadziła nas tu właśnie chęć wdrapania się po tych schodach, które okazują się prawdziwie schodami do nieba. Tą mozolną wspinaczkę realizujemy po zbudowanych ze skały wulkanicznej kobaltowo-błękitnych stopniach, z ciekawością zaglądając na ich podstopnice przedstawiające ręcznie malowane motywy zwierzęce i różne figury geometryczne. Wysiłek sowicie zostaje wynagrodzony teraz fantastycznym widokiem z góry na monumentalne schody i dolne miasto.
Kolejnym dzisiejszym przystankiem będzie Ragusa. W drodze jesteśmy świadkami wielu mniejszych i większych pożarów pól, a widok pracujących pomp przypomina o tym, że w okolicy odkryto złoża ropy naftowej.
W wyniku potężnego trzęsienia ziemi w 1693 roku miasto rozpadło się na pół i legło w gruzach. Górna część miasta, do którego przywiodła nas droga, została odbudowana w nowocześniejszym stylu zachowując szerokie, prostopadle ulice. Dlatego znalezienie miejsca do zatrzymania się, nawet dla dwóch kamperów obok siebie, nie przysparza nam kłopotów.
Chodzimy trochę bez ładu i składu, zaglądając tu i tam, ale wielką ochotę mamy na Iblę, dolne miasto, którego dachy widzimy już z góry. Tak więc wkrótce ruszamy.
Marek teraz prowadzi i nie wiem dlaczego, zamiast cofnąć się do głównej arterii biegnącej przez miasto, wjeżdża w wąską, mocno pochyloną w dół uliczkę. Jadę za nim, ale już po 50 metrach z niepokojem widzę jak boczny profil mojej opony zaczyna ocierać o wysoki krawężnik. Basia od razu radzi, żeby się wycofać... ale ja..? ja przecież nie z tych, którym kobieta powinna podpowiadać jak autem należy kierować. Wjeżdżam więc kołami jednego boku na chodnik... a tu sytuacja nie polepsza się a wręcz pogarsza, bo każdym metrem, o dziwo, kamper robi się coraz szerszy i nie dość, że muszę pilnować prawej strony samochodu, to jadąc ostro w dół mam teraz wystawioną przez okno i zadartą do góry głowę, bo na dodatek muszę obserwować nisko zawieszone balkony. To jest ostatnia chwila, żeby jednak się wycofać zanim całkiem się tu zaklinujemy.
Marek jest już zbyt głęboko, postanawia przebijać się do końca. Jemu jest trochę łatwiej, jego kamper jest węższy i nie ma tak dużego tylnego zwisu jak ja, co w takich warunkach uniemożliwia mi ostry skręt.
Nie bez trudu i pod górkę -wycofuję się.
Wracam do głównej alei i po przejechaniu kilku krzyżówek natrafiam na Marka kończącego z pomocą stojącej za samochodem Krysi, manewr wyjazdu z ciasnej ulicy.
Ragusa Ibla ma wiele uroku i z dużą przyjemnością spaceruje się po jej wyłączonych z ruchu uliczkach. Głównym punktem zainteresowania jest Piazza Duomo otoczony nietuzinkowymi budynkami i szpalerem palm po środku. Plac kończy się wysokim ogrodzeniem z kutego żelaza a za mim szerokie schody poprowadzą nas do przepięknej katedry San Giorgio. Jej fasada, usytuowanie i wnętrze, zrobi duże wrażenie nawet na mało żarliwych znawcach architektury.
Jest popołudnie, coś by się zjadło a tu problem... bo Sycylijczykom o 17-tej jedzenie jeszcze nie w głowach.
Dopiero po negocjacjach udaje się zamówić pizzę (notabene nasze ulubione tu danie), więc możemy usiąść, odpocząć i pomyśleć co dalej. Wieczoru zostało jeszcze kilka godzin, więc na nocleg pojedziemy w kierunku wybrzeża. To jakieś 100 km, powinno udać się dojechać, noc moglibyśmy spędzić nad morzem, byłoby przyjemniej.
Mam zanotowany namiar na jakiś parking w Avoli. To nadmorskie miasto przed Syrakuzami, do których też będziemy chcieli zajrzeć, więc wbijam w nawigację cyferki i uroczą Ragusę opuszczamy.
Po kilkunastu kilometrach trochę zaskoczeni i zdziwieni mijamy znak „droga bez wylotu”. Niedbale ustawiony, wygląda na tymczasowy, więc sadząc, że może dotyczy innych pojazdów lub to jakieś zaniedbanie (w końcu innej drogi nie widać), ignorujemy go i jedziemy dalej.
Niestety... po dwóch kilometrach stoją w poprzek barierki i musimy zawrócić.
Marek ma przejściowe problemy techniczne ze swoją nawigacją (stąd jego ekstremalny przejazd w Ragusie), więc na jego pomoc w tej chwili liczyć nie mogę. Powinienem zatrzymać się i zerknąć w mapę... A ja..? No cóż... zahipnotyzowany seksownym głosem pani z mojej nawigacji, prowadzę w ciemnościach naszą karawanę przez jakieś góry, z niezliczoną ilością zakrętów i agrafek, z kierunkiem jazdy oddalającym nas w pewnych odcinkach od celu. Droga zaznaczona na mapie jako bardzo widokowa i te widoki z pewnością robiłyby wrażenie gdyby nie to, że słońce od dobrych dwóch godzin oświetlało już inną półkulę. Jestem wystarczająco zły sam na siebie, więc już do końca tego przejazdu nic nie mówię załodze z tyłu, pozwalając im myśleć, że tak musi być.
To nie koniec komplikacji tego wieczoru. Parking na który dotarliśmy, pomimo późnej pory, obstawiony jest mobilnymi barami i głośną ich klientelą i o samotności można tu jedynie pomarzyć. Postanawiamy przejechać w nieco ustronniejsze miejsce, lecz ono zupełnie nie przypada do gustu ani Basi, ani Krysi. Mijając jakiś bar, zauważyły siedzących przy stolikach i odprowadzających nas wzrokiem kilku młodych ludzi. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że kobieca intuicja zaczęła podpowiadać im... ba, ona nie zaczęła podpowiadać, ona zapewniała, że ludzie ci na pewno już się umawiają i przyjdą w nocy za nami w niecnych zamiarach. O spaniu tu nie powinno być nawet mowy, a najlepiej jak byśmy niezwłocznie stąd odjechali.
Pół godziny proszenia i przekonywania było mało, dopiero przegląd posiadanych zabezpieczeń, alarmów i łączności między kamperami pozwala wszystkim zapaść w głęboki sen.
c.d.n.Agostini - 2014-02-13, 21:50 La Scala Santa Maria dell Monte (Schody Świętej Maryi Górskiej) Agostini - 2014-02-13, 21:54 RAGUSAAgostini - 2014-02-13, 21:58 c.d.zbyszekwoj - 2014-02-13, 22:18 My oczywiście też śledzimy. Planowaliśmy na ten rok południowe Włochy, ale po Twojej relacji chyba zdecydujemy się na wydłużenie o Sycylię. Weżmiemy tablet ,zaoszczędzimy na przewodniku bo na gorąco wszystkiego nie da się zapamiętać.Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-14, 18:38 Bardzo lubie twoje relacje,ale czesc rzeczy możesz pominąć, tym bardziej ze jest to pracochlonne.Nie musi być cala strona tekstu,az mnie oczy bola i przelatuje patrząc by nazwy miejsca nie ominąc.Kto pojedzie to i tak musi się jakos przygotować.Zdjecia to jest to,za co bardzo Ci dziekuje.Musze zacytować: tuz przed zejściem na plaze znajdujemy miejsce dla naszych kamperow i już po kilku minutach stoimy na spektakularnych Schodach Turków.A sa może zapisane koordynaty na to miejsce.W 2010 roku my nie byliśmy tacy madrzy i tak dobrze przygotowani .Podroze ksztalca.Pozdrawiam za schody piwko Barbara MuzykWojciechu - 2014-02-14, 21:06 Nie zgadzam się z Basią - co do opisów. Wizualizacja jest bardzo ważna. Zdjęcia bardzo do nas przemawiają, natomiast oracja retora - Andrzeja - pozwala poznać jego emocje , zmusza go do zwrotów i znaczeń, które działają na nasze fantazje - ludzi którzy nigdy tam nie byli. Mam nadzieję, że będę - bardzo się nakręciłem właśnie tym jak Andrzej stara się te zdjęcia opisac. Tak trzymaj. Za zdjecia i TEKST. Agostini - 2014-02-15, 17:42
Fux napisał/a:
Są tacy, co czekają, lecz nie robią pełni wpisów...
Wiem wiem, to oczywiste. Przecież się nie skarżę.
zbyszekwoj napisał/a:
Planowaliśmy na ten rok południowe Włochy, ale po Twojej relacji chyba zdecydujemy się na wydłużenie o Sycylię.
prof-os napisał/a:
... - ludzi którzy nigdy tam nie byli. Mam nadzieję, że będę -bardzo się nakręciłem...
Ogarną minie pewien niepokój, i to już drugi raz.
Tym razem pomyślałem sobie, że jak Wy tam wszyscy pojedziecie... a później wrócicie... i spotkacie mnie np. na jakimś zlocie,
to zmówicie się i możecie chcieć spuścić mi manto.
Chyba powinienem przestać tak cukrować tą Sycylię.
Zbigniew Muzyk napisał/a:
Bardzo lubie twoje relacje,ale czesc rzeczy możesz pominąć, tym bardziej ze jest to pracochlonne.Nie musi być cala strona tekstu,az mnie oczy bola...
Zbigniew Muzyk napisał/a:
A sa może zapisane koordynaty na to miejsce.
Basiu ja wiem, że dla Ciebie i pewnie jeszcze kilku innych osób jest tu za dużo literek.
Tylko, że jak przeglądam zdjęcia to przypominają mi się różne historie, niektóre ciekawe, mogące moim zdaniem zainteresować innych a niekiedy wydaje mi się że zabawne. I tak dopisuję po parę zdań codziennie. Jakoś tak, w ten sposób zaczęła mi się ta relacja to chyba też tak ją powinienem dokończyć. Następna pewnie nie będzie tak obszerna bo o tej porze mógłbym mieć już ją za sobą, a ja jeszcze jestem w lesie... przepraszam, w Avoli.
Staram się też żeby opisy były przydatne pod względem namiarów GPS i je zamieszczam, ale wszystkich atrakcji i miejsc łatwych do odnalezienia nie opisuję koordynatami. Tak też stało się ze Schodami Turków, gdzie do samego wejścia prowadzą widoczne drogowskazy. Oczywiście na każdą prośbę mogę odpowiedzieć i o takie informacje uzupełnić.
Schody Turków – namiarów nie spisywałem, ale nie mam żadnych problemów żeby je odnaleźć.
Przy wejściu jest również parking i stellplatz, np. gdyby ktoś chciał spędzić tam noc.
My gratisowo zatrzymaliśmy się na ulicy:
GM 37.289152, 13.478328
GPS N 37°17'20.9" E13°28'42.0"Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-15, 20:06 dzięki,Barbarapiotr1 - 2014-02-15, 20:11 Super relacja . Stawiam i pozdrawiam bogdan - 2014-02-15, 21:01 RODOS - 2014-02-16, 19:59 Czytając Waszą ładną relację i oglądając piękne zdjęcia widać, że pobyt na SYCYLII był udany
i pewnie długo będziecie mile go wspominać. Jest dużo miejsc na świecie, do których warto podróżować, ale są takie, które bardziej trafiają w nasze upodobania pozostawiając na długo niezatarte wrażenia.
My również nasz pobyt na Sycylii bardzo mile wspominamy. To jest jeszcze jedno z tych miejsc, gdzie czuliśmy się bardzo swobodnie i bezpiecznie. Podobnie oceniamy nasz ubiegłoroczny pobyt w Portugalii ( wrzesień-październik ). To również miejsce , gdzie można poznając uroki tego kraju czuć się swobodnie i komfortowo. Czekamy na dalszy ciąg relacji.
- oczywiście się należy. Pozdrawiamy Lila i Tadeusz frape - 2014-02-16, 20:11
Agostini napisał/a:
Schody Turków – namiarów nie spisywałem, ale nie mam żadnych problemów żeby je odnaleźć.
Przy wejściu jest również parking i stellplatz, np. gdyby ktoś chciał spędzić tam noc.
My gratisowo zatrzymaliśmy się na ulicy:
GM 37.289152, 13.478328
GPS N 37°17'20.9" E13°28'42.0"
Schody tureckie jest tu parking
widok na schody z góry 37.2935, 13.46988 koło ruin (trochę wcześniej jadąc od zachodu)
http://www.camperteam.pl/...p=401120#401120 Agostini - 2014-02-17, 20:47
piotr1 napisał/a:
Super relacja . Stawiam...
Dzięki i pozdrawiam.
RODOS napisał/a:
...widać, że pobyt na SYCYLII był udany
i pewnie długo będziecie mile go wspominać.
Wyjazd rzeczywiście był udany. Trochę pozwiedzaliśmy, trochę poodpoczywaliśmy a przy tym świetnie się bawiliśmy.
Nie realizowaliśmy jakiegoś sztywnego narzucającego tempo planu, pozostawiliśmy sobie dużo miejsca na swobodę i spontaniczność.
To nawet jest konieczne podróżując nie w pojedynkę. Przykładem będą najbliższe tu dwa dni.
A jeśli wspominasz Tadeuszu Portugalię, to jest ona dla nas ciągle wielkim marzeniem. Ale to jeszcze dłuższa podróż, i nie o dystans do przebycia się tu obawiam. Po drodze jest zbyt dużo miejsc, których żal byłoby ominąć. Jeśli uda się kiedyś zorganizować więcej czasu to Portugalia będzie w pierwszej kolejności uwzględniana w planach. Wtedy na pewno Wasze doświadczenia się przydadzą.
Tymczasem dziękuję za piwko. Pozdrowienia dla Lili.
bogdan, frape dzięki za uwagę i uzupełnienie Agostini - 2014-02-17, 22:23 Choć Avola, w której się znaleźliśmy, serc naszych nie podbiła, to postanawiamy spędzić tu parę chwil dłużej. To wynik wczorajszego, grubo po północy pójścia spać i nawrotu nostalgii za morzem i nic nie robieniem. Poza tym, czas na takie przerwy w podróży mamy wkalkulowany. Co robimy to jedynie zmieniamy lokalizację. Wracamy do miasta i już po 10 minutach parkujemy przy promenadzie z kamiennymi ławeczkami, tuż przy jednym z dwóch zejść na plażę. W przeciwieństwie do gwarnego wczorajszego wieczoru, teraz jest cicho a nawet rzekłbym ustronnie.
Nie zdążyliśmy jeszcze ocieknąć ze słonej wody, kiedy ustawia się przed nami włoski kamperek i dość liczny jego skład, w mig rozkłada na chodniku stolik i krzesełka rozpoczynając biesiadę. Ośmieleni tym widokiem, także robimy użytek z naszego sprzętu turystycznego, i tak byczymy się do południa.
W międzyczasie widzimy jak zatrzymuje się w niedalekiej od nas odległości, wypełniona po brzegi arbuzami i melonami taka trzykołowa „ciężarówka” piaggio.
Basia od razu upatruje w tym okazję, by uzupełnić swój zapas i stać się właścicielką nowego, ogromnego arbuza. Nie powiem, bo one mnie nawet też tu smakują. Są słodkie, a taki zmrożony, szczególnie w podróży orzeźwia i świetnie gasi pragnienie. Ale zanim znajdzie się w lodówce (bo przecież jest tam jeszcze stary) , to w czasie jazdy jest niemałym dla mnie utrapieniem. Trudno znaleźć jest dla niego miejsce i wiele razy turla mi się to po samochodzie i tylko obija się o szafki. Raz to nawet myślałem, że na zakręcie opuszcza z hukiem kampera razem z jego drzwiami. Nie wiem czy od tamtego zdarzenia nie jestem uprawniony do tego aby mówić o sobie, że jestem już po pierwszym zawale serca.
Ale ja nie o arbuzie a o sprzedawcy miałem zamiar coś powiedzieć...
Sprzedawca jest, można powiedzieć, zwyczajnym Sycylijczykiem, za to żonę ma niezwyczajną... bo Polkę. Może i on nie jest też takim całkiem zwyczajnym, bo był kilka razy w Polsce i jakoś nasz kraj już zna. Jednak najsympatyczniejsze wrażenie zrobi na nas, towarzyszący mu jego synek. Nie możemy wzroku oderwać od miłego, uroczego chłopca, który jakby nie było, jest w połowie naszym rodakiem.
To spotkanie bardzo pogodnie nas nastraja, a przecież dziś przeżyjemy jeszcze podobne.
Wczesnym popołudniem nieco zmęczeni tym wypoczywaniem, drogą wzdłuż wybrzeża ruszamy w kierunku Syrakuz. Lecz nie są one dzisiejszym celem. Liczymy, że po drodze znajdziemy jakieś przyjemne miejsce nad morzem i zostaniemy na dzień, może dwa.
Takie miejsce (niewielki kemping w malowniczej zatoczce) nawet szybko się pojawia, lecz wszystkie stanowiska są zajęte lub objęte rezerwacją.
Dziesięć kilometrów przed Syrakuzami trafiamy na teren z pasem drzew nad ładną plażą i sadem cytrynowym po przeciwnej stronie [N 36*56'47.3" E 15*11'13.8"].
To teren kończącego się tu rezerwatu i miejsce ujścia rzeki Cassibile, która tworzy jeden z dwóch znanych wąwozów Sycylii - Cava Grande. Nie będziemy się aż tak forsować, trzeba coś zostawić na następny raz - obejrzymy ten drugi.
Postój jest tu płatny, czego przy wjeździe nie zauważam, a o czym wkrótce uświadamia nas odwiedzający na skuterku inkasent.
Ode mnie kasuje 15 euro a od Marka 10, bo mówi, że jego - to nie kamper. Siciliano jeden.
Z ciekawych rzeczy, to jeszcze jedna przytrafiła się tego dnia. To kolejne sympatyczne spotkanie...
Zaraz po zagospodarowaniu, nie może być inaczej by nie sprawdzić co w tutejszej wodzie piszczy. Ledwo z niej wychodzimy a nasze dziewczyny poznają nas z panią Aliną, Polką na stałe mieszkającą w nieodległych Syrakuzach. Pani Alina często tu przyjeżdża dla ładnej plaży i czystej wody, których w okolicy jej miasta nie ma.
Opowiada nam, że u zmierzchu lata, we wrześniu, często wsiada w autobus i jedzie na Capo Paserro. To południowy przylądek odległy o niecałe 50 kilometrów. A jeździ tam po to, by spotykać i oglądać bociany gromadzące się przed ostatnim skokiem przez morze do Afryki. Miejsce objęte jest rezerwatem przyrodniczym i w planach podróży brałem je po uwagę, choć o bocianach nic nie wiedziałem. Zresztą lipiec, to i tak nie byłaby ta pora.
Pani Alina uwielbia je obserwować i długo im się przyglądać, gdyż wie, że wiele z nich przyleciało tu prosto z Polski, zatrzymując się jedynie na krótki odpoczynek. Piękne..?
Bardzo piękne!
Skoro tu tak ładnie, to my też się zatrzymamy. Na dwa dni.
c.d.n.Agostini - 2014-02-17, 22:29 nowa miejscówka frape - 2014-02-17, 22:38
Agostini napisał/a:
Capo Paserro. To południowy przylądek odległy o niecałe 50 kilometrów. A jeździ tam po to, by spotykać i oglądać bociany gromadzące się przed ostatnim skokiem przez morze do Afryki.
zastanawialiśmy się czy tam zajrzeć, ale ponieważ nic wcześniej o bocianach nie wspomniałeś to ścięliśmy ten kawałek... a we wrześniu byliśmy
koło Avoli też kombinowaliśmy z postojem... skończyło się powyżej Syrakuzjedrek49 - 2014-02-18, 08:28 witam
Agostini
podaj prosze namiary gdzie tak mozna stac nad morzem w cieniu /GPS/
z gory dziekuje
jedrekAgostini - 2014-02-18, 22:16
frape napisał/a:
zastanawialiśmy się czy tam zajrzeć, ale ponieważ nic wcześniej o bocianach nie wspomniałeś to ścięliśmy ten kawałek... a we wrześniu byliśmy
„Nie wspomniałeś’ bo nie wiedziałeś. Ani o bocianach, ani o Waszej podróży.
Mnie też interesował ten rejon choć z innych powodów.
Przylądek podobno nadal okrążają wielkie ławice tuńczyków, a linia ograniczona punktami Capo Paserro i środkowego pazura Peloponezu to granica Morza Jońskiego i Śródziemnego. W ten sposób można by było pływać po dwóch morzach jednocześnie no i spróbować zapolować na coś większego.
Obawiam się, Małgosiu, że niedługo jeszcze raz mogę spotkać się z podobnym zarzutem z Twojej strony. ...
jendrek49 napisał/a:
Agostini
podaj prosze namiary gdzie tak mozna stac nad morzem w cieniu /GPS/
Jędrek... jesteś nieuważny. Przypominam tylko, że postój jest tam płatny.
Agostini napisał/a:
Dziesięć kilometrów przed Syrakuzami trafiamy na teren z pasem drzew nad ładną plażą i sadem cytrynowym po przeciwnej stronie [N 36*56'47.3" E 15*11'13.8"].
frape - 2014-02-18, 22:40 [quote="Agostini"]
Cytat:
„Nie wspomniałeś’ bo nie wiedziałeś. Ani o bocianach, ani o Waszej podróży.
nie przejmuj się myśmy też nie wiedzieli. Ostatecznie z północnej Francji zdecydowaliśmy się na Włochy pod koniec sierpnia - choć przewodniki z Francji też mieliśmy ze sobą (gdybyśmy tak w Austrii jeszcze zdanie zmienili )))
Cytat:
Obawiam się, Małgosiu, że niedługo jeszcze raz mogę spotkać się z podobnym zarzutem z Twojej strony. ...
oj, to wcale tak nie miało zabrzmieć - to nie zarzuty to doping Aulos - 2014-02-19, 01:14 Oj, Andrzejku, żeby tak uczciwi ludzie spać nie mogli, tylko po nocach czytali relacje z Giro Sicilia, a potem do rana zazdraszczali. Oczywiście planujemy Włochy na wakacje - ostatnio byliśmy tam przed dwoma laty i już dopadł nas syndrom odstawienia. Poza tym, trzeba odświeżyć przetarte szlaki, żeby szuwarami nie zarastały. Ale Sycylia jeszcze nie tym razem - tym przyjemniej zwiedzać nam ją razem z Wami.
Obawiam się, Małgosiu, że niedługo jeszcze raz mogę spotkać się z podobnym zarzutem z Twojej strony. ...
oj, to wcale tak nie miało zabrzmieć - to nie zarzuty to doping
Oj przecież wiem.
Aulos napisał/a:
Oj, Andrzejku, żeby tak uczciwi ludzie spać nie mogli, tylko po nocach czytali relacje z Giro Sicilia, a potem do rana zazdraszczali. Oczywiście planujemy Włochy na wakacje - ostatnio byliśmy tam przed dwoma laty i już dopadł nas syndrom odstawienia. Poza tym, trzeba odświeżyć przetarte szlaki, żeby szuwarami nie zarastały. Ale Sycylia jeszcze nie tym razem - tym przyjemniej zwiedzać nam ją razem z Wami.
Oczywiście stawiam bursztynowy napój z pianką.
Też byliśmy dwa lata temu we Włoszech, na Wybrzeżu Amalfitańskim i mieliśmy jeszcze zamiar zahaczyć o wschodnią Sycylię, bo wydawało się, że nie tak daleko, że warto. Dziś cieszę się, że tego nie zrobiliśmy. Byłoby to w pośpiechu, wyrywko i byłaby to dla nas zupełnie inna Sycylia, a wtedy wątpię czy chciałbym pojechać tam drugi raz.
Dlatego warto czasami poczekać, przygotować się, mieć do dyspozycji więcej czasu.
Życzymy Wam wspaniałej najbliższej Italii a w przyszłości jeszcze lepszej Sycylii. Pozdrowienia dla całej Rodzinki.
Dzięki za... hmm... ten bursztynowy kolor?! ...to mi wygląda na Kołobrzeskie Miodowe.
jedrek49 napisał/a:
...przeoczylem...
Agostini - 2014-02-22, 22:13 Miejsce, w którym od wczoraj stacjonujemy, cieszy się powodzeniem i jest dość licznie odwiedzane przez ludzi spragnionych plażowania i morskich kąpieli.
Choć wczoraj widziałem też słoweńskiego kampera, to poza nim przybywają tu wyłącznie samochody z włoskimi rejestracjami. Po południu teren powoli wyludnia się, a wraz z nastaniem wieczoru przy plaży pozostajemy już tylko my. Nie byłoby to żadnym mankamentem, gdyby nie te egipskie ciemności, które wtedy zaczynają nas tu ogarniać. To kolejny moment, gdy ładniejsza część ekipy (nie bacząc na swoich niefrasobliwych mężów) czuje się w obowiązku pamiętać o konieczności osobistego dopilnowania użycia wszystkich posiadanych na noc zabezpieczeń.
Takie leżenie i smażenie się na słońcu to dla mnie dość ciężkie zajęcie i nigdy priorytetem nie było, więc uznając, że już wystarczająco posjestowaliśmy sobie, wyciągam skuterka i jedziemy na wycieczkę. Nie trudno odgadnąć, że obierzemy kierunek na Syrakuzy. To tylko 20-cia minut jazdy a podróżując po Sycylii, nie mogą one nie być obowiązkowym przystankiem.
Zrobimy przy okazji rozeznanie, gdzie ewentualnie moglibyśmy następnego dnia zaparkować dwa kampery obok siebie.
Syrakuzy swoją historią i znaczeniem w przeszłości przyćmiewają wszystkie inne miasta Sycylii. Na przestrzeni dziejów odgrywały znaczącą rolę nie tylko na terenie wyspy, ale i całego basenu Morza Śródziemnego. Skolonizowane w VIII w. p.n.e. przez przybyszów z Koryntu osiedlonych na Ortygii, niewielkiej wysepce stanowiącej obecnie starożytne centrum. Zatem nasze zainteresowanie kierujemy w pierwszej kolejności właśnie do tego miejsca.
Doskonałym na początek miejscem na przystanek jest Piazza Archimede (Archimedesa), plac nazwany imieniem genialnego mieszkańca Syrakuz, z fontanną przedstawiającą nimfę Aretuzę symbol Ortygii. Tu pozostawiamy skuter i spacerując już na piechotę przyglądamy się budynkom i pałacom, trochę przykurzonym ale pięknym i co od razu rzuca się w oczy, odrestaurowanym. W ciągach fasad i budynków można odnaleźć wiele ciekawych elementów i w przeciwieństwie do tych z Palermo, nie ma się wrażenia, że któreś może spaść na głowę. Elewacje są jasne a ulice i alejki bez śmieci i zadbane.
Sercem Syrakuz jest Piazza del Duomo, najładniejszy plac miasta a niektórzy twierdzą, że i całej Sycylii. Największą ozdobą jest oczywiście Duomo (Katedra), powstała na ruinach świątyni z V w. p.n.e. przekształconej później w kościół chrześcijański, bizantyjski, a nawet w meczet. Przewodnikowe zachwyty potwierdzają się, bo wielkość i rozmach barokowych zewnętrznych dekoracji są naprawdę imponujące. O wyjątkowym traktowaniu tego miejsca już od 25-ciu wieków, świadczą widoczne we wnętrzu starogreckie wtopione w ściany kolumny.
Krótszy bok placu zamyka kościół Santa Lucia zbudowany w miejscu męczeńskiej śmierci św. Łucji w 304 r. w czasie wielkich prześladowań chrześcijan za panowania Dioklecjana. Zanim wywieziono je do Konstantynopola, to tu, w katakumbach pod kościołem, przez ponad 700 lat przechowywane były doczesne szczątki świętej. To bardzo uprawdopodabnia miejsce kresu życia 23-letnij patronki Syrakuz.
Wielką atrakcją dla zwiedzających kościół, jest umieszczony w apsydzie obraz Caravaggia -„Pogrzeb św. Łucji”. Przedstawia tłum osób i grabarzy zgromadzonych nad leżącym na ziemi ciałem męczennicy.
Miejsce i obraz robią wrażenie i są dużym przeżyciem. Niestety nie można robić zdjęć, a przestrzegania zakazu pilnują wyznaczeni ludzie.
Znowu śmigamy skuterkiem po ulicach i uliczkach przemykając jedynie miedzy tymi pastelowymi domami. Zaglądamy na napotkany targ, a na dłużej zatrzymujemy się przy Źródle Aretuzy gdzie w sadzawce wśród roślinności i zwisających papirusów, pluskają się kaczki w towarzystwie sporych rozmiarów ryb.
Właśnie to źródło słodkiej wody i podróż po Sycylii miały wpływ na twórczość Karola Szymanowskiego, który zafascynowany orientem i starożytnością skomponował utwór „Źródło Aretuzy” i operę „Król Roger”.
Jeśli to ten sam Roger - to w pełni zasłużył na to żeby o nim śpiewać. Agostini - 2014-02-22, 22:17 Ciąg dalszy na Ortygii.Agostini - 2014-02-22, 22:20 Na targu i w okolicy.Agostini - 2014-02-22, 22:26 Opuszczamy Orygię, najdawniej zamieszkałą część Syrakuz i udajemy się do dzielnicy Neapolis gdzie znajduje się główne stanowisko archeologiczne.
Kupujemy (nie tanie 10e/szt.) bilety i nasze kroki kierujemy do jednego z największych na świecie, całkowicie wykutego w skale teatru greckiego. W jego pobliżu widzimy różne skalne zgłębienia, grobowce i grotę z wypływającą wodą doprowadzoną z odległego akweduktu.
Będąc tu nie sposób nie udać się ścieżką wśród drzew i skał do osobliwej groty zwanej Uchem Dionizjusza. Nazwę jej nadał także podróżujący po Sycylii... tak tak, ten sam Caravaggio, zafascynowany legendą o Dionizjuszu podsłuchującym swoich więźniów politycznych.
Grota rzeczywiście ma niesamowitą akustykę, co łatwo sprawdzić choćby wypowiadając półgłosem słowa, których siła wzmocni się tu kilkukrotnie. Nie omieszkuję pokrzykując, osobiście przekonać się o tym, a naszym wzorem robi to jeszcze długo słyszana po wyjściu, silna grupa rosyjskojęzyczna.
Ta widoczna z każdej części miasta olbrzymia budowla w kształcie stożka to Sanktuarium Matki Boskiej Płaczącej, powstałe po cudzie w 1953 roku. A że w Syrakuzach wykopanie byle dołka wiąże się ze znaleziskiem archeologicznym, to w podziemnej części widzimy wkomponowane w sanktuarium ruiny domów z czasów greckich i rzymskich.
Syrakuzy to ładne i o pięknej historii miasto. Trochę się tu już nachodziliśmy i najeździliśmy... a jak bardzo, to teraz nie pozwala nam o tym zapomnieć ból w nogach i...hmm... i w tej mniej szlachetnej dolnej części pleców.
To wystarczający powód by zatęsknić za tym co rano porzuciliśmy. Na wyjeździe z miasta robimy małe zakupy i nie oglądając się za siebie, czym prędzej i prostą drogą pędzimy w stronę naszych kamperków.
Pozostało jeszcze całe popołudnie by pozażywać trochę tego błogiego -„nic się nie dzieje”.
c.d.n.Agostini - 2014-02-22, 22:29 Park Archeologiczny w Neapolis.Agostini - 2014-02-22, 22:32 Santuario della Maonna delle Lacrime.frape - 2014-02-22, 22:34 czytam czytam na bieżąco Santa - 2014-02-23, 11:37 Agostini - staram się za często "nie wcinać" w Twoją opowieść - ale pewnie i bez tego jest oczywiste, że na kolejne odcinki czekam i czerpię z nich... co się tylko da
Należę do tej grupy czytelników którzy optują, żeby relacja była długa i ubarwiona osobistym odniesieniem się autora do tego co widział, przeżył, czego doświadczył. Właściwie to na takie osobiste wątki czekam szczególnie, bo one najbardziej przemawiają do mojej podróżniczej duszy np. o tym, że arbuz może być dla kamperowca przyczyną zawału serca
A swoim dzisiejszym skromnym wpisem chciałabym "docenić" Twoje Syrakuzy. Z opisu i fotek można wyczytać jakąś magię tego miasta, która będzie kusić i wzywać dopóki nie doświadczy się go osobiście. Oczywiście zobaczenie na własne oczy kolejnego Caravaggia nie jest tu bez znaczenia - bo kiedyś postanowiłam "tropić" tego gościa na trasie swoich podróży.
Pozwolę sobie tu wkleić ściągniętą z sieci taką marną fotkę, która mimo mikrych rozmiarów pokazuje głębokość ludzkiego upokorzenia i przeżywania.
Zobaczenia tego w oryginale - po naszemu-kamperowemu szczerze Wam zazdraszczam
A ta moja - to Rzymianką była Agostini - 2014-02-23, 21:19
frape napisał/a:
czytam czytam na bieżąco
Santa napisał/a:
Z opisu i fotek można wyczytać jakąś magię tego miasta, która będzie kusić i wzywać dopóki nie doświadczy się go osobiście. Oczywiście zobaczenie na własne oczy kolejnego Caravaggia nie jest tu bez znaczenia - bo kiedyś postanowiłam "tropić" tego gościa na trasie swoich podróży.
Palermo... Syrakuzy... dla mnie już w samych nazwach tych miast wpisana jest ich magia. Jedno i drugie ze swoimi historiami - niezwykłe, niepowtarzalne i różne. Jak i cała wyspa.
Podróż po Sycylii, jeśli ktoś potrafi i ma ochotę, może być bardzo duchowa. My zaledwie jej liznęliśmy.
Dziękuję Małgosiu za stukające się kufelki, dziękuję Lucynko za Caravaggia... naszego pierwszego, ale dobrze już zapamiętanego.
Santa napisał/a:
A ta moja - to Rzymianką była
To teraz trzeba poznać się z tą Syrakuzanką.
Dla Was jeszcze 70 sekund czegoś z atmosfery Syrakuz.
Agostini - 2014-03-02, 00:26 Czas szybko płynie, minęły kolejne dwa dni i znowu jesteśmy w drodze. Lecz i tym razem nie będzie to długa droga, bo to zaledwie około 100 km, ale zajmie nam znaczną część dnia. Powód to Katania, wart uwagi przystanek na trasie prowadzący do docelowego punktu jakim będzie Etna.
Tak więc dzisiejsze Syrakuzy oglądamy już tylko przez szyby samochodów, a później omijając płatną autostradę, drogą wzdłuż wybrzeża docieramy do przemysłowych przedmieść Katanii. Teraz wypatrując drogowskazów „centro”, powoli acz konsekwentnie, przebijamy się przez gęsty i chaotyczny ruch uliczny.
W tych centrach wielkich miast, i chyba szczególnie tu, gdyż Katania jest drugim co do wielkości miastem Sycylii, trzeba jechać niezwykle skoncentrowanym by nie popełnić żadnego błędu. W przeciwnym razie powrót w to samo miejsce, w tym tłoku i gąszczu jednokierunkowych ulic, będzie niezwykle trudny.
Bywało już tak, że wydostanie się z takiej matni było na tyle dużą ulgą, że rezygnowaliśmy z ponownej próby dotarcia do zaplanowanego miejsca. Pamiętam o tym i pomimo, że do celu zostało jeszcze ładnych kilkaset metrów, to widząc nadarzającą się okazję do zaparkowania dwóch kamperów, długo nie zastanawiam się tylko wrzucam kierunkowskaz i na styk pod niskim wiaduktem wjeżdżam na jakiś parking [N 37*30'04.8" E 15*05'20.0"].
Są tu wyznaczone niebieskimi liniami miejsca płatne, ale są też takie darmowe, a nam przy pomocy dwóch naprowadzających nas bardzo miłych panów, udaje się nawet takie zająć.
Niestety... po chwili panowie za tą uprzejmość żądają od nas po 5 euro.
- Ilee?! Ooo, to za dużo... to my staniemy w innym miejscu.
Poskutkowało. 3 euro od głowy (czyli alkowy) i 1,5 godziny opieki nad kamperami.
-Nie nie..! Zapłacimy jak wrócimy... Ok?
-Ok ok.
I proszę mi tu mieć kamperki na oku, bo my wcale gorsi nie jesteśmy i jakby co, to w Łodzi też swoją „Ośmiornicę” mieliśmy.
Takie praktyki staczy-naciągaczy znane są mi z mojego miasta, ale żeby i tu..? na obczyźnie? ...
Mamy szczęście, zatrzymaliśmy się zaledwie kilka kroków od Piazza Duomo, niezwykle klimatycznego i pięknego placu w samym centrum miasta, do którego przylega jednocześnie słynny targ rybny Pescheria
Choć z szeroko otwartymi oczami widzimy co na owym targu się dzieje, to w tej chwili nie możemy zatrzymać się na dłużej. Ale wkrótce tu powrócimy, teraz musimy odnaleźć Vialle Africa, gdyż z moich notatek wynika, że gdzieś na jej początku mieści się Museo Storico dello Sbarco in Sicilia (Muzeum Lądowania Aliantów na Sycylii).
Sprawa robi się nerwowa, bo zbliża się czas sjesty a my ciągle nie możemy odnaleźć ulicy. Mamy już za sobą, i to takiego w tempie Korzeniowskiego, 1,5-ra kilometra spaceru przez miasto, mamy też szeroką arterię, przy której w końcu wyłaniają się obudowane stalowymi konstrukcjami, wypalone ogniem i na wpół zburzone budynki, pozostałości po II wojnie światowej.
Uwagę naszą zwraca też duży, wolny parking, świetnie nadający się do pozostawienia kamperów.
Kupujemy bilety i w towarzystwie przewodniczki zaczynamy zwiedzanie.
Na początek zaprasza nas na projekcję filmu dokumentalnego, opowiadającego o szczegółach zaplanowanej w Casablance operacji „Husky”.
Trochę się niepokojąc, że kończy się nam czas parkowania, kiedy tu, mamy gratisowy bezpieczny parking, [N 37*30’32.8” E 15*06’04.5”] postanawiamy poprosić panie z obsługi muzeum o możliwość przerwania zwiedzania, po to, by przeparkować nasze samochody. Panie nie widzą problemu, będziemy mogli wejść na te same bilety, więc grzecznie dziękujemy, zapewniając, że w ciągu godziny powrócimy.
Teraz spokojnym krokiem wracamy na Piazza Duomo, po drodze mogąc uważnie przyglądać się ulicom i budynkom, które swą ciemną barwą tynków na każdym kroku przypominają o bliskości Etny.
Na głównym placu dominuje barokowa katedra, pałac biskupi i fontanna ze słoniem ze skały wulkanicznej, który na swoim grzbiecie podtrzymuje egipski obelisk. To od XIII wieku symbol Katanii.
Zanim dojdziemy do naszych kamperów, nie da się nie przejść przez targ rybny. Miejsce o tyle malownicze co początkowo przerażające. Wśród straganów pełnych ryb, krabów i skorupiaków, stoją sprzedawcy często dzierżąc w dłoni nóż, albo tasak i na zamówienie klienta żywcem kawałkują stworzenia. Specyficzny zapach, widok umazanych we krwi stoisk, rąk i ubrań sprzedawców, robi w pierwszej chwili nieprzyjemne wrażenie.
Kampery przeparkowane, a my jesteśmy z powrotem w muzeum.
Film już widzieliśmy, teraz przewodniczka wprowadza nas na zainscenizowane przedwojenne podwórko. Są tu wiernie odtworzone fasady budynków, m.in. biura burmistrza, kiosk z gazetami, a do wyposażonego zakładu krawieckiego można nawet wejść. Cała przestrzeń ma symulować spokojne, normalne życie mieszkańców z tamtego okresu.
Kiedy z zaciekawieniem oglądamy to wszystko, nagle rozlegają się głośne syreny alarmu przeciwlotniczego.
Teraz przewodniczka wskazuje na niewielkie drzwi, przez które mamy wejść do schronu. W półmroku, przy zawieszonej tylko lampie naftowej siadamy naprzeciw siebie na drewnianych ławkach. Drzwi się zamykają a dźwięk syren powoli zastępują basowe odgłosy zbliżających się ciężkich samolotów.
Odgłos silników i pojedynczo zrzucanych bomb z każdą chwilą się potęguje. Siedzimy oparci plecami o ściany schronu i na własnym ciele czujemy jak eksplozje następują coraz bliżej. Teraz dochodzą krzyki ludzi, w większości kobiet, i coraz głośniejsze wybuchy, tak, że za każdym razem ściany już drżą. Bomby z przeraźliwym łoskotem spadają coraz bliżej i bliżej, za każdym razem wstrząsając schronem. Lampa zawieszona przy suficie buja się, wszystko trzęsie się łącznie z naszymi wnętrznościami, kiedy z przeszywającym na wskroś hukiem rozrywa się bomba nad naszymi głowami.
Wszystko to jest bardzo realistyczne i pochłania nas bez reszty.
Jeszcze przez pewien moment jesteśmy w centrum bombardowania, by poczuć i usłyszeć, że bombowce powoli zaczynają oddalać się, aż z czasem całkiem milkną.
To niesamowite przeżycie. Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem i potrzebujemy chwili, by złapać oddech i dojść do siebie.
Ze schronu wychodzimy drugimi drzwiami na „to samo” podwórko, lecz teraz naszym oczom ukazuje się jedynie rumowisko. Połamane deski, fragmenty widzianych wcześniej fasad budynków i wydobywający się spod zwalisk dym dopełnia nastroju grozy i zniszczenia.
W tym miejscu przewodniczka instruuje nas o dalszym kierunku zwiedzania i żegna nas.
Pozostała część ekspozycji jest nie mniej ciekawa: z bunkrem z poruszającymi się żołnierzami, multimedialną makietą, wystawami umundurowania i uzbrojenia wszystkich formacji biorących udział w inwazji na Sycylię.
W ostatniej sali na dużym ekranie odbywa się przypomnienie wszystkich żołnierzy, którzy zginęli za wolność Europy.Agostini - 2014-03-02, 00:36 Najlepszy targ rybny na Sycylii to Pescheria w Katanii. Agostini - 2014-03-02, 00:43 Katania c.d.Agostini - 2014-03-02, 00:53 Katania żyje w cieniu potężnej Etny, dlatego nawet nazwa głównej arterii miasta wskazuje nam dalszy kierunek podróży. Droga nie jest długa, nie jest też monotonna, gdyż zaraz za miastem wiedzie nas serpentynami, wśród zastygłych skał lawowych, hałd i zwałów żużlu.
I w takiej scenerii dojeżdżamy do schroniska i dużego parkingu na wysokości ok. 1900 m n.p.m.
Parking jest płatny (10 euro), ale jest późne popołudnie, budka kasowa zamknięta, a po należność jakoś też nikt do nas się nie zgłasza.
Ciągle debatujemy nie mogąc zdecydować się, czy mamy pozostać tu cały jutrzejszy dzień by korzystając z wyciągu a później terenówki przybliżyć się do szczytu, czy też wybrać opcję przyjaźniejszą dla kieszeni i oszczędzającą czas, i z górą powalczyć na pieszo jeszcze dzisiaj.
Tak czy inaczej, kilka godzin dnia pozostało, więc nie chcąc stracić i tej drugiej opcji, szykujemy się z Markiem do zdobycia któregoś z peryferyjnych kraterów. Trasa na sam szczyt jest raczej poza naszym zasięgiem, bo to ok. 10 km trudnego podejścia w jedną stronę. Ale nasza, też do łatwych nie należy, bo szlak pokryty jest popiołami i osuwającym się pod stopami luźnym żużlem. Konieczne są przerwy, bo nachylenie jest duże i nam, ludziom z nizin tchu szybko brakuje.
Gdy z pola widzenia znikają zabudowania i parking, krajobraz wokół staje się księżycowy z niekończącymi się pokładami lawy czarnej, szarej, lub czerwonej, w zależności od jej wieku.
Te większe i mniejsze kratery powstawały w różnym czasie i nazywa się je pasożytniczymi lub sylwestrowymi.
Jeden z nich, niewielki ale bardzo fotogeniczny, stanie się zdobyczą dla Basi i Krysi.
Mgła skutecznie utrudnia widok na morze i główny wierzchołek wulkanu, przez co dla wzroku są niedostępne.
Coraz mniej wahamy się, a ta obserwowana sytuacja przybliża nas do decyzji o jutrzejszym kontynuowaniu podróży.
Jeśli Etna nie będzie miała wcześniej napadu złości i nie wpadnie w furię, to zostaniemy tu do rana i po śniadaniu wyruszymy w dalszą drogę.
c.d.n.Agostini - 2014-03-02, 00:55 Wieczór na parkingu.Rawic - 2014-03-02, 10:56 Dzięki za relację z Sycylii, nie byliśmy jeszcze tam, ale zamierzamy się tam wybrać. Sycylia w mojej wyobraźni jawiła się w dominacie zółtego koloru, a tu widzę na zdjęciach dużo czarnego popiołu, stąd też dlatego, jak myślę, pojawiło się tam tyle czarnych charakterów. Kuba L. - 2014-03-02, 12:36 Wspaniała relacja, przybliżyłeś nam Włochy z zupełnie innej strony niż ostatnio można było się naczytać...
Całe Włochy a przede wszystkim Sycylia jest po prostu piękna!
Stawiam piwo Pawcio - 2014-03-03, 17:54
Agostini napisał/a:
DSC05110.JPG
Ooo.. nasi tam byli :DAgostini - 2014-03-05, 21:53 rawicki@op.pl
rawicki@op.pl napisał/a:
Dzięki za relację z Sycylii, nie byliśmy jeszcze tam, ale zamierzamy się tam wybrać. Sycylia w mojej wyobraźni jawiła się w dominacie zółtego koloru, a tu widzę na zdjęciach dużo czarnego popiołu, stąd też dlatego, jak myślę, pojawiło się tam tyle czarnych charakterów.
To bliskość Etny, największego w Europie i nadal aktywnego wulkanu ma wpływ na te kolory Katanii.
Nawet tamtejsze lotnisko jest kilkanaście razy w roku zamykane z powodu wydobywających się z krateru pyłów.
Spoglądanie na Sycylijczyków przez pryzmat czarnych charakterów to stereotyp raczej ich krzywdzący.
Jedź na Sycylię a spotkasz także setki innych kolorów.
Kuba L
Kuba L napisał/a:
...przybliżyłeś nam Włochy z zupełnie innej strony niż ostatnio można było się naczytać...
Przykre sytuacje, o których słyszymy, że przytrafiły innym, wywierają na nas większe wrażenie i dłużej pamiętamy,
ale przecież większość z nas odbywa szczęśliwe podróże i przywozi tylko pozytywne doświadczenia.
To co, Kuba? Po Grecji chyba czas na Italię.
Pawcio
Pawcio napisał/a:
Ooo.. nasi tam byli
Cały czas miałem wyrzuty sumienia, że nic o tym nie wspomniałem. Ale teraz to już nie mam wyjścia i trzeba się tu do czegoś przyznać.
Gdy z Markiem trafiliśmy w to miejsce, znaleźliśmy napis o treści „HOLAND”.
Pomyśleliśmy, że na pewno już się opatrzył, więc poddaliśmy go małej modyfikacji.
Także nie pomyliłeś się Pawciu, nie mógł on pozostać w starym kształcie skoro... nasi tam byli.Agostini - 2014-03-06, 22:16 Opłata za parking przy schronisku na Etnie [N 37*41'57.5" E 15*00'01.8"] obowiązuje jedynie za dnia, noc można spędzić tu gratisowo.
Już wczoraj postanowiliśmy, że rankiem opuścimy zbocza wulkanu, więc zanim zacznie obowiązywać czas płatny, zwalniamy miejsca parkingowe i dalej pokręconą drogą, teraz w dół, kierujemy się do następnego celu. Nie jest on odległy, bo zaledwie po kilku kilometrach zatrzymujemy się na jakimś szutrowym parkingu.
To chęć zaoszczędzenia po 10 euro spowodowała, że wystartowaliśmy o 8-mej, czyli jak dla nas, tu na wakacjach, bladym świtem. Kątem oka zauważam, że za naszym przykładem idzie jaszcze kilka innych kamperów.
Nie ma tego złego, bo teraz znaleźliśmy się dużo niżej wśród łagodnych zielonych zboczy, zrobiło się wyraźnie cieplej i gdyby nie ten wszechobecny żużel pod nogami to można by nawet zjeść śniadanie na zewnątrz.
Może ta nasza krótka wizyta nie pozwoliła odnaleźć prawdziwego ducha wulkanu, ale przecież wszystkiego za pierwszym razem nie można mieć i lepiej czasami coś odpuścić niż zrobić byle jak. Z działalnością Etny do końca się nie rozstajemy, mamy zamiar dzisiaj obejrzeć jedną z piękniejszych a może i nawet najpiękniejszą atrakcję geologiczną Sycylii. To Gole dell Alcantara (Wąwóz Alcantara).
Jak niegdyś na drodze rzeki Alcantary stanęły pokłady lawy, tak nam nieoczekiwanie stanął wiadukt drogowy oznaczony znakiem ograniczenia wysokości do 2,45m. Początkowo nie możemy uwierzyć w naszego pecha lub gapiostwo w wyborze drogi. Mimo wszystko podjeżdżamy bliżej.
Wizja lokalna pod wiaduktem od razu każe poddać w wątpliwość te wskazania. 2,45, owszem, ale liczone do łuku przęsła... a w najwyższym punkcie to chyba drugie tyle?
Chociaż Marka kamper jest wyższy od mojego o jakieś 15 cm, to przez to, że zwęża się ku górze, szanse przejścia takiej przeszkody ma większe. W takim razie na pierwszy ogień idzie mój „kwadraciak”. Widoczne głębokie rysy na łukach budowli przypominają o złych wyliczeniach tu nie jednego, dlatego w krytycznym momencie Marek wdrapie się po drabince na tył mojego kampera i w ten sposób mnie przyasekuruje.
Okazuje się to całkowicie zbędne, bo kiedy zatrzymuję się tuż przed wiaduktem, (frape, wybacz ) sam mogę ocenić, że ponad dachem mojego kampera jest jeszcze przynajmniej pół metra zapasu.
Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu [ N 37*52'43.3" E 15*10'34.6"], ustalamy z parkingowym czas pobytu, należną cenę i idziemy zorientować się w terenie.
Już z tarasu koło punktu informacyjnego i biura dla zorganizowanych wycieczek widać w dole rzekę i tłum osób tam przebywających. Gdy zdecydujemy się na zakup biletu, przejdziemy przez ogród botaniczny a do samego wąwozu będziemy mogli zjechać nawet windą.
My jednak idziemy dalej by po ok. 300-tu metrach, bogatsi o 9 euro, zejść po stromych zbudowanych na skale schodach na sam dół.
Rano dzieesięć, plus teraz dzieewięć, to razem będzie dziewięt... upss... przepraszam, zamyśliłem się.
Jakiś sknera się robię na stare lata, czy co? ...
Przez tysiące lat rzeka Alcantara rzeźbiła w tych wyrzuconych przez wulkan pokładach lawy koryto, formując w ten sposób malowniczy wąwóz. W końcowym odcinku w skutek pęknięcia skały powstały dwie wysokie bazaltowe ściany. W wąskim przesmyku płynie wartkim strumieniem Alcantara by na chwilę rozlać się szeroką płycizną a za zakrętem, na kaskadach i wśród wielkich rzecznych głazów znowu przyspieszyć. Na tych płyciznach brodzą spragnione kąpieli dzieci i ich rodzice, a na głębszej, twardziele tacy jak my, mierzą się z silnym nurtem próbując dopłynąć pod prąd do najdalszej kaskady.
Kto się boi lodowatej wody może wypożyczyć wysokie buty wędkarskie i suchą stopą przemierzać rzekę wzdłuż.
Choć woda jest tu zimna jak chole... hmm to nie zakładamy pianek neoprenowych, które przezornie zabraliśmy ze sobą. W wodzie nie siedzimy w bezruchu a walka z „dziką rzeką” wyzwala w nas tyle energii, że chłodu w ogóle nie odczuwamy.
Za to w piankach i w kaskach na głowach, wśród wielkich rzecznych głazów, nieoczekiwanie pojawia się grupa osób. To uprawiający canyoning, formę dość ekstremalnej rekreacji polegającej na pokonywaniu rwącej rzeki wpław. Amatorzy tych niebanalnych wrażeń prowadzeni są przez instruktora, ale i tak widać, że niektóre przeszkody pokonują z trudem i kiedy silny nurt rzuca ich ciałami i przytapia, wyglądają przezabawnie.
Jakiś obiadek, jakaś kawka i ni stąd, ni z owąd, zrobiło się popołudnie. To czas najwyższy by ruszyć się z miejsca. Wytaczamy kampery na drogę i bierzemy kurs na Taorminę.
Łatwiej powiedzieć niż to zrobić, bo to co zastajemy na drodze wzdłuż wybrzeża przechodzi nasze nawet najgorsze oczekiwania. Przez okoliczne miejscowości ciągniemy się w niekończącej się kolumnie samochodów zaliczając dla urozmaicenia od czasu do czasu jakiś zator. O miejscu do zaparkowania można jedynie pomarzyć. Sytuacja w zasadzie była do przewidzenia bo Taormina to położony na wysokich skałach, najpopularniejszy kurort Sycylii i pewnie te 60 milionów luda, które zamieszkuje Italię, też chce teraz miło spędzić czas podziwiając wystawy, dekoracje, teatr grecki i piękne widoki na morze i otaczające góry.
Nawet nie wiemy kiedy razem z tym potokiem samochodów zostajemy „wypchnięci” za miasto. Lecz nie mamy zamiaru wracać, spodziewaliśmy się takiej sytuacji, dlatego nie pozostaje nam teraz nic innego jak bez większego zawodu kontynuować jazdę.
Coraz częściej spotykane drogowskazy z napisem „MESSINA” każą oswajać się z myślą o zbliżającym się nieuchronnym „finito” sycylijskich wakacji.
Teraz już wszystkie miejscowości wzdłuż wybrzeża mają charakter zatłoczonych kurortów. I tak docieramy do Santa Teresa di Riva, miasteczka na pierwszy rzut oka nie różniącego się od pozostałych. Przy promenadzie wzdłuż plaży, gdzie zlokalizowanych jest wiele barów i dyskotek stoją zderzak w zderzak osobówki i kampery i dla nas miejsca już nie ma. Z resztą nie wiem, czy w ogóle o takie miejsce byśmy zabiegali.
Zatrzymuje my się nieco z boku [N 37*55’58.2” E 15*21’25.6”] i choć zauważamy małą tabliczkę z przekreślonym kamperem, to nie niepokojeni przez nikogo spędzamy tam spokojną noc.
c.d.n.Agostini - 2014-03-06, 22:21 Wąwóz Alcantara Agostini - 2014-03-06, 22:24 W tym przypadku to dość łagodna wersja canyoningu. Agostini - 2014-03-06, 22:27 Kierunek Mesyna.Qcyk - 2014-03-06, 22:32 Andrzeku jak Ty wieczorem zapodasz zdjęcia to sen z powiek spędzasz
Piękna ta Sycylia z Wami Beta - 2014-03-06, 22:47 Po tej relacji zatęskniło mi się za camperowaniem i Italią ! W czerwcu będziemy nadrabiać - Włochy na cały miesiąc! krzysieks - 2014-03-06, 22:50 Zazdraszczam Beatko... wbobowski - 2014-03-06, 23:29 P1090121.JPG
Andrzejku, na podanym wyżej zdjęciu zainteresowali Cię panowie w tych wędkarskich strojach czy może... ta pani w białym bikini. Pawcio - 2014-03-07, 08:41
Agostini napisał/a:
Gdy z Markiem trafiliśmy w to miejsce, znaleźliśmy napis o treści „HOLAND”.
Pomyśleliśmy, że na pewno już się opatrzył, więc poddaliśmy go małej modyfikacji.
Poland.. Holand.. prawie to samo .
Pamiętam w Norwegii.. na kole podbiegunowym czy Nordkappie żeby ułożyć pamiątkową piramidkę z kamieni, za względu na brak budulca trzeba było rozebrać budowlę poprzedników.
Być może z Waszego napisu powstał Deutschland lub Czechland? Agostini - 2014-03-10, 22:07 Qcyk
Qcyk napisał/a:
Andrzeku jak Ty wieczorem zapodasz zdjęcia to sen z powiek spędzasz.
Marcin?
Mówiąc, że tymi zdjęciami spędzam sen z powiek, masz na myśli to samo zdjęcie, któremu Włodek tak się przygląda?
Beta
Beta napisał/a:
Po tej relacji zatęskniło mi się za camperowaniem i Italią ! W czerwcu będziemy nadrabiać - Włochy na cały miesiąc!
krzysieks napisał/a:
Zazdraszczam Beatko...
Dwa tygodnie na węgierskich termalkach, miesiąc w Italii - i to plan na pierwsze półrocze – to ja też zazdraszczam.
Miło mi widzieć Koleżankę jak również wiedzieć, że też tu zagląda.
wbobowski
wbobowski napisał/a:
P1090121.JPG
Andrzejku, na podanym wyżej zdjęciu zainteresowali Cię panowie w tych wędkarskich strojach czy może... ta pani w białym bikini.
A niech to... toś mnie Włodek zdemaskował.
Zaraz zaraz...
A dlaczego Twój wzrok utkwił jedynie na pani w bikini na drugim planie... a tą drugą, tą w seksownych gumowych spodniach nazywasz panem?
Oj chłopaki... co z wami?
Pawcio
Pawcio napisał/a:
Być może z Waszego napisu powstał Deutschland lub Czechland?
I tak każdy z tych napisów może mieć trochę własnego życia.
Chociaż powiem Ci, że kiedy pokazywano minę holenderskiego panczenisty, który przegrał z naszym Zbyszkiem Bródką,
to w tamtym momencie przypomniał mi się właśnie ten przerobiony holenderski napis na Etnie. Agostini - 2014-03-12, 21:07 Budzimy się w Santa Teresa di Riva, miejscowości, do której wczoraj wieczorem przypadkowo dotarliśmy.
Podobnie jak w Avoli i jeszcze kilku innych miejscach, poranek jawi się przyjaźniejszymi widokami od tych wieczornych. Jest spokojniej, wokół sporo zieleni, zwolniły się nawet gratisowe miejsca parkingowe przy promenadzie. Ale nie zajmujemy ich. Powodów jest kilka.
Nie do końca są to nasze klimaty, nad brzegiem morskim mamy zamiar znaleźć się jeszcze a najważniejszy to... że dzisiejszy dzień jest dla nas „Grande finale Sicilia”. Jeszcze dziś wyspę opuścimy.
Ale puki co, zawsze kiedy byliśmy nad morzem ten atut wykorzystywaliśmy, więc i tym razem nie jest inaczej i idziemy ostatni raz dać nura do sycylijskiego morza. Czysty, ciemny wulkaniczny piasek na plaży, dostępne prysznice, przejrzysta woda, mogą sprawić, że miejsce na jednodniowy odpoczynek w podróży nie jest najgorsze.
Choć do Mesyny mamy zaledwie 40 kilometrów to czasu musimy pilnować i długo nie zwlekamy z ruszeniem. Chcemy być na miejscu nie później niż w południe. A dlaczego?
A dlatego żeby nie przegapić pewnego widowiska, które odbywa się właśnie o tej porze na wieży mesyńskiej Duomo.
Z powodu burzliwej historii i serii wielkich trzęsień ziemi, w samej Mesynie nie zachowało się wiele zabytków.
Mozolnie odbudowane znowu legło w gruzach, kiedy to miastu przypadł wątpliwy zaszczyt być najbardziej bombardowanym miastem we Włoszech w czasie II wojny światowej.
Ktoś podążający tropem uciekiniera, podejrzanego Michelangelo M. bardziej znanego w pewnych kręgach jako niejaki Caravaggio, odnajdzie tu dwa nieopacznie pozostawione przez tego gościa ślady, będące dowodem dwuletniej obecności w tym mieście.
Musi tylko pofatygować się do Museo Regionale di Messina.
Miejsce już znamy, byliśmy tu blisko trzy tygodnie temu w noc po przekroczeniu cieśniny. Przy głównej arterii miasta Via Garibaldi znajduje się rekonstrukcja normańskiej XII-to wiecznej katedry zbudowanej przez Rogera II. Obok niej stoi kampanila (dzwonnica) a na niej umieszczono największy na świecie zegar astronomiczny pokazujący nie tylko czas ale i datę.
Warto znaleźć się tu właśnie w południe bo poza pięknym zegarem, przy dźwiękach podkładu muzycznego obejrzymy także plejadę ruchomych figurek.
Po wybiciu przez dzwon godziny, swoje śpiewy rozpocznie ko-gut a kogoś nieprzygotowanego na takie odgłosy wystraszy lew wydający z siebie trzykrotny ryk.
Ale tego to trzeba raczej posłuchać...Agostini - 2014-03-12, 21:11 W Mesynie.Agostini - 2014-03-12, 21:22
...Ktoś podążający tropem uciekiniera, podejrzanego Michelangelo M. bardziej znanego w pewnych kręgach jako niejaki Caravaggio, odnajdzie tu dwa nieopacznie pozostawione przez tego gościa ślady, będące dowodem dwuletniej obecności w tym mieście.
Musi tylko pofatygować się do Museo Regionale di Messina. ...
Jak się ma w całej Europie zaprzyjaźnionych detektywów, to uciekinier nie ma szans
Miałam coś popisać ale tak tu dzisiaj miło, że tylko sobie poczytam i fotki obejrzę Agostini - 2014-03-12, 21:30 Z Piazza Duomo jest już rzut beretem (no może kilkanaście rzutów) do przystani portowej, gdzie po kwadransie oczekiwania na wjazd na prom, koniec sycylijskich wakacji staje się faktem.
Trzydziestominutowa podróż miedzy Charybdą a Scylią, potworami strzegącymi obu brzegów (czas sjesty – pewnie dlatego nie spotkaliśmy) , przebiega na zewnętrznym pokładzie z twarzami i wzrokiem skierowanymi w jedną stronę. Tak żegnamy się z wakacyjną przygodą na odległej, niezwykłej wyspie, i z jej mieszkańcami, uważającymi się najpierw za Sycylijczyków a dopiero później za Włochów.
Plan na resztę dnia nie jest skomplikowany. Trzeba pokonać ile się da kilometrów i zatrzymać gdzieś na nocleg.
Czas nas nie goni, mamy dwa, może trzy dni w zapasie (Sówki jeszcze więcej) i spożytkujemy je gdzieś na północy Włoch. Gdzie do końca nie wiadomo, jest kilka scenariuszy a na ostateczną decyzję nikt się nie decyduje. Bo też i nie musi, nie jest to w tej chwili najważniejsze, na razie jedziemy do góry i tyle.
Na wysokości Catanzaro autostrada biegnie kilkukilometrowym odcinkiem wzdłuż zachodniego kalabryjskiego wybrzeża.
Ciężko się powstrzymać, bo widok morza i plaży z daleka wyrobił już u nas odruch taki sam jak żarówka u psa Pawłowa.
Jako że mamy za sobą trochę przejechanych kilometrów i pora obiadowa minęła bez obiadu, postanawiamy zjechać z szybkiej trasy i jadąc dalej równoległą lokalną drogą wypatrzyć jakieś fajne miejsce na taką przerwę.
Nie wydaje się to nawet trudne, bo wzdłuż nowej drogi, za pasem jakiś badyli i zielska ciągnie się szeroka niekończąca się plaża. Przy niej sporo ludzi i rzędy samochodów i tylko wjazdu jakoś nie widać.
Samochodów na drodze przybywa, uformowała się już nawet kolumna, która ni stąd ni zowąd z włączonymi kierunkowskazami zaczyna skręcać w jakąś szutrową drogę. To dobry znak, robimy to samo, przecież tambylcy najlepiej wiedzą gdzie trzeba jechać.
Tak, tylko że ten potok samochodów napływał tu chyba od rana. Na olbrzymim zapiaszczonym parkingu ruchem kierują już w odblaskowych kamizelkach „municipale” a miejsc wolnych i tak nie widać.
Poza tym to nie o to chodziło, nie uśmiecha nam się stać w jakimś szesnastym rzędzie wśród aut jak na parkingu centrum handlowego przed świętami.
Szukamy obrzeży tego spędu, ale przy polnej drodze wzdłuż morza stoją już ciasno poustawiane samochody. Gdy kończą się samochody droga staje się o szerokości do przejazdu tylko dla jednego samochodu... np. takiego jak ten który nadjechał z naprzeciwka. Kamienne twarze pasażerów auta sugerują, że nie powinienem zastanawiać się tylko od razu brać się za wrzucanie wstecznego biegu. Przeciągająca się chwila wzajemnego mierzenia wzrokiem nie pozostawia złudzeń kto tu ma chyba większe prawa. Z resztą i tak pchanie się w coraz bardziej miękką i nie wiadomo dokąd prowadząca drogę jest ryzykowne. Cofamy.
Jedziemy na wstecznych już kilkaset metrów i ciągle nie ma gdzie zawrócić. Marek trafia na jakąś lukę i skutecznie ten manewr wykonuje. Teraz kolej na mnie. Na pierwszy rzut oka trochę mam za mało miejsca, ale próbuję.
Niestety przednie koła jakiś metr od twardego podłoża grzęzną w miękkim piasku i ani rusz. Do tyłu, do przodu, znowu do tyłu i tak kilka razy, bez rezultatu.
Wiem co taka sytuacja oznacza, robię to z wyczuciem, delikatnie, tak żeby nie zakopać się po osie a także żeby nie wracać do domu bez własnego sprzęgła. Trwa to już chwilę, panowie nie denerwują się, przyglądają się z samochodu ale do pomocy też się nie kwapią. Basia chce wysiąść i wesprzeć nasze wysiłki. Nie protestuję, bo widzę jak Marek zaparty po kostki w piachu usiłuje zgnieść moją maskę.
A teraz uwaga!
Ledwie Basia staje przed samochodem, ledwie kładzie ręce na karoserii, wrzucam wsteczny, puszczam sprzęgło i... kamperek gładko wjeżdża na utwardzoną część drogi.
Za pierwszym razem. Niesłychane.
Co znaczy mieć u swego boku silną kobietę.
Kołami na twardej drodze już stoję lecz „buzia” ciągle nie w tą stronę. Znowu jakieś 500 metrów na wstecznym, ale poszerzyło się, to już ten wielki parking i można bezpiecznie zawrócić.
Jestem zły... i przez radio już krzyczę:
-Spadajmy stąd i to czym prędzej! ............... A temu kto nas tu wprowadził to ja bym mu nogi...
-Co..? Jaa?
-Słabo coś słyszę! Co tak trzeszczy? Nic nie słyszę!
Dojeżdżamy do pierwszej miejscowości, jedziemy powoli, uważnie wypatrując jakiegoś miejsca.
Stajemy wśród palm na parkingu należącym do otwieranej dopiero wieczorem restauracji w Marina di Gizzeria [N 38*.57’56.3” E 16*09’05.0”].
Jest na tyle miło i przyjemnie, że ta chwila przedłuża się tak do trzech godzin w plusie (dużym plusie).
Dzień kończymy po następnych trzech godzinach, już po zmroku, na parkingu tym razem stacji benzynowej [N 40*23’53.6 E 15*34’55.2”] 150 km przed Napoli.
c.d.n.Agostini - 2014-03-16, 17:46
Santa napisał/a:
Agostini napisał/a:
...Ktoś podążający tropem uciekiniera, podejrzanego Michelangelo M. bardziej znanego w pewnych kręgach jako niejaki Caravaggio, odnajdzie tu dwa nieopacznie pozostawione przez tego gościa ślady, będące dowodem dwuletniej obecności w tym mieście.
Musi tylko pofatygować się do Museo Regionale di Messina. ...
Jak się ma w całej Europie zaprzyjaźnionych detektywów, to uciekinier nie ma szans
Jasne.. i nawet nie martwię się, że jest to mój pierwszy na kogokolwiek donos. Agostini - 2014-03-16, 20:54 W dalszym ciągu podróżujemy autostradą, najkrótszą drogą na północ. Wrażeń wieziemy ze sobą pełnego kampera, więc za nowymi już aż tak bardzo się nie rozglądamy. To jest nasz powolny, ale jednak powrót do domu.
Krysia z Markiem nie byli jeszcze na południu Włoch, chcieliby skorzystać z okazji i może coś obejrzeć.
Jako dobre cele na jednodniowe zwiedzanie wskazujemy na Pompeje i Wezuwiusza leżące na dzisiejszej naszej trasie. Ale w tak upalny dzień jak dzisiaj, to będą dość wyczerpujące dwie tułaczki i żeby bez większego forsowania się zrealizować taki plan, najlepiej jest zatrzymać się na popularnym „Zeusie” i przeznaczyć na to cały dzień.
My już tam byliśmy, oba te miejsca znamy, więc moglibyśmy pojechać dalej i spotkać się następnego dnia na Monte Cassino. Bardzo lubimy tamten klimat i tam przebywać, i w oczekiwaniu na Sówki wcale nie przeszkadzałoby nam spędzić tam jeden dzień więcej.
Wahanie i niezdecydowanie trochę się przeciąga, więc żeby wilk był syty i owca cała, decydujemy, że wszyscy zatrzymamy się w Pompejach i kiedy Marek z Krysią pójdą szybko zwiedzić miasto, ja z Basią popilnujemy kamperów i jeszcze po południu wszyscy razem zdążymy dojedziemy do Cassino.
Taka przerwa i wyciągnięcie sobie nóg w podróży wydają się nie takie złe i dopiero przygrzewające dach kampera słońce i bezczynność, powodują w nas, przyzwyczajonych w ostatnich tygodniach do niespodzianek i dreszczyku emocji, że czas zaczyna się niemiłosiernie dłużyć.
Po kilku godzinach pojawiają się Sówki i możemy ruszać w dalszą drogę. Z Neapolu słynną Autostradą Słońca bez przeszkód docieramy do miasta Cassino by następnie wijącymi się serpentynami w towarzystwie pięknych widoków na okolice wjechać na wzgórze Montecassino. Na nasze Monte Cassino.
Krótka droga do parkingu [N 41*29'30.3" E 13*48'32.5"] a na niej spotykani rodacy i ich pozdrawiające gesty napawają nas prawdziwą radością. Czujemy, że jesteśmy u siebie.
Widzimy pewne zmiany sprzed dwóch lat, zniknęły baraki kamieniarzy, a aleja prowadząca na cmentarz zaczyna się teraz rozpoczętą jakąś nową budowlą. Ale najbardziej zauważalny jest brak szpaleru wysokich cyprysów, które zastąpiły niedawno posadzone niewielkie tuje.
Już rano wiedziałem, że jak tylko dojedziemy na miejsce i pora dnia na to pozwoli, to wybiorę się na długi spacer by poszukać wśród wzgórz czegoś za czym bezskutecznie ostatnim razem krążyłem po okolicznych ścieżkach. Dziś jestem bardziej przygotowany, wiem w którą stronę na pewno się kierować więc nie tracę czasu i od razu przygotowuję się do wyjścia.
Przez dziurę w płocie, drogą wzdłuż cmentarza a później ścieżką przez las pewnym krokiem zmierzam do celu. A jest nim jeden z czterech pomników pozostawionych na polu walki. To pomnik 4 Pułku Pancernego „Skorpion”.
12 maja 1944 roku pomiędzy wzgórzami zwanymi „Głową Węża” i „Widmem”, silna eksplozja zwielokrotnionej miny zatrzymała Shermana, czołg z pięcioosobową załogą dowodzoną przez ppor. Ludomira Białeckiego. Siła detonacji była tak wielka, że przebijając pancerz spowodowała wybuch amunicji wewnątrz pojazdu z jednoczesnym oderwaniem i odrzuceniem wielotonowej wieżyczki czołgu. Troje pancernych zginęło na miejscu, czwarty zmarł po kilku dniach a dowódcę odnaleziono poległego dopiero po ponad tygodniu, już po zdobyciu klasztoru.
Ta pierwsza tragedia załogi czołgu w odrodzonej broni pancernej miała wielki wyraz symboliczny. Dzięki staraniom żołnierzy i dowództwa wzniesiono pomnik na bazie wraku z krzyżem wykonanym z elementów gąsienic i z zachowaniem układu jaki pozostał po bitwie. Czołg jedynie podmurowano i otoczono murkiem.
Warto tu przyjść [N 41*30'15.0" E 13*48'02.2"], na chwilę zatrzymać się by oddać hołd i cześć polskim żołnierzom, którzy strzegą dzisiaj tych strzępków wywalczonej przez siebie polskiej ziemi. To nasza historia i nasza powinność. Skrawki tej ziemi na zawsze już będą nasze.
W drodze powrotnej można przyjrzeć się Mass Albanecie, ruinie budowli, która była silnym punktem niemieckiej obrony na kierunku natarcia jednego z batalionów Strzelców Karpackich wspieranych przez „Skorpiony”.
Ta powoli kończy się nasz kolejny dzień w Italii.
c.d.n.Agostini - 2014-03-16, 20:59 W Cassino i na Monte Cassino. Agostini - 2014-03-16, 21:06 Pomnik 4 Pułku Pancernego „SKORPION”Fux - 2014-03-16, 21:17 A tego nie zauważyliśmy. zbyszekwoj - 2014-03-17, 10:26 "Domek doktora". Polecam książkę "Wojna ,ludzie,medycyna"dr.Majewskiego .Po wojnie mieszkańca Lublina ,dyrektora Szpitala Wojskowego.Wyjaśni się zagadka nazwy domku,poruszanej już przez Agostiniego we wcześniejszej relacji spod Monte Cassino.Agostini - 2014-03-18, 21:01 Fux
Fux napisał/a:
A tego nie zauważyliśmy.
Fuksik, bo to trzeba ruszyć... hmm, no wiesz co... trochę dalej niż tam gdzie wzrok sięga.
zbyszekwoj
zbyszekwoj napisał/a:
"Domek doktora". Polecam książkę "Wojna ,ludzie,medycyna"dr.Majewskiego .Po wojnie mieszkańca Lublina ,dyrektora Szpitala Wojskowego.Wyjaśni się zagadka nazwy domku,poruszanej już przez Agostiniego we wcześniejszej relacji spod Monte Cassino.
Na pewno przekaz naocznego uczestnika tamtych wydarzeń musi być niezwykle ciekawy. Myślę, że nikt z nas nie chciałby być świadkiem tamtych przeżyć ludzi.
Pozwolisz Zbyszku, że odrobinkę ujawnię z tej niewiadomej.
Ten kamienny dom na Wzgórzu Węża znajdował się w głównej strefie natarcia dywizji Karpatczyków i został zamieniony w Batalionowy Punkt Opatrunkowy.
„Domek doktora” - nazwę tą nadali sami żołnierze od stacjonujących tam kolejno frontowych lekarzy wojskowych.
We wcześniejszej relacji, na podstawie przekazów kamieniarzy pracujących przy remoncie cmentarza pisałem, że mieszka tam podobno jakiś Polak.
Otóż, ani wtedy, ani teraz nie mieszka tam żaden Polak.
A kto tam mieszka mieliśmy okazję dowiedzieć się i poznać następnego dnia. Ale to w kolejnym odcinku...Fux - 2014-03-18, 21:18
Agostini napisał/a:
, to miało być błyskotliwe?Agostini - 2014-03-18, 21:26
Fux napisał/a:
Agostini napisał/a:
, to miało być błyskotliwe?
Jasne... jeśli Cię to uraziło to nie. Fux - 2014-03-18, 21:31 Na Monte Cassino wstąpiliśmy „po drodze" do Rzymu i był to spontan głównie dla Młodzieży. Byliśmy tam może ze dwie godziny w paraliżującym upale.
Ale dzięki za inspirację; kiedyś tam wdepniemy na dłużej.
Obraza?
Skądże; podtrzymanie konwersacji.Agostini - 2014-03-21, 23:08 Rano jeszcze raz na krótko odwiedzamy polski cmentarz, bo później mamy zamiar pojechać w okolicę Monte Cairo i wsi-osady o podobnej nazwie by zajrzeć na znajdujący się tam inny cmentarz. Ale zanim stąd odjedziemy, pójdziemy z Makiem na wzgórze 593 do obelisku 3 Dywizji Strzelców Karpackich.
Droga nie jest ani długa ani trudna, zaczyna się tą samą dziurą w płocie, później prowadzi wąskim betonowym duktem a na końcu ciągle wyraźną ścieżką.
Gdzieś tak w połowie tej leśnej drogi, ku naszemu pewnemu zaskoczeniu, słyszymy a za chwilę widzimy jadący z dołu samochód w naszą stronę. Zdziwienie jest spore, bo na tym odludziu ciężko spodziewać się kogokolwiek a co dopiero pędzącą w tych okolicznościach osobówkę. Jesteśmy wręcz zmuszeni odskoczyć na bok bo samochód dość szybko jedzie pod stromą górę i wyraźnie z powodu długiego podjazdu i dużego nachylenia nie chce wytracać prędkości.
Jestem przekonany, że nie jeden miałby spore obawy przed takim podjazdem, dlatego widok kobiety na dodatek za kierownicą wywołuje w nas uśmiech z jednoczesnym szczerym podziwem.
Już przy samym obelisku droga kończy się krzyżówką, od niej w lewo ostro skręca żwirowa ścieżka a w prawo widać w oddali jakieś zabudowania.
Po dziesięciu minutach, kiedy do tego miejsca dochodzimy, widzimy mężczyznę, pasażera mijającego nas punciaka, który w towarzystwie dwóch piesków wychodzi jakby nam naprzeciw.
Kłaniamy się uprzejmie, on jeszcze bardziej, delikatnie się uśmiecha i niepewnym głosem pyta:
Niestety na tym nasza konwersacja się kończy. Nie potrafimy wyraziście z panem się porozumieć. Ale nie trudno odgadnąć, pan nas gestami ewidentnie zaprasza w stronę zabudowań od których przyszedł.
Reszta dialogów także odbywa się bardziej przy pomocy rąk niż języka ale pamiętając z Loreto, że dom to „casa”, „medico” i „doktor” to intuicyjnie każdy wie co oznacza, uświadamiamy sobie, że chodzi o „Domek doktora”. To ci dopiero niespodzianka.
Dziękujemy za zaproszenie i umawiamy się, że teraz pójdziemy do pomnika a wracając zajdziemy do niego.
Jesteśmy na szczycie wzgórza 593, na Górze Ofiarnej pod pomnikiem Karpatczyków.
To jedenastometrowy obelisk zwieńczony krzyżem, na jego bokach znajdują się spiżowe orły i świerki symbolizujące dywizję i słynny napis w czterech językach: „Za wolność Waszą i Naszą, my żołnierze polscy oddaliśmy Bogu ducha, ziemi włoskiej ciało, a serca Polsce”.
Pomnik jest widoczny z klasztoru i wielu miejsc w okolicy, jest również w porównaniu do pozostałych najokazalszy. To przecież tu polało się najwięcej żołnierskiej krwi.
Jak wiemy, wielcy tego świata nie docenili wysiłku i ofiary, ani celu polskiego żołnierza. Do Polski nie powrócili nie tylko ci polegli, którzy już na zawsze w Italii pozostali ale również większość ich kolegów.
Następował czas, że decyzje o Naszej przyszłości mogły podejmować jedynie kluby, do których wpisowe wynosiło milion żołnierzy.
Schodzimy ze wzgórza i kierujemy się do „Domku doktora”. Tu zapoznajemy się z domownikami, Franco i jego żoną Giovanną.
Mamy spore trudności z porozumieniem się, ale mimo to gospodarz oprowadza nas po obejściu i pokazuje różne zakamarki. Niespiesznie przechodzimy za budynek, gdzie wyciągniętą ręką wskazuje na wielki krzyż na sąsiednim wzgórzu ( to pomnik Kresowiaków) i odgadujemy, że chce coś powiedzieć o czołgu-pomniku.
Franco chętnie pozuje do zdjęć... ba, nawet zachęca do ich robienia, na koniec pokazując, że chciałby je także mieć.
Ok, nie ma sprawy... ale żeby mu je przysłać , potrzebuję poznać adres.
Znowu posługując się włosko-angielsko-suahili-migowym prosimy by mi go w takim razie zapisał. Przekaz najwyraźniej jest skuteczny, bo wchodzi do domu i po chwili wraca z kartką papieru, długopisem, dwiema szklankami i... piwem dla nas. Polskim piwem.
Franco ma zauważalne trudności z pisaniem i muszę cały adres, konsultując literka po literce przepisać po swojemu. Nawet w adresie podaje swoje imię jako „Franco”, choć pytany czy to to samo co Francesco, twierdząco przytakuje głową.
To bardzo mili i życzliwi ludzie i wszystko wskazuje na to, że Polaków traktujący tu w sposób szczególny.
To miejsce i to nieprzewidziane spotkanie będziemy z Markiem dobrze pamiętać, i nie tylko dlatego, że przez nie spóźniliśmy się do klasztoru przed jego zamknięciem. Agostini - 2014-03-21, 23:12 „Domek doktora” na Monte Cassino i jego obecni mieszkańcy. Agostini - 2014-03-21, 23:20 W okolicach Monte Cassino znaleźć można wiele cmentarzy i to nie tylko tych pozostawionych po II wojnie światowej.
Nic dziwnego bo przy południowym wejściu do tego naturalnego korytarza zapewniającego dostęp do stolicy Italii, już w starożytności stoczyło się wiele krwawych potyczek. Sam klasztor benedyktynów, na przestrzeni 15 wieków leżał w gruzach czterokrotnie.
My w swej ciekawości dzisiaj aż tak daleko nie będziemy zapuszczać się i odszukamy powstały w 1965 roku z kilku innych mniejszych, niemiecki cmentarz wojenny.
Odnajdziemy go na uboczu [N 41*31’45.9” E 13*49’20.3”], za miastem u podnóża Monte Cairo największego wzniesienia w okolicy. Żeby dostać się tam trzeba wyjechać drogą w kierunku północnym z Cassino następnie kierując się drogowskazami „Cimitero Militare Tedesco” dojechać do wsi Caira.
Cmentarz choć położony bardzo na uboczu jest zadbany i ładnie rozłożony na niewielkim wzniesieniu. Wejście zaczyna się niewielkim budynkiem z pomieszczeniem, którego ścinany pokryte są opisami na temat jego powstania i zdjęciami m.in. opiekującej się nim niemieckiej młodzieży.
W otwartej gablocie, jakieś księgi, chyba spisy i książka odwiedzin do której nie omieszkujemy się wpisać. Teraz po widocznym adresie zauważamy, że starsza para, która weszła przed nami to Amerykanie. Poznaliśmy ich dzisiaj rano na parkingu polskiego cmentarza, kiedy to mężczyzna podszedł do nas pytając co oznacza wyryta na krzyżach polskich grobów dodatkowa skośna belka.
Po schodach głównego budynku przechodzimy przez niewielki dziedziniec obok bardzo wymownej rzeźby zwanej „Rodzicami pogrążonymi w rozpaczy”. Figury przedstawiają ojca i matkę klęczących nad grobem zabitego syna.
Polegli Niemcy to w większości bardzo młodzi ludzie, wielu było Ślązakami. Wiele grobów jest anonimowych.
Tą panującą tu ciszę potęguje fakt, że poza nami i parą wspomnianych wcześniej Amerykanów nie ma tu nikogo. Jedynie w oddali, na uboczu stoi przyczepa kempingowa i kilka namiotów prawdopodobnie właśnie tej młodzieży opiekującej się cmentarzem.
Wydaje się, że pomimo korzystnego bilansu poległych spoczywających na obu cmentarzach (przypomnę, tu 20057, na polskim 1072) można by mieć jakąś satysfakcję. Ale niczego takiego nie odczuwamy. Wręcz przeciwnie, wychodzimy stąd niewiele do siebie się odzywając i przygnębieni.
Po pokonaniu wielkiej obwodnicy rzymskiej, dalsza droga na północ wiedzie już poza autostradą, drogami w kierunku Jeziora Bolsena. Mamy jeden dzień do zagospodarowania i ma być z gatunku „rekreacja”, więc znowu z wielu propozycji ostatecznie decydujemy się na to włoskie jezioro.
Ale żeby rekreacja już była rekreacją to tego dnia do samego Jeziora Bolsena nie mamy zamiaru za wszelką cenę dojechać.
Po wcześniejszym uzyskaniu na to zgody, dzień kończymy kilkanaście kilometrów za Viterbo [N 42*32’12.5” E 12*02’14.6”] na przydrożnym parkingu jakiejś restauracji.
c.d.n.Agostini - 2014-03-21, 23:24 c.d.koko - 2014-03-22, 06:42 Przeczytane Podziwiane Podziękowanebogdan - 2014-03-22, 08:07 Jeszcze raz dziękujemy za wspaniałą relacje.
Pozdrawiam Wojciechu - 2014-03-26, 22:53 Jak na otwartych zajęciach przygodowo - geograficznych. Super - ocena cel.(6)Agostini - 2014-04-02, 21:03 koko, bogdan, prof-os
Dziękuję Koledzy za miłe słowa.
Ostatnio trochę ciężko mi się tu zebrać do jakiegoś tu dzialania, ale już się poprawiam i jedziemy dalej.
Dużo już nie zostało.Agostini - 2014-04-02, 21:26 Rano otwieram jedno oko, otwieram dru... nie, nie daję rady, nie mam siły, ponocne zmęczenie jest jeszcze zbyt duże. Otwieram więc żaluzje i... moje oboje oczu wyglądają już tak: . Nie wierzę, to ma być żart? Może i śmieszny, ale zależy dla kogo. Na parkingu jesteśmy tylko my a jedyny wyjazd z niego zamknięty jest podwójnym szlabanem spiętym wiszącą pośrodku kłódką.
Wszczynam w naszym małym obozie alarm, bo ewidentnie mamy problem i trzeba zacząć działać. Sam nie zwlekając idę do szlabanu by z bliska przyjrzeć jakich narzędzi będziemy potrzebowali żeby siłą forsować przeszkodę. Oo nie nie! Nie z nami te numery, żaden Italiano pod przykrywką uprzejmości nie będzie naszym kosztem się zabawiał. Chcą mieć krzywy szlaban to go będą mieli!
Zbliżam się do szlabanu, chwytam za kłódkę i... teraz moje emocje odda najlepiej ten emotikon: . Kłódka wisi, owszem, jest nawet zamknięta, ale tylko na uchu jednej połówki bariery i z podniesieniem jej do góry nie będzie żadnych trudności.
Jako sprawca tego zamieszania, zażenowany wracam pośpiesznie do kamperów by alarm odwołać i wszystkich uspokoić.
To jedyny moment znacznego poruszenia w naszych szeregach tego dnia.
Jesteśmy już w środkowych Włoszech, na styku trzech regionów: stołecznego Lacjum, Toskanii i Umbrii. Dwa lata temu także prowadziła nas tędy droga do domu i pamiętam jak zatrzymaliśmy się w przydrożnej zatoczce i urzekł nas widok z góry krajobrazu na tle Jeziora Bolsena. Dziś odbijamy z tej drogi i zjeżdżamy nad sam brzeg. Nie mamy żadnych namiarów i jakoś specjalnie sprecyzowanych planów, chcemy tylko jak zwykle najchętniej nad wodą zrobić sobie małą przerwę w podróży.
Wokół tego pokraterowego jeziora jest sporo kempingów a na jeden ładny nawet zaglądamy, ale ostatecznie nie jesteśmy zdecydowani na dłuższy pobyt, więc tylko oglądamy jakimi dysponuje warunkami. Zatrzymujemy się za to na płatnym parkingu z jeziorem po drugiej stronie drogi. Chodząc tak z naszymi kamperowymi krzesełkami w te i z powrotem, raz spod kamperów raz z plaży, spędzamy tu miło czas do późnego popołudnia.
Region wart jest większego zainteresowania. W okolicy znajdziemy Bagnoregio - miasto widmo, tuż obok jest Bolsena, Viterbo i wiele znanych już od starożytności gorących źródeł leczniczych. Nie bez znaczenia będzie spotkana jeszcze atmosfera odległa od tej z północnych kurortów turystycznych.
I w końcu Orvieto... nie mogę o nim nie wspomnieć, do którego w myśl zasady do trzech razy sztuka, wiemy że następnym razem musimy zawitać.
Dziś każdy nasz tu dzień jest już jakby ponadprogramowy to i większych wyrzutów sobie nie robimy, że to wszystko omijamy.
A może to i dobrze, bo w przeciwnym razie, tej relacji chyba nigdy bym nie skończył.
Zanim nastanie wieczór znowu jesteśmy gotowi do drogi. Zaczynająca się w beżowej Bolsenie z jej typową włoską architekturą, prowadzi w kierunku stolicy Umbriii, następnie obok ciągle podziwianego jedynie z daleka Orvieto i dalej z towarzyszącym raz po lewej raz po prawej Tybrem aż do samej Perugii.
Na miejscu jesteśmy niewiele przed północą.
Kilka kilometrów przed Asyżem, w uliczce przy jakimś boisku przyklejając się do zaparkowanego autobusu, spędzamy noc.
c.d.n.Agostini - 2014-04-03, 21:59 Asyż jest to miejsce, które zawsze będziemy chętnie jak tylko się da umieszczać na naszej włoskiej trasie. Choć miasteczko jest maleńkie a my byliśmy już tu kiedyś nawet dwa dni mieszkając na nieodległym kempingu, to i tak ciągle mamy niedosyt i nie możemy powiedzieć, że go znamy.
Tu godzinami można spacerować tylko po głównych uliczkach, zaglądać w ich zakamarki, przesiedzieć w obu bazylikach a później przycupnąć na jakimś murku i całkowicie zapomnieć o rzeczywistości. Taki jest Asyż.
Dzisiejsza wizyta także nie zaspokoi naszych wszystkich oczekiwań i chęci, ponieważ będzie zbyt krótka ograniczająca się tylko do miejsc, do których wszyscy zmierzają podczas kilkugodzinnych odwiedzin.
Po przekroczeniu automatycznej bramki zatrzymujemy się na wygodnym parkingu pod murami starego miasta, z którego ruchome schody zawożą nas do góry pod Porta Nuova (Brama Nowa), jednego z dwóch głównych wejść do Asyżu. Stąd to tylko parę kroków do bazyliki Santa Chiara, gdzie w ołtarzu głównym odnajdziemy słynny krzyż, który miał znaczący wpływ na życie Franciszka, a w kaplicy grobowej doczesne szczątki pierwszej klaryski, św. Klary.
Zaglądamy do rzymskiej świątyni Minerwy i dalej wąską ulicą, wzdłuż wysokich kamiennych domów zmierzamy do miejsca tu najważniejszego.
Widać ją z daleka, na wprost drogi świecącą się w słońcu kremową Bazylikę św. Franciszka.
Zarówno w dolnym jak i górnym kościele zachwyci nas wiele średniowiecznych fresków, malowideł, doświadczymy też niezwykłego klimatu tajemniczości i mistycyzmu. Każdy ma szansę znaleźć to czego będzie szukał.
W podziemnej kaplicy znajduje się grób świętego i choć odwiedzających nie brakuje to można tu w ciszy i spokoju posiedzieć sobie „sam na sam” z Franciszkiem tyle ile się chce.
Po tych miłych chwilach wytchnienia w bazylice, mijając sklepiki i kafejki powoli wracamy w kierunku, z którego przyszliśmy.
Miasteczko pełne średniowiecznych zaułków, ukwieconych skąpanych w słońcu starych domów jest niezwykle urokliwe, a wyobrażając sobie przechadzającego się tu Franciszka, można mieć wrażenie jakby czas się zatrzymał. To jest Jego miasto i to się tu czuje.
Opuszczając parking przy Porta Nuova trzeba pamiętać, że bilecik, który pobraliśmy wjeżdżając, należy skasować i należność uiścić w automacie przy schodach a nie przy bramce wyjazdowej.
Zanim opuścimy te okolice odwiedzamy odległą zaledwie o trzy kilometry „Porcjunkulę” (Cząsteczkę), skromny kościółek mieszczący się obecnie we wnętrzu Bazyliki Matki Boskiej Anielskiej. To wokół tej niegdyś otoczonej lasem kapliczki, pierwszego miejsca zebrań i modlitw, bracia budowali z gałęzi i gliny własne szałasy i w nich zaczynali zamieszkiwać.
Jeszcze z daleka ostatni rzut oka na amfiteatralnie położony magiczny Asyż, pamiątkowa fotka, i ze wspomnieniami o mile spędzonych ostatnich kilku godzinach mkniemy dalej na północ.
W nawigacji „wbita” jest Rawenna.
Docieramy do niej nawet nie tak bardzo późnym popołudniem, tak, że czas pozwala pójść jeszcze na plażę i zanurkować w tutejszym morzu. Ale jak szybko do niego wchodzimy tak jeszcze szybciej wychodzimy bo długa płycizna i kolor wody nie pozwalający dojrzeć własnych stóp będąc już na głębokości po kolana, jakoś nie zachęca do dłuższego przebywania w niej. Lazurów tu raczej próżno szukać.
Nie chciałbym też nikogo zniechęcać, bo może jest tak tylko w okolicy portu gdzie zatrzymaliśmy się na noc.
Urozmaiceniem wieczoru jest za to koncert odbywający się po drugiej stronie kanału portowego. Z tego powodu zatrzymało się tu nawet kilka osób przejeżdżających na rowerach, inni wyjęli z bagażników swoich samochodów krzesełka i rozsiedli się by słuchać muzyki.
Bierzemy z nich przykład i robimy to samo.
c.d.n.Agostini - 2014-04-03, 22:05 ...uliczką w Asyżu c.d.Agostini - 2014-04-03, 22:09 Porcjunkula – kolebka zakonu franciszkańskiego.Agostini - 2014-04-03, 22:11 Wieczór w Rawennie.Tadeusz - 2014-04-03, 22:24
Agostini napisał/a:
Ostatnio trochę ciężko mi się tu zebrać do jakiegoś tu dzialania, ale już się poprawiam i jedziemy dalej.
Andrzeju drogi, miewamy chwile zwątpienia, ja również nie jestem od nich wolny, ale one przemijają.
Robimy tu coś dla siebie nawzajem. Mnie to cieszy.
Swoimi pięknymi opisami podróży zapisałeś się do całkiem wąskiego grona podróżników stanowiących na tym forum jego sól i duch smaku.
Jestem Tobie i pozostałym Koleżankom i Kolegom, którym chce się chcieć, ogromnie wdzięczny.
Dziękuję. Agostini - 2014-04-05, 21:14 Na szczęście to nie zwątpienie a jedynie sporo obowiązków i bak czasu ogranicza moje możliwości.
Ale warto mobilizować się.
Ten post wyżej i wiele podobnych są tego dowodem.
Dziękuję Tadeuszu. Agostini - 2014-04-05, 21:58 Ta noc w Rawennie to już ostatnia nasza noc w Italii. Ostatnia, ale tylko dla mnie i Basi, bo Krysia z Markiem zostają tu jeszcze na dwa dni. Mają nieograniczony czas, rowery ze sobą, poznane już wcześniej ścieżki i za kilka dni zaplanowane odwiedziny w Austrii. My namowom na dłuższe pozostanie nie możemy ulec, bo zbyt często myślimy już o domu i sprawach nas czekających po powrocie. Z niego też systematycznie zaczynają docierać do nas pytania o termin przyjazdu. Jak to miło, prawda?
Mamy jedynie wątpliwości czy to tęsknota za rodzicami czy obawa o zdążenie z porządkami.
Niepokoi mnie też ten nieznany numer w „nieodebranych” w moim telefonie.
Boję się czy to nie minister Rostowski stojący na straży wpływów do budżetu państwa irytuje się już naszą długą nieobecnością w kraju. ...
Rano z widokiem w lusterku wstecznym machających nam na pożegnanie naszych wakacyjnych towarzyszy wyruszamy w drogę prosto do domu. Na trasie ostatnie jakieś zakupy i około południa Italia i wakacje w niej przechodzą do wspomnień.
Wiele widzieliśmy, wiele przeżyliśmy, to był dla nas piękny czas.
I tu w zasadzie mógłbym zakończyć tą moją przydługą opowieść gdyby nie pewien epizod, który przydarzył się nam jeszcze z początkiem następnego dnia. O nim też chciałbym opowiedzieć.
Wracamy tą samą drogą i do przejechania jest ok. 1400 kilometrów, więc podróży tego dnia nie uda się zakończyć. Na dziś główne zadanie to pokonanie jak największego dystansu, tak żeby w dniu jutrzejszym dotrzeć do celu przed wieczorem i we własnym domu, chwilę i na luzie jeszcze sobie posiedzieć. Ta sztuka powiedzie się kiedy dojedziemy do słowackiej granicy. Tam na znanym nam parkingu bezpiecznie możemy spędzić noc, rano zaopatrzyć się w winietę i pozostały odcinek bez większego wysiłku pokonać.
Zbliża się północ a ja bujam się już ze zmęczenia za kierownicą. Ciągle jeszcze jesteśmy na Węgrzech i żeby dotrzeć do słowackiej granicy brakuje nam ok. 2 godzin. Odpuszczam, bo z doświadczenia wiemy, że takie „wbijanie” się z jazdą w noc, skutkowało następnego dnia porannym zmęczeniem i związanym z tym opóźnieniami. Decydujemy, że na dziś wystarczy.
Te węgierskie miasteczka już wieczorową porą są jakieś takie ciemne i wyludnione, dlatego nigdy nie planowaliśmy tu tranzytowego noclegu. Ale tym razem nie ma wyjścia i pierwsza mieścina postanawiamy, że zatrzymujemy się na noc. Nie tracę czasu na oceny i poszukiwania lepszych czy jeszcze lepszych miejsc tylko od razu parkuję w pierwszym oświetlonym centrum obok parku przy jakimś publicznym placyku.
Długo też nie siedzimy, zaraz idziemy spać bo po całym dniu jazdy oboje padamy ze zmęczenia.
Noc, godz. ok. 1,00-1,30
Słyszałem..? albo wydaje mi się, że słyszałem... głuchy odgłos uderzenia ? ...trzaśnięcia drzwiami zaparkowanego obok samochodu?
Eeee, pewnie mi się coś przyśniło.
Słyszę następne, jakby bliżej...
Jeszcze się nie poruszyłem, ale oczy mam już otwarte. Teraz następne uderzenie, i następne, cały kamper już się buja. Co jest grane?!
Czy my jedziemy? A kierowca chociaż wie dokąd?
Zaraz zaraz, to ja tu jestem kierowcą i leżę teraz w łóżku.
Na zewnątrz słychać wiele głosów, ktoś buja kamperem i jeszcze w niego łomocze. Teraz Basia krzyczy: „ktoś jest na dachu!!”.
Spoglądam... a w dużym oknie dachowym widzę zaglądającą czyjąś głowę. Co się tu dzieje?!
Jak się nie wydrę na niego ...ile mam tylko sił.
Dopadam drzwi, ale zabezpieczam je na noc dodatkową linką i teraz w półmroku nie mogę sobie z nią poradzić, dodatkowo Basia przeszkadza mi powstrzymując mnie przed wyjściem. Jak mam nie wychodzić kiedy ktoś mi kampera demoluje!
W końcu otwieram drzwi, wypadam na ulicę i widzę już tylko plecy trzech oddalających się młodych ludzi. Wydzieram się jeszcze raz w ich kierunku jednocześnie machając im na pożegnanie czymś czego jeszcze nie miałem okazji użyć.
Przez kilkanaście minut nie możemy się pozbierać nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Mamy za sobą miesiąc we Włoszech, Sycylię, Kalabrię, Palermo i nawet nieprzyjemna uwaga od kogokolwiek nas tam nie spotkała... a tu? ...u bratanków? ...na Węgrzech? Przecież jesteśmy prawie jak u siebie.
Po następnym kwadransie, już dużo spokojniejsi, nie przywiązujemy takiej wagi do tego zdarzenia, uznając to za jednorazowy incydent, za młodzieńczą fantazję połączoną z za dużą ilością wypitego piwa.
Po prostu... zaparkowaliśmy na drodze wracających imprezowiczów, którzy postanowili się zbawić.
Choć nie było to miłe (delikatnie ujmując), to nie przeraziło nas to aż tak bardzo, tak, że nawet nie zdecydowaliśmy się na przestawienie kampera w inne miejsce.
Wkrótce poszliśmy spać i zgodnie z przewidywaniami reszta nocy upłynęła spokojnie.
Kamper w żaden sposób też nie ucierpiał, niemniej za to co się stało musimy zapisać Madziarom małego minusa.
I taka oto wątpliwa przygoda spotkała nas na sam koniec.
Reszta drogi upłynęła już bez sensacji i przed wieczorem zameldowaliśmy się w domu.
To jest KONIEC
Krysi i Markowi dziękujemy za wspaniałe towarzystwo w tej wakacyjnej podróży, a Wam Forumowicze za obecność i towarzystwo w tej relacji.
Pozdrawiamy wszystkich - Basia i Andrzej koko - 2014-04-06, 10:15 zabezpiecz drabinkę taka kusiAgostini - 2014-04-06, 13:46
koko napisał/a:
zabezpiecz drabinkę taka kusi
Tak, wiem, jest nieskładana i wręcz zachęca żeby po niej się wdrapać.
Mógłbym ją zdjąć ale jest mi potrzebna, używam jej.
Zabezpieczenie też jest (widać je na małym zdjęciu pod podpisem), ale nie zabrałem tym razem... no bo po co wozić zbędne kilogramy. ...
Właśnie to zdarzenie chciałem opisać choćby trochę dla przestrogi. Aulos - 2014-04-06, 15:10 Andrzejku, wielkie dzięki za wyprawę. Sycylia wciąż jeszcze przed nami, ale po Twojej ostatniej relacji z Pragi, my także odwiedziliśmy czeską stolicę, zatem wszystko jest możliwe
Za piękną relację forumowe dowody uznania rysiol - 2014-04-06, 17:21 Korciło mnie już wcześniej, aby pogratulować wspaniałej wyprawy i podziękować (postawić piwo) za ciekawą relację, ale udało mi się doczekać z tym do zakończenia. Jak zawsze w Twoim wydaniu wspaniały tekst okraszony pięknymi zdjęciami. Dziękuję.Den-tal - 2014-04-06, 18:47 I ja rowniez doczekalem do konca opisu Waszej wakcyjnej przygody by pogratulowac wspanialego opisu i ciekawych zdjec. Jestem zawsze pelen podziwu dla ludzi, ktorzy potrafia prowdzic dziennik podrozy, a pozniej ze swada i humorem dzielic sie z innymi swoimi przezyciami. Mimo ze "zimowalem" dwa razy na Sycyli w Marina di Ragusa i zwiedzalem wyspe motocyklem, to z wielka przyjemnoscia
" zwiedzilem" ja raz jeszcze z Wami.Jestem rowniez pelen podziwu dla Waszego kampera, ktory wchlonal oprocz pasazerow,skuter, ponton z silnikiem plus paliwo i wyposazenie do onych juz nie mowiac o wegierskim "najezdzie".Gratulacje raz jeszcze - jeden z najlepszych wakacyjnych opisow na tym forum. Duuuze Santa - 2014-04-06, 21:10
Agostini napisał/a:
...
Przez kilkanaście minut nie możemy się pozbierać nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Mamy za sobą miesiąc we Włoszech, Sycylię, Kalabrię, Palermo i nawet nieprzyjemna uwaga od kogokolwiek nas tam nie spotkała... a tu? ...u bratanków? ...na Węgrzech? Przecież jesteśmy prawie jak u siebie...
Myślę, że po Twojej Andrzeju pogodnej i nostalgicznej narracji, stereotyp Sycylii został na tym forum na zawsze złamany. W Twoim wątku - jak zawsze odnalazłam sympatyczny nastrój i klimat, którego szukam dla odprężenia i naładowania pozytywną energią. Dziękując za tę wirtualną podróż - serdecznie pozdrawiam jej bohaterów - głównie Basię, której siła potrafi przemieścić kampera (Basiu na spotkaniu w Częstochowie - zdradzę Ci tajemnicę jak w krytycznych momentach zatrzymać w kamperze męża - żeby więcej nie nadstawiał karku
Pozdrowienia również dla Waszych przyjaciół Krysi i Marka - z przyjaciółmi zawsze łatwiej łamie się stereotypy
Jest mi niezmiernie miło do podziękowania dołączyć wirtualny jubileuszowy setny browarek i życzyć Wam kolejnych wspaniałych podróży a nam takich pięknych relacji RODOS - 2014-04-06, 22:22 Temat postu: Sycylijskie .......Stawiamy 101 kolejne piwko za ciekawą relację i dobry początek drugiej setki.
Pozdrawiamy Lila i Tadeusz @ndrzej - 2014-04-06, 23:25 Przyłączam się do podziękowań! Jak zwykle, Andrzeju, kolejną Waszą wyprawę opisałeś w sposób profesjonalny! Qcyk - 2014-04-07, 11:13 Andrzej należy się Tobie wielka beczka zimnego piwka . Szacunek za wytrwałość i cudowna fotorelację. Masz talent Wojciechu - 2014-04-07, 11:34 W naszych młodzieńczych latach gawęde przy ognisku słuchało się z otwartymi ustami - to taka gawęda w dobie Internetu. Brakowało tylko odgłosu skwierczenia szczap w ognisku. Było nam bardzo przyjemnie. W realu stawiamy kawę.Endi - 2014-04-07, 12:05 Z Andrzejem jak zwykle...miło, sympatycznie i z dreszczykiem
Dziękuję Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-04-07, 18:16 Podobne zdarzenie my tez mielismy w Mohacz ,było swieto i młodzi stukali i kołysali kampera,potem uciekli. Dziekuje Barbara Marek Sowa - 2014-04-09, 00:16 Basieńko i Andrzejku od samego początku tej wyprawy podziwialiśmy Was za wspaniałe przygotowanie i program. Mapki oraz fotki ważnych miejsc z dokładnymi namiarami na postoje i wypady, opisy wydarzeń historycznych i atrakcji turystycznych co pokazałeś również w tej relacji. To wszystko znakomicie przydało się w podróży. Dziękowaliśmy Wam już za to osobiście ale z wielką przyjemnością uczynimy to jeszcze raz oficjalnie na forum od nas cała skrzynka i WIELKIE DZIĘKI !!! do następnego Agostini - 2014-04-09, 23:10 Aulos
Aulos napisał/a:
Andrzejku, wielkie dzięki za wyprawę. Sycylia wciąż jeszcze przed nami, ale po Twojej ostatniej relacji z Pragi, my także odwiedziliśmy czeską stolicę, zatem wszystko jest możliwe
Za piękną relację forumowe dowody uznania
Przed Wami Sycylia, Aulosiki, być może tak samo jak przed nami jest Portugalia. I u nas wyprawa musi poczekać na sprzyjający czas.
W jednym i drugim przypadku nie mam wątpliwości, że one się odbędą.
A Praga jest naprawdę ładna, myślę, że Wam też się podobała.
Dzięki za dowody uznania.
rysiol
rysiol napisał/a:
Korciło mnie już wcześniej, aby pogratulować wspaniałej wyprawy i podziękować (postawić piwo) za ciekawą relację, ale udało mi się doczekać z tym do zakończenia...
Oj Rysiu, no widzisz?! ...przez to Twoje przyzwyczajenie znowu myślałem, że Ty, to na pewno nawet tu nie zaglądasz.
Dziękuję Ci za Twój głos i piwko.
Den-tal
Den-tal napisał/a:
...Jestem zawsze pelen podziwu dla ludzi, ktorzy potrafia prowdzic dziennik podrozy, a pozniej ze swada i humorem dzielic sie z innymi swoimi przezyciami....
Nie prowadzę dziennika podróży, choć przyznam się, że pakując się na greckie wakacje (2012) przygotowałem sobie w tym celu kajet. Wiem, że wielu tak robi więc i ja pomyślałem sobie, że po powrocie korzystając z zapisków, ewentualna relacja będzie niemalże „gotowcem”.
I co? ...nie zrobiłem nawet jednej notatki.
Nie było na to czasu, nie było przekonania o takiej potrzebie ani ochoty na wyznaczanie sobie jakichkolwiek obowiązków. W końcu byłem na wakacjach.
Tak jest i obecnie. Nawet wiele zamieszczanych namiarów odnajduję na mapach dopiero w trakcie pisania relacji.
Przywożę za to dużo zdjęć, nawet tych nieudanych, a później przeglądając je przypominam sobie o wszystkich przeżyciach.
Widzę w tym jeszcze jedną zaletę. Z perspektywy kilku miesięcy, na wiele wydarzeń patrzymy inaczej. Za tymi miłymi jeszcze bardziej tęsknimy a te przykre oceniamy łagodniej.
Den-tal napisał/a:
Jestem rowniez pelen podziwu dla Waszego kampera, ktory wchlonal oprocz pasazerow,skuter, ponton z silnikiem plus paliwo i wyposazenie do onych...
I jakbyś wszedł do środka to byś się zdziwił bo mógłbyś tych rzeczy nawet nie zauważyć.
Santa
Santa napisał/a:
Myślę, że po Twojej Andrzeju pogodnej i nostalgicznej narracji, stereotyp Sycylii został na tym forum na zawsze złamany...
Złodziejstwo czy nieprzyjemne sytuacje zdarzyć się mogą wszędzie, wiadomo... choćby ostatni, zupełnie przypadkowy przykład.
Wybierając się na Sycylię, także, jak większość, nie byliśmy wolni od kojarzenia jej jedynie z mafią, „Ojcem chrzestnym” i podróżą podwyższonego ryzyka. Ale z każdym dniem mit złodziejskiej Sycylii ustępował miejsca Sycylii kolorowej, różnorodnej, życzliwych ludzi, pięknego morza, słońca i pradawnej historii.
Życzę wszystkim poznawania na własne oczy właśnie takiej Sycylii.
Santa napisał/a:
Jest mi niezmiernie miło do podziękowania dołączyć wirtualny jubileuszowy setny browarek i życzyć Wam kolejnych wspaniałych podróży a nam takich pięknych relacji
Dziękujemy, Lucynko, za pozdrowienia, dziękuję za jubileuszowy (a także inne) browarek i do miłego zobaczenia.
Santa napisał/a:
...Basiu na spotkaniu w Częstochowie - zdradzę Ci tajemnicę jak w krytycznych momentach zatrzymać w kamperze męża - żeby więcej nie nadstawiał karku
Ach te wasze sztuczki... i ta broń kobieca
Schabowy i zimne piwo?
RODOS
RODOS napisał/a:
Stawiamy 101 kolejne piwko za ciekawą relację i dobry początek drugiej setki.
Pozdrawiamy Lila i Tadeusz
Dziękuję Lilu i Tadeuszu, sympatyczni Gdynianie.
@ndrzej
@ndrzej napisał/a:
Przyłączam się do podziękowań! Jak zwykle, Andrzeju, kolejną Waszą wyprawę opisałeś w sposób profesjonalny!
Dziękuję za podziękowanie i piwko. Trochę mnie, Andrzeju, przeceniasz... ale to miłe.
Pozdrawiam.
Qcyk
Qcyk napisał/a:
Andrzej należy się Tobie wielka beczka zimnego piwka ...
To, że my jeszcze nie jedną beczkę piwa razem wypijemy, to ja Marcinku wiedziałem już wcześniej.
Teraz wiem kto postawi pierwszą.
Pozdrawiam całą Twoją rodzinkę.
prof-os
prof-os napisał/a:
W naszych młodzieńczych latach gawęde przy ognisku słuchało się z otwartymi ustami - to taka gawęda w dobie Internetu. Brakowało tylko odgłosu skwierczenia szczap w ognisku. Było nam bardzo przyjemnie. W realu stawiamy kawę.
I mnie jest przyjemnie, że tak tę naszą wakacyjną historię odbierałeś.
A wypić kawkę będziemy mieli okazję zdaje mi się już za kilka dni.
Endi
Cytat:
Z Andrzejem jak zwykle...miło, sympatycznie i z dreszczykiem ...
Dziękuję Endi. Bo z Tobą, Andrzejku, też jest jak zwykle... miło, serdecznie i po przyjacielsku.
Pozdrawiam Cię.
Zbigniew Muzyk
Zbigniew Muzyk napisał/a:
Podobne zdarzenie my tez mielismy w Mohacz ,było swieto i młodzi stukali i kołysali kampera,potem uciekli...
Dodrze, że chociaż później uciekają. Ale i tak nie jest to przyjemne.
Kiedyś w Bośni obstąpiła nas na czerwonym świetle chmara dzieciaków i też zaczęła pukać w kampera i żądać drobnych.
Marek Sowa
Marek Sowa napisał/a:
...Dziękowaliśmy Wam już za to osobiście ale z wielką przyjemnością uczynimy to jeszcze raz oficjalnie na forum od nas cała skrzynka i WIELKIE DZIĘKI !!! do następnego
Takich towarzyszy podróży, przygód i wypoczynku jak Wy, Sówki, życzę każdemu.
Krysieńka to dusza człowiek, a Marek to kumpel na każdą sytuację.
Nie mielibyśmy takiej frajdy z tego wyjazdu gdyby nie Wy. To nie kurtuazja, to prawda.
Dziękujemy Wam... i do następnego. Den-tal - 2014-04-12, 23:15 No, to ja moge tylko pogratulowac pamieci Ja sam bym po pol roku po wyprawie nie pamietal wielu szczegolow bez zapisywania( co i gdzie mi sie wydarzylo ani co jakie zdjecie przedstawia) tym bardziej ze nasze trasy powstaja spontanicznie i nieplanowo( i w tym cala przyjemnosc kamperowania). Na szczescie moja druga polowa jest bardziej dokladna i robi notatki jak i zdjecia zgrane z koordynatamiWHITEandRED - 2014-04-15, 18:29 Agostini - 2014-04-25, 22:56 Dziękuję za Wasze głosy i przychylne opinie dla tej mojej wypociny.
Stasiu, dużo zdrówka Ci życzę. mkpablo - 2014-05-02, 23:13 Temat postu: Trasa-ważniejsze , większe miasta i miasteczkaWitam serdecznie.
Bardzo zaciekawiła mnie ta wycieczka na Sycylje.
Czy jest możliwość podanie w kolejności nazw (od początku trasy) większych miast, miasteczek waszej wspaniałej podróży ?
Dziękuję i pozdrawiam
PawełPawcio - 2014-05-05, 08:48 Dzięki Andrzejku za relację. "Przerobiłem" ją sobie od nowa. Włochy to nasz ulubiony kierunek, a Sycylia, to kolejne miejsce po Półwyspie Sorrentyńskim, na którym chcielibyśmy spędzić urlop. Agostini - 2014-07-05, 23:19 Temat postu: Re: Trasa-ważniejsze , większe miasta i miasteczka
mkpablo napisał/a:
Witam serdecznie.
Bardzo zaciekawiła mnie ta wycieczka na Sycylje.
Czy jest możliwość podanie w kolejności nazw (od początku trasy) większych miast, miasteczek waszej wspaniałej podróży ?
Dziękuję i pozdrawiam
Paweł
Właśnie przydzieliłem sobie żółtą kartkę za zwłokę w odpowiedzi. ...
Po lewej stronie mapki znajdziesz listę po kolei odwiedzonych przez nas miejscowości.
Namiary GPS – odsyłam do relacji.
Pozdrawiam i życzę wszystkim udanych wakacji. Fux - 2014-07-06, 08:19 Odmowa dostępu w linku podanym przez Ciebie.dominicc - 2014-07-06, 18:12 Fux widocznie musisz się zalogować do usług google (posiadać konto na gmail). Ja mam i u mnie działa.Fux - 2014-07-06, 18:41 Mam i teraz działa.Załoga G - 2015-02-07, 17:02 Andrzeju mam pytanko, czy to prawda ze Calabria jest tańsza, chodzi mi o kempingi i morze bardzo ciepłe?Agostini - 2015-02-10, 21:57 Głównym celem naszej podróży była Sycylia i pobytów na kempingach w czasie tego przejazdu nie planowaliśmy. O warunkach i ich cenach nie mogę Cię zapewnić. Ale Twoje przypuszczenie wydaje mi się słuszne, południe, generalnie jest tańsze.
Kalabria, to dwa wybrzeża, zachodnie nad Morzem Tyrreńskim i wschodnie nad Jońskim. I oba, z moich spostrzeżeń, różne.
Wzdłuż tego pierwszego, wiele miejscowości pourastało już do rangi kurortów, niestety z ich konsekwencjami. To drugie, jest „niezadeptane” jeszcze, z niezliczoną ilością plaż ciągnących się wzdłuż drogi, bez wyraźnej masowej turystyki, bez zakazów. Możesz „brać” co chcesz, bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów. Problemem może stać się jedynie świadomość, że to biedniejszy region, i że może z jakiegoś powodu większość turystów wybrała popularne kąpieliska po zachodniej stronie półwyspu.
Podróżując w pojedynkę, poczucie bezpieczeństwa może być nieco mniejsze. To chyba jedyna obawa przed wyborem tej części Kalabrii.
O temperaturę wody nie co pytać. To najbardziej wysunięty na południe region kontynentalnych Włoch. A przejrzystość wody, szczególnie Morza Jońskiego, nie ma sobie równych.
Twój wpis przypomniał mi tamte chwile. Sam nie mam jeszcze pomysłu na najbliższe wakacje. Barbara i Zbigniew Muzyk - 2019-06-13, 21:41 Agostini,odnawiam twoja Sycylie,bo my po 9 latach jedziemy nie wiosna a jesienią na Sycylie.Będzie mi łatwiej przeczytać powtórnie Twoja relacje.Andrzej 627 czytaj Barbara MuzykAgostini - 2019-06-16, 22:19
Barbara i Zbigniew Muzyk napisał/a:
Będzie mi łatwiej przeczytać powtórnie Twoja relacje.
Miło, że ktoś jeszcze chce to czytać.
Basiu, jesteście kamperowcami jakich niewielu. Jak dla mnie, tu na forum jedyni tacy. Prawdziwie podziwiam Was.
Widzę, że Sycylia w tym roku cieszy się dużą popularnością.Barbara i Zbigniew Muzyk - 2019-06-17, 22:10 Niestety,mysle sobie,że za tyle lat to trochę będzie więcej obostrzeń,no i turystow też. Widać to na fotach tureckich schodów.Pewnie mniej będzie miejsc na dziko.Nasz wyjazd będzie długi,bo potem chcemy tak jak 2012 popłynąć na Peloponez, Krete,a może jeszcze coś,bo już mamy swoje lata a kamper duży do prowadzenia i pilotowania .Pozdrawiam Barbaratom-cio - 2019-06-17, 22:38 A ja stawiam Agostiniemu piwko za to, ze mu sie chcialo tak zjawiskowo ową Sycylie opisac, sporo punktow postaram sie w tym roku wykorzystac, trzeba tylko gps przekonwerterowac, bo google maps nie widzi wizjoner - 2019-06-17, 23:43 dobra i wyczerpująca relacja, pierwszy raz na nią trafiłem dzięki Muzykom sam tez byłem w 2015 na Sycylii ale nieco pobieżnie może pojadę za rok wiosną zobaczymy mimo wszystko bardzo mnie zauroczyła i zapadła w pamięciandrzej627 - 2019-06-18, 09:28
tom-cio napisał/a:
sporo punktow postaram sie w tym roku wykorzystac, trzeba tylko gps przekonwerterowac, bo google maps nie widzi
Co masz na myśli? Jakiej nawigacji używasz? Proponuję poczytać: Google My Maps ---> Garmin.MAZUREK - 2021-08-30, 12:45
Agostini napisał/a:
Miło, że ktoś jeszcze chce to czytać.
A my właśnie wybieramy się Waszym szlakiem we wrześniu br., w związku z tym przeczytałem ( z przyjemnością ) Twoją relację jeszcze raz. Oczywiście stawiam antwad - 2021-08-30, 16:11
MAZUREK napisał/a:
Agostini napisał/a:
Miło, że ktoś jeszcze chce to czytać.
A my właśnie wybieramy się Waszym szlakiem we wrześniu br., w związku z tym przeczytałem ( z przyjemnością ) Twoją relację jeszcze raz. Oczywiście stawiam
Od dzisiaj Sycylia w strefie żółtej. Maseczki na wolnym powietrzu i i takie tam. Największa ilość zachorowań ze wszystkich regionów Włoch.
Ponieważ cały czas obowiązuje stan wyjątkowy w całym państwie, zarządcy poszczególnych regionów mogą wprowadzać różne lokalne ograniczenia.
Można się zdziwić.Agostini - 2021-09-03, 22:15
MAZUREK napisał/a:
Agostini napisał/a:
Miło, że ktoś jeszcze chce to czytać.
A my właśnie wybieramy się Waszym szlakiem we wrześniu br., w związku z tym przeczytałem ( z przyjemnością ) Twoją relację jeszcze raz. Oczywiście stawiam
Sycylia choć odległa to warta jest odwiedzenia. A i po drodze jest co robić.
Cieszę się, że zamierzasz wzorować się na naszej podróży. Mam nadzieję, że wszystko potwierdzi się...Albo i lepiej... Jeśli tylko nie będziecie się spieszyć.
W takim razie szerokości, wysokości i niezapomnianych wrażeń życzę.
Pozdrowienia dla Grażynki. MAZUREK - 2021-09-05, 11:52 O tak! śpieszyć się nie będziemy, bo i dokąd? (już emeryci). Trochę nas zniechęcają nie najlepsze wieści odnośnie Covida na Sycylii i w ogóle we Włoszech (kontrola szczepień przy wejściach do budynków muzeów, pociągów, restauracji etc.). Dlatego też alternatywnie rozważamy Grecję (byliśmy dopiero raz 3 tygodnie). Decyzję podejmiemy pewnie na basenach termalnych na Węgrzech
ps. podziękowania od Grażynki i pozdrowienia dla Basi fan - 2021-10-09, 21:17 Jesteśmy aktualnie na Sycylii na promie żadnej kontroli , szczepień nie mamy
Może ktoś w pobliżu chętnie się spotkamygajor - 2022-07-27, 15:32 Witam wybieram się na Sycylie we wrześniu a kolega był ostatnio to prosiłbym o jakieś iinformacje i porady i wskazówki .Zgury dziękiandrzej627 - 2022-07-27, 15:46
gajor napisał/a:
prosiłbym o jakieś iinformacje i porady i wskazówki
i co mówił
Kilka lat temu odwiedziliśmy Sycylię, ogólnie pozostał niedosyt.
Tanio, gorąco, wszędzie śmieci, mimo tego bardzo fajniegajor - 2022-07-28, 08:24 andrzej627, dzięki super zestaw za plan zasłużone